piątek, 3 października 2014

Rozdział 32 - Zmiany. Część 2

Trochę mi to zajęło (no dobrze, długo mi to zajęło...) ale w końcu zmobilizowałam się do napisania kolejnego rozdziału i postanowiłam nie porzucać bloga. Oto długo wyczekiwana kontynuacja. 
Ponieważ przerwa między rozdziałami była tak długa publikuję od razu po zakończeniu pisania (za ewentualne błędy przepraszam). Gdybym chciała stosować się do reguły "czwartek 18:30" rozdział pojawiłby się dopiero za tydzień.
______________________________________________________________________________


Zajęcia tego dnia nie różniły się szczególnie od wczorajszych nie licząc krótkiego wyjaśnienia jakie nauczyciel zaserwował grupie na początku zajęć, tłumacząc swoje spóźnienie. Hetsu i bliźniacy, w akompaniamencie pogardliwych prychnięć Naomi usiłowali dowiedzieć się czegoś o wydarzeniach ubiegłej nocy jednak nauczyciel wybrnął z sytuacji wygłaszając ewidentnie wykutą na pamieć formułkę:
- Na razie musicie wiedzieć tylko tyle, że wszyscy są cali. Na wyjaśnienia przyjdzie czas później, gdy wszystkie okoliczności zostaną ustalone. – po czym dodał, wracając do swojego zwykłego tonu i wyciągając z torby zestaw kartek które chwilę później rozdał klasie – A tymczasem do roboty! Chcecie mieć to z głowy, prawda?
Jak się szybko okazało był to kolejny test, tym razem opisówka. Z Antydemonicznej Farmakologii.
- A już myślałem, że nas to ominie... – mruknął Aro – Niech cię szlag Katou. Musiałeś go szukać?
- To zajęcia dodatkowe. Możesz w każdej chwili zrezygnować. – odsyknął mu fioletowowłosy chłopak. – Niektórzy zapisali się na obóz po to, żeby się czegoś nauczyć!
- Ja nauczyłem się jednego: że zajęcia dodatkowe to jakieś jedno wielkie nieporozumienie. Nic tylko testy i testy. Myślałem, że będą jakieś zajęcia praktyczne...
- Albo grupowe. – dodał Dage, posyłając Yumi figlarny uśmiech. Ta jednak nie zwróciła na to najmniejszej uwagi.
- Nie rozumiem... Przecież aminitki to nie rośliny... – mruczała pod nosem przyjaciółka, najwyraźniej zaabsorbowana jednym z pytań testowych. Nic dziwnego. Dotyczyło rasy jej chowańca.
- Jakby nie patrzeć to rodzaj grzyba. – odparłam, usiłując skupić się na własnym teście.
W głowie jednak wciąż krążyło mi tysiące myśli. Nadal nie wiedziałam co się stało i jak groźna była sytuacja. Rin stracił nad sobą panowanie czy też zmuszony został do ujawnienia przez pojawienie się naprawdę groźnego przeciwnika? Może musiał odwołać się do swojej mocy by chronić przyjaciół? Ale nawet wtedy... czy egzorcyści będą w stanie go zaakceptować? Jest w końcu synem Szatana. Słyszałam pogłoski o błękitnej nocy w której zginęło wielu egzorcystów. Nawet w mojej klasie nie brakuje uczniów którzy stracili w owym pogromie bliskich...
Wreszcie, gdy Słońce chyliło się już ku zachodowi, po przetrawieniu wielu godzin różnorakich testów i wypracowań w głowie miałam taki mętlik, że mój umysł odrzucił od siebie powracające co chwilę zmartwienia i zajął się analizowaniem działania różnych metod Arii zgodnie z poleceniem kolejnego zadania. Nie było mi jednak dane cieszyć się stanem błogiej nieświadomości zbyt długo.
Ciszę wypełnioną jedynie skrobaniem długopisów i sporadycznymi westchnieniami niezadowolonych uczniów przerwała nagle głośna melodyjka przypominająca podkład do hip-hopu.
- Tak? - dźwięk dochodził z torby nauczyciela, a konkretnie z telefonu który właśnie odebrał - Już?... Tak, jasne... Nie, dzieciaki dadzą sobie radę... Jesteś pewna? Mephisto mówił... Rozumiem. Już się robi.
Profesor odłożył słuchawkę i oświadczył:
- Mała zmiana planów. Dyrektor zarządził natychmiastowe zebranie... grona pedagogicznego... wiec musicie przez jakąś godzinę czy dwie zająć się sobą. Katou... - dłoń nauczyciela powędrowała z powrotem do torby i wyjął stamtąd kolejną kartkę papieru którą następnie rzucił prymusowi - To lista tematów przygotowanych na dzisiaj. Dopilnuj, żeby grupa napisała ze dwa wypracowanka, ok?
- Ale... - wymamrotał zaskoczony chłopak. Nauczyciel jednak totalnie go zignorował, w pośpiechu pakując resztę przyborów.
- To mi się podoba, - mruknęłam, zerkając na leżąca przed chłopakiem kartkę. - "Opisz rolę poszczególnych mistrzów w drużynach egzorcystów". Można coś wymyślić...
- Aha, panno Kurimuson. Pani Kurigakure chce się z tobą widzieć, czeka przed drzwiami akademika.
Poczułam, że oblewa mnie zimny pot, szybko jednak opanowałam lęk. Shura była świadkiem wydarzeń z zeszłej nocy. Nie miałam pojęcia dlaczego chce się ze mną widzieć ale ciekawość sprawiła, że byłam gotowa zaryzykować nawet najgorszy z możliwych scenariuszy – że Mephisto zawiódł, Rin został uwięziony lub nie żyje a kobieta przyszła by i mnie usunąć... Wreszcie pojawił się ktoś, kto będzie w stanie mi powiedzieć co się dokładnie wydarzyło i co najważniejsze - co z Rinem! Musiałam się spotkać ze znienawidzoną nauczycielką niezależnie od tego co dla mnie szykowała.
Zerwałam się na równe nogi i pozostawiając ledwie w połowie dokończone wypracowanie wskazujące różnice między sutrą a egzorcyzmami w obrządku katolickim ruszyłam za oddalającym się nauczycielem. Za sobą usłyszałam pomruki klasy. Sądząc po odgłosach bracia Mishima nie mieli najmniejszego zamiaru uznać autorytetu tymczasowego zastępcy nauczyciela. Katou natomiast usiłował uzyskać respekt typowym dla siebie sposobem - wymawiając im, że nie traktują roli egzorcystów na poważnie. Tak jakby ta strategia miała zadziałać na bliźniaków...
Pokręciłam głową i pospiesznie zeszłam po schodach. Na parterze dogoniłam profesora Ashidę który właśnie otwierał drzwi. Zgodnie z jego słowami za progiem czekała Shura.
- Wszyscy nauczyciele mają się spotkać w sali konferencyjnej. – mruknęła, przemykając obok niego i chwytając mnie za ramię. Następnie, ignorując zdziwionego profesora kobieta popchnęła mnie w głąb ginącego już powoli w wieczornym mroku korytarza. – Chodź ze mną. 
Jej głos nie brzmiał przyjaźnie. Rzuciłam profesorowi Ashidzie zaniepokojone spojrzenie, ten jednak uśmiechnął się tylko pocieszająco i opuścił budynek kierując się do centralnej części Akademii. Zostałyśmy same.
- Okej... Co się stało? Co z Ri... – zaczęłam wypuszczać z siebie ciąg powstrzymywanych cały dzień pytań, postanowiwszy tymczasowo oddalić od siebie lęk. Coś jednak w twarzy nauczycielki sprawiło, że zamilkłam i instynktownie cofnęłam się o krok. Jej oczy iskrzyły się desperacją.
- C... zaraz, co ty robisz?! – wydusiłam w końcu, dostrzegając, że kobieta wyciąga przed siebie dłoń i zaczyna malować w powietrzu nieznany mi symbol.
- Pellentesque aliquam augue vel serpent vehicula luctus. – wymamrotała kobieta a niewidzialna ścieżka jaką przed chwilą podążały jej palce rozbłysła purpurowym światłem.
Chwilę później poczułam jak gwałtowny podmuch popycha mnie do tyłu i przeleciawszy w powietrzu kilka metrów uderzam o twardą podłogę. Przede mną pojawił się gigantyczny, fioletowo błękitny wąż przypominający przerośniętego grzechotnika.
- Nie miej mi tego za złe. -  wymamrotała kobieta z udawanym żalem – Sztuczki Mephisto uchroniły Rina, wątpię jednak, żeby Watykan był tak pobłażliwy w stosunku do ciebie. Nie mogę pozwolić, by góra dowiedziała się, że pozwoliłam żyć aż dwójce demonicznych dzieciaków.
Więc Rin żyje... Mephisto udało się złagodzić sytuację. A tak się bałam, że chłopak umrze a ja zostanę a Akademii sama! Odetchnęłam z ulgą. Szybko jednak dotarła do mnie reszta wypowiedzi kobiety. A widok syczącego, oczekującego jedynie na sygnał gada nie pozostawiał wielu możliwości interpretacji.
- Czekaj! – zawołałam, cofając się. – Mephisto uznał, że zasługuję na szansę. Nie złamałam jeszcze żadnych zasad. Nie możesz...
W odpowiedzi kobieta uśmiechnęła się jedynie i zerknęła w kierunku prowadzących na górę schodów a następnie, z usatysfakcjonowaną miną wycofała się do drzwi wejściowych, wyciągając z nich pozostawionych przez profesora klucz i zamykając je od zewnątrz. Zostałam sama. Z olbrzymim gadem zagradzającym mi drogę.
Wąż pozostawał na swojej pozycji, nie pozostawiając mi możliwości ruchu ale też nie atakując a ja wpatrywałam się w niego z niedowierzaniem.
Usiłowałam zrozumieć motywy kobiety. Gdyby rzeczywiście próbowała pozbawić mnie życia wybrałaby skuteczniejszy sposób. Ten wąż... Owszem, wyglądał groźnie i szczerze wątpiłam czy w normalnych warunkach pokonanie go przyszłoby mi łatwo ale nie wyglądał na stworzenie odporne na czarny płomień. Byłam przecież sama, w pustym, zacienionym korytarzu. Nikt mnie nie zobaczy, nikogo nie skrzywdzę...
Gdy jednak tylko o tym pomyślałam zza placów dobiegł mnie zachwycony okrzyk:
- No i to się nazywa zabawa!
Zerknęłam przed siebie i pobladłam. U podnóża schodów stali bliźniacy z nieudawanym zachwytem wpatrując się w węża który teraz zasyczał wściekle.
Więc o to chodziło kobiecie.  Domyśliła się, że nadpobudliwi chłopcy wkrótce wykorzystają okazję by urwać się z nadprogramowych lekcji i będą próbować wymknąć się z budynku. Wąż miał zaczekać na świadków.
Zostałam postawiona przed możliwością: próbować klasycznych sztuczek jak możliwości Arii czy Tamera z których nie miałam jak skorzystać w mojej obecnej pozycji i bez odpowiedniego przygotowania albo też użyć płomieni i dać kobiecie pretekst do zabicia mnie bez sprzeciwiania się woli Mephisto. Spojrzałam w iskrzące się nade mną jadowicie zielone oczy...  
Wąż szykował się do ataku.