czwartek, 20 lutego 2014

Rozdział 25 - Trzęsienie ziemi.



Przez dobre kilkanaście sekund świat grunt drżał pod naszymi stopami, w oddali słyszałam metaliczny odgłos, jakby łamiący się metal. Miałam złe przeczucie…
Udało mi się jakimś cudem utrzymać na nogach. Naomi choć przerażona również zdołała zachować postawę opierając się o pobliskie drzewo, Yumi jednak zorientowawszy się, że ziemia pod jej stopami pływa zaczęła balansować jak surfer albo tancerz po czym przewróciła się i wybuchnęła szczerym śmiechem.
- To nie zabawa! – ryknęłam na nią gdy tylko sytuacja się uspokoiła. – Trzęsienie było porządne! Mam nadzieję, że nikomu nic się nie stało… nie podobał mi się ten dźwięk…
- Naomi! Zrób tak jeszcze raz! – zaśmiała się przyjaciółka, najwyraźniej ignorując moje słowa.
- Nic nie zrobiłam! – zawołała blondynka podchodząc do leżącej dziewczyny i rzucając jej wściekłe spojrzenie – I przestań insynuować, że jestem demonem! Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy!?
- Przecież zareagowałaś na wers… odparła Yumi, tym razem w jej głosie pobrzmiewała jednak wątpliwość. – A to trzęsienie…
- Daj spokój. – mruknęłam większość uwagi skupiając na okrzykach dochodzących ze skraju parku. Słyszany przeze mnie wcześniej metaliczny dźwięk dobiegał mniej więcej z tamtego kierunku. – Naomi nie jest żadnym demonem. To moja wina, że zareagowała na wers.
I nie czekając na odpowiedź szybkim krokiem ruszyłam w stronę harmideru. Po kilku chwilach dogoniła mnie Naomi.
- Więc przyznajesz się, że mnie powstrzymałaś od dalszego czytania? – zapytała blondynka zrównując się ze mną.
- Nie… - odparłam, ledwie dostrzegając koleżankę. Wciąż działałam jak na automacie chcąc jak najszybciej dowiedzieć się co się wydarzyło.  Mówię tylko, że reagujesz na wers tak jak ja bo moja moc przywróciła cię do życia.
- Raczej o mało mnie nie zabiła. – mruknęła blondynka ściszając głos. Znajdowałyśmy się już dość blisko zgromadzonego na skraju parku tłumu.
- Można i tak to określić. – wyszeptałam i wytężyłam słuch.
Z tej odległości mogłam już dosłyszeć strzępki rozmów:
- Spokojnie. Dziś Mepphyland był zamknięty. – mówił jakiś chłopak. – Nie będzie ofiar.
- Nie słyszałeś?!? – odparł ktoś inny, w jego głosie pobrzmiewała panika – Grupa uczniów z drugiej klasy miała mieć tam zadanie praktyczne czy coś w tym stylu. Widziałem jak wchodzili. Z godzinę temu.
Grupa uczniów z drugiej klasy!?!
Przed oczami mignęło mi wspomnienie z dzisiejszego poranka. Yukio strofujący Rina gdy ten rozmyślał na głos jak spędzić wolny dzień. „Czasem zastanawiam się gdzie ty masz głowę.” – mruczał Yukio poprawiając okulary – „Już zapomniałeś, że wszyscy exwire z twojego roku dostali przypis na dzisiejszą misję? Startujecie o 11tej.
Mój umysł szybko łączył fakty: Drugoroczni exwire… grupa uczniów z drugiej klasy… misja… zadanie praktyczne...
- Rin… – wyszeptałam i niewiele myśląc przebiegłam przez tłum by jak najprędzej dostać się do bramy. Przez zamknięte kraty dostrzegałam zarysy konstrukcji górujących ponad budkami z watę cukrową i żetonami. Najbardziej imponująca budowla czyli tor rollercoastera będąca dumą wesołego miasteczka wisiała w strzępach. Dotknęłam klamki otwierającej bramę…
- Nie powinnaś tam wchodzić. - powiedział ktoś chwytając mnie za ramię. – To niebezpieczne, reszta konstrukcji też może zaraz runąć.
- Nie twoja sprawa. – mruknęłam strząsając dłoń z ramienia a następnie, zanim ktokolwiek jeszcze wpadłby na pomysł by mnie powstrzymać otworzyłam bramę i wbiegłam na teren lunaparku. Od czasu, gdy przez jeden krótki moment przekonana byłam, że Rin zginie z mojej ręki myśl, że mogę go stracić nie dawała mi spokoju. Oczywiście, przy jego sile i zdolnościach wątpiłam by byle uderzenie jakąś belką wyrządziło mu realną krzywdę ale musiałam się upewnić, że chłopakowi nic nie jest.
Biegłam alejką szukając przesmyków i skrótów prowadzących na główny plac parku rozrywki – miejsca które sądząc po wyglądzie rollercoastera musiało doznać największych zniszczeń. Przez myśl mi przeszło, że być może to tam znajdowało się epicentrum trzęsienia choć szybko odrzuciłam absurdalne przypuszczenie. Może nie byłam ekspertką od trzęsień ale jedno wiedziałam – zwykle wywoływane były przesuwaniem się płyt tektonicznych i ich epicentra znajdowały się głęboko pod ziemią.
Nie zwalniając kroku skręciłam gwałtownie w jeden z przesmyków i … wpadłam na stojącą tam osobę. Uderzenie było na tyle silne, że odbiłam się od postaci i upadłam podczas gdy nieznajomy nie poruszył się nawet o milimetr, było tak jakbym zderzyła się ze ścianą. Nie ma co. Facet był silny. Jedyną równie silną osobą jaką do tej pory spotkałam był Rin ale byłam pewna, że tym razem nie mam do czynienia z kolegą – ciuchy które nosiła postać nie przypominały bowiem w żaden sposób szkolnego mundurka ani typowego dla przyjaciela dresu. Nieznajomy nosił buty z czubkami, zielone rajstopy (bo nie była to chyba jego skóra?) a do tego ciemne spodnie w groszki na które opadał bordowy płaszcz. 
Kompletnie zbita z tropu spojrzałam w górę by sprawdzić z kim mam do czynienia. Był to chłopak, z wyglądu niewiele starszy ode mnie. Miał jednak nietypowe, zielone włosy ułożone w czubek a do tego … szpiczaste uszy!?! Przerażona zaczęłam się cofać.
- Tsh – syknął chłopak pogardliwie odwracając ode mnie twarz. Wyglądało na to, że zerknął w moją stronę tylko po to by sprawdzić kto na niego wpadł.
Nie spuszczając z chłopaka wzroku wstałam, niepewna co dalej robić. Ewidentnie miałam do czynienia z demonem. W dodatku należącym do którejś z wyższych rang – niskie i średnie demony nie były w stanie przyjmować ludzkiej postaci a żaden z nich nie zignorowałby tak po prostu stojącego obok człowieka. Czy byłam gotowa na ewentualną konfrontację? Nie mogłam liczyć na zdolności Arii – nawet gdybym wiedziała z kim mam do czynienia bez ochrony innych egzorcystów nie zdążyłabym wypowiedzieć właściwego, fatalnego wersu. Gdyby doszło do walki mogłam liczyć tylko na płomienie. Zacisnęłam dłonie.
- Nie mam ochoty się z tobą bawić. Odejdź, córko Śmierci. – mruknął nieznajomy zblazowanym tonem.
Więc demon wiedział o mnie. I nie miał zamiaru walczyć… Cóż, to chyba dobra wiadomość. Ton głosu chłopaka mówił mi jednak, że choć zdaje sobie sprawę z tego kim jestem uważa mnie za kogoś niegodnego uwagi. Ogarnął mnie nagły przypływ złości.
 - Za kogo ty się uważasz? – syknęłam przez zaciśnięte zęby.
- Co? - Nieznajomy ponownie spojrzał na mnie niewidzącym wzrokiem po czym wygłosił jakby wyuczoną na pamięć formułkę: – Ah, oczywiście. Jestem Amaimon, król ziemi. Miło cię poznać. – i znów odwrócił wzrok.
Amaimon… słyszałam o nim na lekcjach. Jeden z ośmiu książąt Gehenny, najwyższy demon w królestwie Ziemi, syn Szatana. Demon o szerokich możliwościach, szczególnie utalentowany w dziedzinie manipulacji ziemią...
 - To ty wywołałeś trzęsienie! – zawołałam, a moje ciało otoczyły płomienie. Jeżeli trzęsienie było sprawką demona tak wysokiej klasy niewykluczone, że Rin zginął…
- Nic wielkiego. - Amaimon wzruszył ramionami. – Ten cały Rin już zatroszczył się o to, by nikt nie został ranny… Żałosne.

Więc jednak między demonem a Rinem doszło do konfrontacji…
- Gdzie jest Rin?!? Co mu zrobiłeś?!? – krzyknęłam.
- Drobna zabawa, jak to między braćmi bywa. – odparł demon, posyłając mi łobuzerski uśmiech.
- Braćmi… - powtórzyłam a pod wpływem zaskoczenia czarne płomienie zgasły. Jeżeli to nie była przenośnia - a nie była, ufając moim zdolnościom wychwytywania kłamstwa - ze zdania wynikało, że Rin może być synem samego szatana, króla Gehenny. No proszę… wyglądało na to, że zaprzyjaźniłam się z antychrystem.  Uśmiechnęłam się. To wiele wyjaśniało. Nic dziwnego, że chłopak zdołał poskromić moje płomienie.
- Zapomnij. – mruknął król ziemi po czym zgrabnym susem wskoczył na dach jednej z otaczających nas budek mamrocząc pod nosem: – Brat się wścieknie… Miałem ją ignorować
- Hej! Zaczekaj! – zawołałam i spróbowałam wspiąć się za nim. Nagle z końca alejki dotarł do mnie dziewczęcy głos.
- Erika, tak? Co ty tu robisz?
Zeskoczyłam na ziemię dziękując w duchu, że nie otaczają mnie już płomienie i spojrzałam w stronę z której dobiegał głos. Na środku przejścia łączącego przesmyk z prostopadłą alejką stała Izumo, koleżanka z klasy Rina.
- Chciałam sprawdzić, czy nic wam nie jest. To trzęsienie… - odparłam zgodnie z prawdą. – Wszystko w porządku? Gdzie reszta?
-  Misja się skończyła więc kazali nam wracać do dormitoriów. Wygląda na to, że nikomu nic się nie stało. Fakt. Rin był nieco poturbowany ale wątpię, żeby było to coś poważnego. Kiedy go ostatni raz widziałam jakaś kobieta prowadziła go do bazy. Musiał być w siódmym niebie. Zamiast bluzki miała top od bikini.   – dziewczyna zakończyła wypowiedź pogardliwym fuknięciem.
- Top od bikini? – powtórzyłam zaniepokojona, ten obraz coś mi przypominał… - Nie miała czasem malinowych włosów z blond końcówkami?
- Tak… znasz ją?
- To Shura Kirigakure. – odparłam, a nogi się pode mną ugięły. Rin był w niebezpieczeństwie. Nie bez powodu nienawidziłam tej kobiety. Była nieobliczalna. – Pokażesz mi dokąd poszli?
Ruszyłyśmy wzdłuż alejki, po kilku minutach Izumo wskazała drzwi z napisem „Nieupoważnionym wstęp wzbroniony”.
Bez wahania przekręciłam klamkę i pchnęłam drzwi. Moim oczom ukazało się pomieszczenie zagracone zepsutym sprzętem i nieużywanymi częściami wyposażenia parku rozrywki. Westchnęłam. Nie będzie tak łatwo.
- Użyli klucza. – wyjaśniła Izumo. – Tak się nie dostaniesz.
- Wiem. – odparłam zgaszonym tonem i usiadłam na trawniku. Nie miałam innego wyboru. Musiałam poczekać aż ktoś otworzy drzwi. Klucze do ukrytych obiektów zawsze otwierały przejście do miejsca z którego zostały poprzednio użyte więc w końcu ktoś musiał się pojawić. – Zaczekam aż ktoś otworzy przejście z drugiej strony. Dzięki za pomoc, Izumo.
Koleżanka odeszła z wyrazem twarzy mówiącym, że uważa mnie za kompletną wariatkę ale nie dbałam o to. Miałam zamiar dostać się do bazy, dowiedzieć się co z Rinem. Ochronić go jeżeli tylko dostanę taką szansę…
Moje myśli krążyły. Wyobrażałam sobie dantejskie sceny. Shura stawiająca Rina przed całą społecznością japońskich egzorcystów. Na chłopaka pada wyrok śmierci. Wszyscy rzucają się na niego. „Syn Szatana!” krzyczą. Rin próbuje się bronić ale jest ich zbyt wiele. Pada. Paladyn, Arthur Auguste Angel przecina go mieczem…
Poczułam, ze w kącikach moich oczu gromadzą się łzy.
Nagle usłyszałam odgłos przekręcanego w zamku klucza i zerwałam się na równe nogi gotowa by wforsować sobie drogę do środka. Drzwi się otworzyły. Stanęłam twarzą w twarz z Yukio. Za nim stał Rin. Jego koszula poplamiona była krwią sączącą się z głębokiej rany na ramieniu. Chłopak był blady i wyraźnie przygaszony.
- Rin… co… – zawołałam przerażona i rzuciłam się by obejrzeć ranę modląc się, żeby nie okazała się śmiertelna. Nie mogłam sobie wyobrazić innego powodu dla którego na twarzy chłopaka mógłby gościć aż taki grymas.
- Nic mi nie jest. – warknął chłopak odpychając mnie.  Zauważyłam, że nie ma przy sobie znajomego czerwonego futerału. Więc to był powód jego przygnębienia.
Odetchnęłam z ulgą. Utrata Kurikary z pewnością nie była dobrą rzeczą ale bezdyskusyjnie było to lepsze niż śmierć.

czwartek, 6 lutego 2014

Rozdział 24 – Atak Naomi



Rozwiązanie zagadki z rozdziału 23:
Sanki zostały zniszczone przez lawinę więc bohaterowie użyli ich jako materiału na ognisko. 
_______________________________________________________________________________
Od ostatniej przygody minęło już kilka miesięcy i tegoroczni Page skupieni byli na przygotowywaniu się do mających niedługo nadejść egzaminów - nie byłam pod tym względem wyjątkiem. Faktycznie, zaczynając szkołę nie byłam przekonana o tym czy naprawdę chcę zostać egzorcystką jednak po spędzeniu tak dużej ilości czasu na zajęciach musiałam przyznać, że to, co początkowo traktowałam głównie jako pretekst do poznania samej siebie i warunek przeżycia z upływem czasu ukształtowało się w mojej głowie w dość jasny obraz przyszłości. Przyszłości niepewnej, to fakt – w końcu wciąż byłam demonem otoczonym przez grono pragnących mojej śmierci egzorcystów czekających tylko na to aż podwinie mi się noga – jednak przyszłości, której chciałam dożyć.
Dokładny termin czekającego nas egzaminu uprawniającego do uzyskania rangi Exwire i brania udziału w prawdziwych misjach (nie żeby i bez tego moje życie było pozbawione zagrożeń) nie był znany, więc wszyscy czekaliśmy w napięciu. Wszyscy, za wyjątkiem Yumi...
- I w tym anime jest demonica, która zatrudniła się w sklepie, ale nie za bardzo sobie radzi, bo np. nie potrafi poprawnie nazwać kolorów tylko mówi, np, że coś różowego wygląda jak mózg. – paplała dziewczyna nie zwracając większej uwagi na otoczenie, zawzięcie przy tym gestykulując. Nic tylko anime jej w głowie...
Siedziałyśmy w parku znajdującym się na terenie szkoły. Był to jeden z pierwszych naprawdę ciepłych i słonecznych weekendów po zakończonej niedawno zimie. Postanowiłam wykorzystać ten czas na powtórzenie materiału, lecz najwyraźniej moja pożal się boże przyjaciółka miała inne plany.
- Yumi, jak cię proszę... Mogłabyś się uciszyć? Próbuję się skupić. - odparłam odrywając wzrok znad notatek.
- Daj spokój, przecież i tak już to wszystko umiesz! - zachichotała dziewczyna zerknęła na okładkę mojego zeszytu - Demonologia, hę? Szczerze. Kto może wiedzieć więcej o demonach niż ty?
- Nauczyciel. - odpowiedziałam sucho powracając do czytania.
- Przecież sama jesteś jedn... - próbowała skwitować koleźanka ale zatkałam jej usta dłonią i wyszeptałam ostrym tonem.
- Yumi! Ktoś może cię usłyszeć!
Mówiąc to rozejrzałam się nerwowo wokół. W oddali, przez prześwit między otaczającymi polankę drzewami widoczna była grupa spacerowiczów ale w pobliżu nie było nikogo. Ja jednak wyczuwałam czyjąś obecność. Mój wzrok zatrzymał się na kępie krzaków znajdującej się kilkanaście metrów od nas...
- Nikogo tu nie ma. – wtrąciła Yumi podążając za moim wzrokiem – Naprawdę... Gdybym JA była demonem powiedziałabym o tym każdemu, kto chciałby mnie słuchać!
Spojrzałam na dziewczynę i usiłowałam wyobrazić sobie ją w takiej sytuacji. Białowłosa, niziutka Yumi z elfimi uszami i wyraźnymi kłami... i z ogonem którego zapewne w przeciwieństwie do mnie nie zamierzałaby w żadnym wypadku chować? Hiperaktywna, impulsywna i lekkomyślna Yumi władająca mocą śmierci? ...
- I nie przeżyłabyś ani jednego dnia. – parsknęłam, zmiażdżona absurdem wyobrażenia a po chwili zastanowienia dodałam – Albo sprowadziłabyś na ten świat Armagedon. Tak… to bardziej prawdopodobne…
Koleżanka nabrała powietrza szykując zapewne jakąś trafną ripostę jednak zanim zdążyła się odezwać dotarł do nas inny, znajomy głos.
- A więc taki jest twój plan?
Obie spojrzałyśmy w stronę krzaków, które uprzednio przyciągnęły mój wzrok. Gramoliła się zza nich modnie ubrana, blondwłosa dziewczyna.
- Cześć Naomi! – zawołałam przyjaźnie, uśmiechając się do nowoprzybyłej. W wypowiedzianych przez nią słowach wyczułam wyraźną nutę kłamstwa toteż miałam zamiar zachowywać się tak, jakby nic się nie stało, przynajmniej dopóki nie odkryję, jaki tym razem dziewczyna znalazła powód by mnie śledzić.
Stojąca obok mnie Yumi rzuciła się naprzód najwidoczniej zamiar zacząć okładać blondynkę pięściami. Nie byłby to pierwszy taki przypadek. Od pewnego czasu każde pojawienie się Naomi powodowało w Yumi napływ agresji. Nie żeby dziewczyna nie miała ku temu powodów – prawdę mówiąc powodów było wiele.
Zgodnie ze swoim przyrzeczeniem wraz z dołączeniem do szkoły dla egzorcystów i postępami w nauce Naomi wymyślała coraz to nowe sposoby na zabicie mnie, które sukcesywnie wprowadzała w życie. Raz przykleiła mi na plecy symbol ochronny, który na moje szczęście nie wywarł na mnie żadnego wpływu. Innym razem usiłowała dźgnąć mnie srebrnym nożem, ale w porę odskoczyłam otrzymując jedynie lekkie draśnięcie w dłoń – nieróżniące od tego, które otrzymałby zwykły człowiek za wyjątkiem faktu, że po godzinie pozostała po nim zaledwie blizna w skutek mojej szybkiej regeneracji.
Najgroźniejszym do tej pory atakiem, jakim wykazała się w stosunku do mnie blondynka było dolanie do mojej butelki z mineralną odrobiny wody święconej. Przez kolejnych kilka godzin byłam osłabiona a źródło mojej mocy ukryte w naszyjniku nie było w stanie doprowadzić mnie do normy. Przy każdym uderzeniu „drugiego serca” napełniającym mnie energią czułam dyskomfort ogarniający całe ciało na który nie pomogło nawet tymczasowe zdjęcie naszyjnika i odrzucenie go w kąt pokoju.
Osobiście nie obawiałam się zbytnio wybryków mojego „wroga” (przynajmniej nie bardziej, niż niektórych pomysłów Yumi). Owszem, były niejednokrotnie bolesne i zmuszały mnie do zachowywania stałej czujności jednak dzięki atakom dziewczyny mogłam przekonać się, która stosowana przez egzorcystów broń stanowi dla mnie realne zagrożenie a na którą jestem - dzięki byciu w połowie człowiekiem - odporna. Wiedziałam, że dziewczyna postrzega owe ataki w podobny sposób – bardziej jako test, jakiej metody mogłaby użyć gdyby faktycznie zmuszona była mnie zabić niż rzeczywistą próbę zabójstwa.
Yumi jednak nie mieściło się to w głowie. Była wściekła na Naomi, że ta nie potrafi się pogodzić z faktem, że w jej otoczeniu żyje demon i w związku z tym wykorzystuje każda okazję by mnie – owego demona – zaatakować. Powinnam być wdzięczna przyjaciółce za okazywaną lojalność i poświęcenie, ale tak naprawdę jej agresywne zachowanie wywoływało we mnie tylko dodatkowy lęk. Nie żebym spodziewała się, że Naomi zrobi jej krzywdę - co jednak będzie, jeżeli pewnego dnia Yumi w mojej obronie rzuci się na przeciwnika o wiele groźniejszego?
W ostatniej chwili chwyciłam rękę koleżanki i zatrzymałam ją.
- Daj spokój Yumi, nie warto, nic mi nie będzie. – stwierdziłam uspokajająco po czym spojrzałam na Naomi i pod maską uśmiechu ukrywając narastający stres dodałam: – Co tym razem? Święte światło? Pentagram? Bo chyba nie dali ci jeszcze broni…
Naomi obrzuciła mnie pewnym siebie wzrokiem i wyjęła zza pleców jakiś zeszyt, mówiąc:
- Fatalny wers!
Spojrzałam na nią zaskoczona. Do tej pory jedyny groźny dla mnie wers pojawił się na lekcjach gdy jeszcze Naomi nie uczęszczała z nami na zajęcia a ja przecież, choć nie do końca celowo zadbałam o to, by notatki zawierające ów wers nie wpadły w jej ręce. W zeszycie który pożyczyłam jej po naszym feralnym spotkaniu brakowało fragmentu jednej z lekcji. Lekcji którą  musiałam opuścić przez efekt jaki wywołały we mnie słowa zawarte w Liście do Koryntian. Nie czułam się na siłach by to uzupełnić ani nie chciałam: oczywiste było, że nigdy nie będę w stanie użyć tych słow w walce więc jaki miałoby to sens?
- Zauważyłam, że notatki ze świętych pism jakie od ciebie dostałam różnią się od tych Katou. A przecież zawsze wszystko zapisujesz… - wyjaśniła dziewczyna, wymachując przed twarzą zeszytem. Zdołałam odczytać podpis na okładce. Shinse Katou, 1-D - Celowo to ominęłaś. To twój fatalny wers.
Skrzyżowałam ramiona na piersi i obrzuciłam ją pogardliwym spojrzeniem by ukryć niepokój który mnie w tym momencie ogarnął. Chłopak zapisał wszystko słowo w słowo, tego mogłam być pewna – nigdy nie pozwalał sobie na chwile nieuwagi podczas lekcji. A Naomi najwyraźniej miała zamiar skorzystać z jego zapisków – zaczynała właśnie kartować zeszyt wyszukując właściwą lekcję. Czy jednak faktycznie miałam się czego bać? Wiedziałam, że Naomi tak jak większość uczniów nie dysponuje zdolnościami Arii więc jej recytacja nie byłaby w stanie uczynić mi krzywdy. Prawdę powiedziawszy byłam nawet ciekawa co poczuję przy takiej próbie…
- Dobra. Miejmy to już za sobą. – mruknęłam. Moje mięśnie napięły się ze strachu ale nie pozwoliłam sobie na ucieczkę. Musiałam to przetrwać. Być może, jeżeli zachowam wystarczający spokój dziewczyna uzna, że wers nie wywołuje na mnie żadnego efektu i nigdy więcej nie wpadnie na pomysł by go użyć.
- Erika... co ty... - zawołała towarzysząca mi Yumi ale uciszyłam ją gestem. Koleżanka przygryzła wargę i ucichła. Znała mnie już wystarczająco dobrze by zrozumieć, że nie powinna drążyc tematu.
Naomi obrzuciła mnie zdziwionym spojrzeniem ale po chwili uśmiechnęła się krzywo i zaczęła czytać:
- Wreszcie nastąpi koniec, gdy przekaże królowanie Bogu i Ojcu i gdy pokona wszelką Zwierzchność, Władzę i Moc. 
Czułam narastającą energię lecz nie była dość silna by mi zagrozić. Rozchodziła się po ciele jak mrowienie towarzyszące ścierpnięciu ręki a mój oddech lekko przyspieszył jednak poza tym nie zauważyłam szczególnie nieprzyjemnej reakcji. Do czasu.
- … Jako ostatni wróg, zostanie pokonana śmierć. - powiedziała blondynka, po to tylko by nagle podskoczyć i syknąc z bólu.
W tym samym momencie poczułam jakby silny impuls elektryczny przebiegł przez moje ciało, na moment skupił się w okolicy wisiorka a następnie zniknął, równie szybko jak się pojawił. Udało mi się przetrwać nieprzyjemną sytuację bez okazania bólu.
- Niech cię szlag. – mruknęła dziewczyna powracając do równowagi. Oddychała głęboko najwyraźniej próbując się uspokoić.
- To moja kwestia - odparłam a moja dłoń powędrowała do klatki piersiowej. Wisiorek pulsował jak zawsze po utracie dużej ilości energii naraz. Regenerowałam się. - Swoją drogą co to było? Wyglądałaś jakby ci ktoś przysolił. To ja powinnam syczeć z bólu, nie ty.
- Nie udawaj, że nie wiesz. Kopłaś mnie prądem bo chciałaś żebym przestała czytać!
- Kopnęłam cię… prądem…? – zapytałam zaskoczona. Z tego co dziewczyna właśnie powiedziała wynikało, że za reagowała na wers zupełnie jak ja! Była człowiekiem, fatalny wers nie powinien wpłynąć na nią w żaden sposób… Przyjrzałam się uważnie blondynce. Naomi wciąż oddychała głęboko a jej dłonie lekko drżały. Nie kłamała. Czyżby płomienie z którymi miała kontakt w październiku pozostawiły w niej swój ślad?
- Nie wiedziałam, że też jesteś demonem! - zawołała Yumi wyciągając mnie z rozmyśleń. Blondynka obrzuciła ją wściekłym spojrzeniem i syknęła:
- Chyba ty!
Nagle ziemia zadrżała.
_______________________________________________________________________________
Notka informacyjna:

Począwszy od rozdziału 25 w opowiadanie wplecione zostaną pewne zdarzenia z anime lub mangi. Nie jest to znak wypalania się mojej weny ani nic w tym stylu – taki rozwój wypadków planowałam od początku i jest to konieczne dla rozwoju historii.