sobota, 3 sierpnia 2013

Rozdział 5 - Pewność



Mijały godziny a ja wciąż walczyłam z płomieniem świecy. Nie pomagały ani moje myśli ani klasyczne sposoby gaszenia ognia (w akcie desperacji włożyłam nawet świecę pod wodę a ta... wciąż płonęła). Wyglądało na to, że płomyk żyje własnym życiem a przy tym nie należy do świata fizycznego. Choć świeca płonęła już od kilku godzin nie było na niej śladu stopionego wosku -wciąż wyglądała tak jak przed zapaleniem. Płomień nie był nawet ciepły. Być może trzeba było użyć czegoś w rodzaju wody święconej albo tego światła, którego użyła przeciw mnie Shura ale podobnym specyfikiem póki co nie dysponowałam.
Zrobiło się późno. Była już pierwsza w nocy, więc stwierdziłam, że spróbuję poradzić sobie z problemem rano. Zjadłam moją drożdżówkę, umyłam się, przebrałam i poszłam spać. Zasypiając wciąż przed oczami miałam migoczący płomyk.
To nie była spokojna noc. Śniły mi się koszmary o tym, że płomienie pochłaniają bliskie mi osoby a ja nie mogę nic na to poradzić. Co chwilę się budziłam. Dopiero ostatni sen miał nieco inny przebieg.
We śnie siedziałam w ogródku jakiejś kawiarni w centrum miasta. Nagle podeszli do mnie Suguro, Shima i Koneko i zaczęli się ze mnie nabijać. Z mojego wyglądu, z tego, że mieszkam w starym akademiku, z tego, że jestem zupełnie jak znienawidzony przez nich Rin (w moim śnie nienawidziła go cała trójka)...
- Dajcie mi spokój. – powiedziałam głosem pozbawionym emocji a gdy to nie pomogło posłałam w ich stronę 3 małe, czarne płomyki. Otworzyłam szeroko oczy przerażona tym co właśnie zrobiłam a oni uciekli zanim zdążyłam chociażby spróbować naprawić błąd. Płomyki urosły i zaczęły ogarniać ich ciała a gdy chłopcy zniknęli za zakrętem usłyszałam odgłos karambolu. Wpadli pod koła! Nie żyją! To ja wydałam na nich wyrok śmierci.
Nie..., tak nie mogło być... Pobiegłam za nimi. Moim oczom ukazał się przerażający obraz. W zderzeniu brało udział kilka samochodów, wszędzie widać było fragmenty blachy i rozbite szkło. Na krawężniku zauważyłam leżącą torbę mogącą należeć do ucznia Akademi Prawdziwego Krzyża..
- Nie, nie i jeszcze raz nie! Nie zgadzam się! To się nie może tak zakończyć! – krzyknełam i zaczęłam szukać wzrokiem. Za jednym z samochodów dostrzegłam iluminację pochodzącą z moich płomieni.
Okazało się, że jakimś cudem chłopakom udało się odskoczyć przed pojazdem, leżeli pod ścianą jednego z budynków. Poczułam ulgę jednak nie trwała ona długo. Płomienie na ich ciałach stawały się coraz większe a chłopcy zwijali się z bólu. To wszystko była moja wina! Uniknęli śmierci pod kołami tylko po to by czarny ogień dokończył dzieła! Ogarnęła mnie rozpacz i desperacja a moje ciało otoczyły płomienie. Działając instynktownie, bez większego zastanowienia posłałam w kierunku chłopaków nowy, silny płomień koncentrując się na tym by przy jego pomocy zdusić rozrastające się na ich ciałach płomyki ale im samym nie zrobić krzywdy. Krzyknęli z przerażenia, ale dość szybko zaczęli badać otaczające ich płomienie.
- Ból ustał.. – szepnął Shima patrząc na swoją ogarniętą płomieniami dłoń.
Cofnęłam płomienie. Chłopcy spojrzeli na mnie z zabawnymi minami będącymi mieszaniną strachu, zaskoczenia i wdzięczności. Uśmiechnęłam się i płomienie ogarniające moje ciało zaczęły słabnąć a rzeczywistość wokół mnie nagle stała się mniej realna. Sen się rozpływał.
Otworzyłam oczy. Przez zasuniętą zasłonę przedzierało się światło poranka, była 9 rano. Leżałam na łóżku w moim pokoju. Natychmiast przypomniałam sobie zmartwienia poprzedniego dnia – świeca na szafce wciąż płonęła rzucając na pokój swoją słabą iluminację. Tym razem jednak czułam się pewniej. Sen z którego właśnie się ocknęłam rzucał nowe światło na moje umiejętności.
- Ciekawe czy to faktycznie tak działa. – szepnęłam do siebie i pozwoliłam by moją rękę ogarnął ogień a następnie zbliżyłam ją do świecy koncentrując się na rozświetlającym ją płomyku. Tak jak myślałam, płomienie zmieszały się i już po chwili poczułam, że mogę kontrolować cały płomień. Zgarnęłam go i cofnęłam dłoń by spojrzeć na świeczkę. Już nie płonęła. Zacisnęłam dłoń w pięść i poleciłam płomieniom by zniknęły. Udało się.
- Że też wcześniej na to nie wpadłam. Jednak powiedzenie „Gdy masz problem którego nie potrafisz rozwiązać prześpij się z nim a rozwiązanie przyjdzie samo” sprawdza się w praktyce!
Gdy tylko iluminacja zniknęła skoczyłam wesoło do okna i rozsunęłam zasłony. Zapowiadał się piękny, słoneczny dzień. A ja pozbyłam się jednego ze swoich zmartwień. Oczywiście, sny jakich tej nocy doświadczyłam były niepokojące i ukazywały mi aż nadto wyraźnie jak łatwo mogę zrobić komuś za pomocą płomieni krzywdę jeżeli stracę nad sobą kontrolę ale miałam teraz też dużo nadziei i wiary w siebie. Tak łatwo uporałam się z płomieniem, z którym wcześniej walczyłam przez pół nocy! A sen w którym odkryłam sposób jego pokonania pozwalał mi mieć nadzieję, że metoda zadziała także w skrajnej sytuacji. Nikt przeze mnie nie zginie, bo nawet jeżeli dojdzie do najgorszego będę wiedziała jak powstrzymać płomień! Choć oczywiście miałam nadzieję, że nigdy nie będę zmuszona tego próbować.
Nagle poczułam rozchodzący się po akademiku cudowny zapach. Aż ślinka sama napływała mi do ust. Ktoś coś gotował. Szybko przebrałam się w codzienne ubranie (jeansy i czerwony tank-top) i podążając za zapachem zbiegłam w dół po schodach. Zaskoczyło mnie jak łatwo przychodzi mi poruszanie się. Zawsze łatwo się męczyłam i biegałam wolniej niż większość moich rówieśników. Tym razem jednak biegłam szybko a moje ciało nie wykazywało większego zmęczenia. Czyżby to jakaś nowa, demoniczna cecha? Świetnie się bawiłam.
Zatrzymałam się na parterze. Zapach dochodził (jak można było się spodziewać) z kuchni. Ostrożnie weszłam do stołówki i zerknęłam za blat. Przy kuchence, odwrócony do mnie tyłem stał wysoki chłopak o czarnych, rozczochranych włosach ubrany w jeansy i niebieską bluzę od dresu, przez plecy przewiązany miał czerwony, podłużny futerał.
- Ładnie pachnie. – powiedziałam nagle i z uśmiechem obserwowałam jak zaskoczony chłopak odwraca się w moją stronę. Mogłam teraz dostrzec jego szpiczaste uszy – Jesteś Rin, prawda?
- Tak, jestem Rin Okumura a ty... – odwrócił się i spojrzał na mnie a jego niebieskie oczy powiększyły się, zauważyłam, że sięga ręką w stronę futerału jakby przygotowywał się by szybko coś z niego wyciągnąć.
- Erika Kurimuson, wasza nowa lokatorka. Yukio albo Mephisto ci nie wspominali?- zapytałam zbita z tropu.
- Wspominali. Po prostu jakoś zapomnieli dodać, że pod nasz dach wprowadza się demon. – jego wzrok zatrzymał się na moich widocznych uszach.
- I kto to mówi? Sam mi na człowieka nie wyglądasz!
- Ja to co innego, ja jestem człowiekiem. Demonem też ale i człowiekiem!
- Tak jak ja.
Przez dłuższą chwilę przypatrywaliśmy się sobie w milczeniu. Nagle poczułam woń spalenizny.
- Cholera! – zawołał Rin i rzucił się w stronę kuchenki. – Uff, na szczęście tylko się trochę przypiekło. Chcesz kawałek?
Przerzucił na talerz zawartość patelni i pokazał mi swoje arcydzieło. Był to bardzo duży omlet. Ale nie byle jaki! Z pieczarkami, serem żółtym, pomidorami o Bóg wie czym jeszcze! Wyglądał i pachniał cudownie. Zaskoczyło mnie to jak szybko chłopak zmienił swoje nastawienie do mnie ale nie było to zdecydowanie coś co miałam mu zamiar wypominać.
- Tak, jasne. Dzięki.
- Mam nadzieję, że Yukio się nie wścieknie. Będzie musiał się zadowolić mniejszą porcją. – chłopak zachichotał, przekroił omlet na trzy części i przełożył każdą z nich na osobne talerze po czym wszystkie trzy położył na stole. Usiadłam naprzeciwko niego i spróbowałam kawałek dania. Było niesamowite!
- Pycha! Gdzie się nauczyłeś tak gotować?!
- W moim rodzinnym domu byli sami mężczyźni i żaden nie miał talentu do pichcenia. Więc postanowiłem się nauczyć. – uśmiechnął się i przez chwilę spoglądał w przestrzeń nieobecnym wzrokiem, zapewne pogrążony we wspomnieniach. – Mówiłaś, że też jesteś w połowie człowiekiem. Kim jest twój ojciec?
- Mój ojciec? – zachodziłam w głowę dlaczego chłopak o to pyta -Pracuje jako kierowca taksówki...
- Chodzi mi o twojego biologicznego ojca.
- On jest moim biologicznym ojcem. Jestem do niego bardzo podobna, odziedziczyłam po nim wszystkie geny. – zawahałam się – A przynajmniej byłam do niego podobna zanim urosły mi te uszy...
- Więc matka.
- Chcesz mi powiedzieć, że to się dziedziczy w genach?
- Oczywiście. – spojrzał na mnie ze zdziwieniem – Nikt ci nie powiedział?
Zamyśliłam się. Faktycznie, nikt mi o tym nie wspomniał. Mephisto mówił tylko, że moc którą władam to płomienie Śmierci ale nie zapytałam go skąd mi się to wzięło. Myślałam, że to jakaś mutacja. Ale teraz wszystko układało się w całość. Więc moją biologiczną matką była Śmierć. To dlatego nie odziedziczyłam żadnych genów po mamie. Tylko jakim cudem mnie urodziła?
- Masz rację, nikt mi o tym nie powiedział. – zawahałam się chwilę po czym zapytałam - A ty, po kim to masz?
- Nie chcesz wiedzieć.
Już miałam zacząć się spierać, gdy w drzwiach stołówki pojawiła się kolejna osoba. Był to poznany wczoraj Yukio Okumura. Miał już na sobie strój egzorcysty.
- Cześć Erika, widzę, że poznałaś już mojego starszego brata Rina. Smacznego wam życzę. – nowoprzybyły usiadł koło nas i zabrał się za jedzenie swojej części omleta – Jak zwykle pychota, braciszku.
- Dzięki. – odparł Rin i również zabrał się do jedzenia.
- Starszego? – spojrzałam na obu chłopców, z tych dwojga zdecydowanie to Yukio wyglądał na starszego z braci. Nie wspominając o tym, że to właśnie on najwyraźniej miał już za sobą ukończoną szkołę dla egzorcystów.
- Tak, wszystkich to dziwi. Jesteśmy bliźniętami, więc Rin jest starszy tylko formalnie. Mój braciszek już chyba zawsze pozostanie niedojrzałym dzieciakiem. – stwierdził młodszy chłopak i rzucił bratu rozbawione spojrzenie.
- Nie jestem żadnym dzieciakiem, dzieciaku! – odkrzyczał mu Rin.
Różnica między chłopcami była naprawdę rażąca, trudno było uwierzyć, że naprawdę są braćmi a co dopiero bliźniętami. Ale chwileczkę...
- Jak możecie być bliźniętami? Znaczy... Yukio wygląda normalnie...
- Jesteśmy bliźniętami dwujajowymi, nie odziedziczyłem tych samych genów co Rin. – odpowiedział Yukio.
No tak, odpowiedź była aż nadto oczywista. Przez chwilę jedliśmy w milczeniu. Poważniejszy z bliżniaków pierwszy skończył swoją porcję i wstał.
- Gdzie się tak spieszysz, Yukio?- zapytał Rin.
- Mam robotę.
- Mogę iść z tobą?
- Po co pytasz? I tak zawsze robisz co chcesz... – stwierdził okularnik zrezygnowanym tonem.
- A ja mogę?- zapytałam z nadzieją. Chciałam zobaczyć braci w akcji. Rin spojrzał na brata.
- Weźmy ją, ja też miałem swoją pierwszą akcję będąc Page.
Yukio przyjrzał mi się uważnie, po czym stwierdził:
- Niech będzie. To nie jest trudne zadanie. Przebierzcie się w mundurki szkolne, poczekam przed budynkiem.

3 komentarze:

  1. Jejć.. Witam po jakże długiej przerwie ! ;*
    Tak wiem, wiem, pewnie mnie już tu nie chcesz :C Obiecałam, że skomentuję wszystko wcześniej, ale cóż.. moje życie nie nabiera wcale sensu (wręcz przeciwnie), a mój czas i wen, który potrzebny mi do pisania, również mnie opuściły i nie chcą powracać :c (Jak widać dopiero w chorobie trochę wróciły >.<) Ale, że znalazłam trochę czasu i weny to postanowiłam w końcu nadrobić chociaż jeden rozdział :3 No i jestem ^^
    Ogółem to muszę przyznać (już nie pamiętam czy zwracałam na to uwagę, jak tak to wybacz, ale skleroza niestety nie boli ;c), iż troszkę brakuje mi akapitów, ale takie odstępy, w sumie mogą je zastępować, więc nie czepiam się ;3
    "własnym życiem a przy tym nie" - tutaj przed "a" powinien być chyba przecinek, ale jednak interpunkcja i ja od zawsze się nienawidzimy, przy okazji dzięki lekcjom polskiego to już wgl. nie wiem gdzie te przecinki być powinny O.O xD
    "w rodzaju wody święconej albo tego światła którego użyła przeciw mnie" - tutaj to jestem na ee... (39%? xD) pewna, że przed "albo" i "którego" powinien być ten przecinek xD Albo i nie...
    Już nie czepiam się czy przed "a" powinien być przecinek czy nie, bo już pojęcia nie mam xD (tak jestem geniuszem i nie odróżniam zdań xD)
    "ich moje płomienie! Ogarnęła mnie rozpacz i desperacja a moje ciało otoczyły płomienie." - powtórzonko słowa "płomienie", ale domyślam się, że tutaj akurat było Ci trudno to czymś zastąpić ;)
    "w ich kierunku chłopaków" - albo "w ich kierunku" albo "w kierunku chłopaków" xdd
    " płomienie ogarniające moje ciało zaczęły" - tutaj przecinek przed "ogarniające" i po "ciało", tak mi się wydaje x.x
    "Oczywiście, sny jakich tej nocy doświadczyłam były niepokojące i ukazywały mi aż nadto wyraźnie jak łatwo mogę zrobić komuś za pomocą płomieni krzywdę jeżeli stracę nad sobą kontrolę ale miałam teraz w też dużo nadziei i wiary w siebie. " - jak dla mnie to trochę przydługaśne to zdanie x.x i jak masz fragment "miałam teraz w też dużo nadziei i wiary w siebie" to zgubiłaś chyba słowo po "w" x.x
    "nie nie zginie bo nawet jeżeli" - tego jestem pewna ! Przecinek przed "bo" być powinien ;3 xD
    O.O Świetnie się bawiła bieganiem ? ;o To dziwne, chociaż też zależy dla kogo ... xD
    Przy końcówce za często powtarzasz mi imię Yukio x.x
    " Gdzie się tak spieszysz Yukio?" - przed Yukio przecinek być powinien ;3

    No i skończyłam - jestem z siebie dumna ! xD Naprawdę postaram się jak najszybciej przeczytać kolejne rozdziały, bo naprawdę ciekawi mnie co będzie dalej ^^
    Pozdrawiam i życzę weny <3
    Manon.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dużo tego... Ok, to poprawiamy...

    Ale przecinki zostawię w większości tak jak są - też średnio się w ich użyciu orientuję jednak wydaje mi się, że ich użycie przed niektórymi słowami zależy od kontekstu, tego czy chce się faktycznie mocno wydzielić daną część zdania i czy ma się do czynienia z ze stylem formalnym. Moje opowiadanie pisane jest w formie pamiętniko-podobnej, a ta, podobnie jak mowa rządzi się nieco innymi prawami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No przecinki to przecinki x.x choćbym nie wiem jak się ich długo uczyła to i tak nie umiem xD
      No w formie jak to uznałaś pamiętniko-podobnej to na pewno jest inaczej, ja się na takich "pamiętnikach" nie znam więc mój błąd ; ) No to mykam czytać kolejny rozdział ^^ Mam nadzieję, że mnie nie znienawidzisz :C

      Usuń