czwartek, 7 lipca 2016

Rozdział 35 – Trzy świece.



Podziwiałam Rina, który mimo swojej sytuacji - jeszcze gorszej niż moja - nie tracił pogody ducha. Od czasu gdy jego tajemnica wyszła na jaw chłopak zaprzestał ukrywania swojego ogona i zachowywał się jakby nic tak właściwie się nie stało. Wyglądało na to, że nie dociera do niego dlaczego dotychczasowi koledzy omijają go teraz szerokim łukiem i wyraźnie mają się na baczności w jego towarzystwie.
Jedyną oznaką tego, że wydarzenia na obozie treningowym wywarły na nim jakiekolwiek piętno był fakt, że często można było go spotkać ćwiczącego kontrole płomieni w pomieszczeniach akademika czy - o zgrozo - w nieużywanych salach szkoły dla egzorcystów, gdzie przecież ktoś mógł w każdej chwili wejść. Być może jego moc nie była już sekretem ale jednak uważałam takie zachowanie za nieodpowiedzialne.
Do ćwiczeń wykorzystywał trzy świeczki a zadanie polegało na jednoczesnym zapaleniu 2 z nich, w taki sposób by środkowa pozostała nienaruszona. Należało wykorzystać do tego tylko pojedynczy płomień. Miał z tym nie lada problemy.
Zresztą ja też. Rozumiałam sens ćwiczenia toteż sama więcej niż kilka razy spróbowałam. Początkowo miałam problem z właściwą manipulacją cechami płomienia. Mogłam wysłać w kierunku świec kontrolowany, niegroźny płomień nie ,mogący zapalić ani jednej świeczki jak i zapalić wszystkie z nich jednak pozostawienie środkowej świeczki nienaruszonej wymagało ogromnej koncentracji i zdawałam sobie sprawę, że niezależnie od tego jak długo będę ćwiczyć nie dam rady świadomie zmanipulować ogniem w taki sposób, by nie zranił sojuszników w czasie walki. Świeczka była nieruchoma. W walce położenie przeciwników i przyjaciół będzie się nieustannie zmieniać. Niemożliwe by to wszystko ogarnąć umysłem. Chyba jedynie instynktowna reakcja mogłaby za sytuacją nadążyć.
- Mam dość. - westchnął Rin, opadając na oparcie krzesła zrezygnowanym gestem. A następnie uderzył pięścią w stół, sprawiając, ze leżąca przed nim niedojedzona zupa rozchlapała się na stół. - Jak to się do cholery robi!?
Siedzieliśmy w stołówce naszego prywatnego akademika. Przed Rinem, oprócz resztek obiadu leżały trzy w połowie stopione świeczki. Wykorzystywał każdą wolną chwilę na ćwiczenia kontroli. Jeszcze ani razu nie udało mu się pozostawić środkowej świeczki nienaruszonej. Chyba, że wbrew zasadom używał dwóch języków ognia.
- Jak mam zostać najlepszym na świecie egzorcystą skoro nie radzę sobie z głupimi świeczkami? - kontynuował chłopak. - Tobie się udało...
- Już mówiłam. Skupiłam się intensywnie na środku płomienia a pozostałej części pozwoliłam na swobodne rozprzestrzenianie się.
Na poparcie swoich słów posłałam przez stół jęzor ognia a gdy rozpłynął się w powietrzu knoty tylko dwóch z trzech znajdujących się w jego zasięgu świec płonęły.
- Że niby tak? - spytał Rin a wychodząca z jego dłoni kula ognia sprawiła, że wosk ze wszystkich trzech świec rozlał się po stole, na nim samym pozostawiając przypalony kształt i płonące drzazgi. Najbardziej uszkodzona została środkowa świeca, ta którą chłopak miał chronić. - Jest tylko gorzej!
- Ale jak mówiłam taka metoda nie jest za dobra. Nawet ja będę miała problem z zastosowaniem jej we ferworze walki. Poza tym cos mi się zdaje, że twoja moc działa nieco inaczej niż twoja. Im mocniej się skupiasz tym większe zniszczenia powodujesz. Musisz znaleźć swój własny sposób. - wyjaśniłam, traktując błękitne płomyki spryskiwaczem wypełnionym wodą święconą pozostawionym przez Yukio.
- Yukio i Shurze nic się nie stało. Dlaczego na świeczkę to nie działa? - mruknął Rin, z naburmuszonym wyrazem twarzy.
- O czym ty mówisz? Że co z Yukio i Shurą? Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że ich potraktowałeś płomieniem w ramach testów? - zażartowałam.
- Wkurzyłem się i buchnąłem na nich. - odparł chłopak. - Spłonęły ich ubrania. Ale nie bielizna! A oni sami nawet się nie osmolili!
- I nic im się nie stało? - mruknęłam zaskoczona, w moim wykonaniu cos takiego skończyłoby się katastrofą. Skoro Rin się wkurzył raczej nie panował zbyt mocno nad płomieniem... - Jakim cudem...?
Półdemon wzruszył ramionami. A w mojej głowie zaczęła układać się pewna teoria.
- Czy kiedykolwiek oparzyłeś płomieniami człowieka? - spytałam, wciąż głęboko myśląc.
- Za kogo ty mnie masz?! Ty też uważasz, że jestem bezdusznym demonem tylko dlat... - zawołał Rin.
- Wyluzuj! Nic takiego nie powiedziałam. - przerwałam mu nim miałby szansę jeszcze bardziej się nakręcić. - Coś mi się zdaje, że podświadomie kontrolujesz płomień tak by nikogo nie zranić... Musisz tylko nauczyć się świadomej kontroli.
Ciężko było mi w to uwierzyć ale wydawało się to najlogiczniejszym wytłumaczeniem. Już wcześniej wiedziałam, że nasze moce różnią się. Moje płomienie, bez kontroli działały na zasadzie: znajdź i zabij. Nie czyniły żadnej szkody przedmiotom ale każda istota żywa znajdująca się w ich zasięgu była w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Nawet drobna iskra wystarczyłaby by zerwać więzi duszy z ciałem. Musiałam mocno skupić się na kontrolowaniu go by opanować destrukcyjną siłę. Błękitny płomień, w swojej podstawowej formie natomiast niszczył przedmioty fizyczne - jak świeca, ubranie czy stworzone z materialnej substancji ciało demona - ale z tego co powiedział właśnie Rin wynikało, że nie wyrządza krzywdy ludziom, ani przedmiotom których strata byłaby dla nich bolesna. Czyżby nie był w stanie zranić człowieka przez swoje w połowie ludzkie geny? Może moc półdemonów różniła się od mocy ich demonicznych rodziców? A może Rin tak bardzo nie chciał być jak Szatan, że sam wypracował blokadę, uniemożliwiającą mu zranienie człowieka....
Tłumaczyłoby to dlaczego moje płomienie nie mają tego ograniczenia - owszem, nie chciałam zabijać ludzi ale nie czułam nienawiści do demonów. Nawet do samego Szatana ani tym bardziej do mojej biologicznej matki. Miałam swoje ograniczenia ale były tylko zasadami, których przestrzeganie opierało się na sile woli i lęku przed karą. Czy w głębi serca przerażało mnie to, że jestem w stanie zabić człowieka czy była to tylko moralność narzucona przez społeczeństwo? Gdy po raz pierwszy dowiedziałam się, o posiadanej mocy czułam przede wszystkim ekscytację... Czyżbym przez cały pobyt w szkole oszukiwała samą siebie? Czy w głębi serca byłam demonem?  
 - Ej, co z tobą? Ziemia do Eriki! - głos Rina wyrwał mnie z zamyślenia. A gdy podniosłam głowę chłopak dodał: - I jak? Masz jakiś pomysł?
- Co? - spytałam, nie rozumiejąc.
- Pytałem czy masz jakiś pomysł jak mam to wyćwiczyć...
Powróciłam do rzeczywistości. Zakładając, że Rin podświadomie nie jest w stanie ranić ludzi... jak może świadomie zadecydować na co jego płomienie mają wpływać a na co nie?
- Hmm... Może spróbuj wyobrazić sobie, że środkowa świeczka to człowiek? - rzuciłam.
- Przecież to nie jest człowiek. Ludzie tak nie wyglądają.
 No tak, zapomniałam, że tak zaawansowane wyobrażanie nie jest w jego stylu.
- Hmm... No to inaczej. Wiesz? Bardzo podoba mi się ta środkowa świeczka. Chciałabym ją zachować, właśnie taką jaka jest teraz. Ten stopiony wosk przypomina planetę Saturn!
Chłopak delikatnie odkleił wosk od blatu i przesunął świece a moją stronę.
- Nie o to chodzi.  – dodałam, odpychając świecę tam gdzie wcześniej stała i gestem nakazując koledze by usiadł. – Chcę tą świeczkę ale jeszcze bardziej chce zobaczyć jak udaje ci się jej nie uszkodzić. I jestem pewna, ze ci się uda. Chcesz się nauczyć, nie?
- Ale... - mruknął Rin, lecz uciszyłam go wzrokiem.
Przez dłuższą chwilę chłopak wpatrywał się w rząd świec przed sobą. W końcu jednak przełamał sie i wytworzył kule ognia, która szybko otoczyła świece. Gdy zniknęła wszystkie trzy płonęły... jednakże podczas gdy obie boczne świece rozlały się jeszcez bardziej po blacie stołu środkowa zachowała swój kształt. tylko drobny płomyk na knocie powoli drążył wosk.
"Dobra robota, Rin!" - chciałam zawołać ale po stołówce echem odbił się inny dźwięk:
- To było super!
W drzwiach pomieszczenia stała Yumi a w jej otwartych oczach odbijały błękitne płomienie świec. Patrzyła na nas, wyraźnie podekscytowana.

czwartek, 2 czerwca 2016

Rozdział 34 – Test. Część 2.


Pozbywszy się jednego z przeciwników wąż skierował swoją uwagę na Naomi i Aro(jego brat ze zranioną dłonią nie był już skutecznym obrońcą). Nepiren miał rację. Długo się nie utrzymają. Poza tym coś mówiło mi, że Katou potrzebuje szybkiej pomocy medycznej – mocno krwawił i na dobrą nie wiedzieliśmy czy wąż nie jest jadowity, choć ukąszony wcześniej Dage nie wykazywał by dokuczało mu coś więcej niż bolesna rana.
- Zamień węża w cień. – poleciłam, nagle wpadając na pewien pomysł. Nepiren wyraźnie stwierdził, że nie jest w stanie utrzymać w cienistej formie kilku osób dłużej niż minutę. Z samym wężem powinno to potrwać dłużej. 
- Tsk. - syknął demon, wyraźnie niezadowolony. - Jak sobie chcesz. Ale wiedz, że nie utrzymam go tak dłużej niż kilka minut.
- Tyle wystarczy. – powiedziałam. Już wiedziałam co robić. Katou wspominał wcześniej o przecięciu węża na pół. To było wykonalne.
Naomi nagle straciła równowagę gdy gad którego miała zamiar uderzyć przybrał niematerialną, na wpół przeźroczystą formę i zaczął szamotać się po pomieszczeniu, bezskutecznie próbując kogoś zaatakować. Hetsu podbiegł do Ketou i zajął się opatrywaniem jego rany.
- Co dalej? Masz około 5 minut. – powiedział demon a wyraz jego twarzy wskazywał na to, że utrzymanie mirażu faktycznie sprawia mu trudność.
- Możesz przerwać to w dowolnym momencie? – zapytałam.
- Kiedy chcę. Dopóki mam siły, oczywiście.
- Poczekaj aż wąż przeniknie ławkę albo krzesło. I przywróć mu materialność.
Szybko jednak okazało się, że demon nie ma najmniejszego zamiaru przenikać przez przedmioty. Wystarczająco inteligentny by zrozumieć nasz plan bądź po prostu przyzwyczajony do poruszania się w ziemskich realiach omijał wszelkie przedmioty. Zaprzestał nawet prób ataku, nauczywszy się zapewne, że nie jest w stanie zrobić nam krzywdy w swojej aktualnej formie.
Minuty mijały.
Nagle rozległ się głośny huk a z sufitu zaczęły spadać gigantyczne fragmenty betonu. W klasie zapanował chaos. Wszyscy robili co mogli by schować się przed spadającym gruzem. Ledwie można było cokolwiek dostrzec przez pył, obejmujący całe pomieszczenie. Gdzieś za plecami usłyszałam:
- Ooops. Nie zupełnie o to mi chodziło.
Był to głos Yumi.
Gdy tylko pył opadł na tyle by dało się coś dostrzec wszyscy odetchnęliśmy z ulgą. A raczej odetchnęlibyśmy, gdyby nie fakt, że każdy robił co mógł by nie wdychać zbyt dużej ilości zanieczyszczonego powietrza.
Na środku pokoju, pod warstwą gruzu – a raczej zmieszane z nią – leżało cielsko ogromnego węża. Jego oderwane głowa i ogon (i kilka innych fragmentów) wiły się jeszcze przez moment a następnie wyparowały, zostawiając po sobie pustą przestrzeń.
- Dobra robota! – zawołałam, ściskając Yumi – Co zrobiłaś?
- Chciałam przywołać coś użytecznego. I, tak jakby… przywołałam… Kboom?
Zza ramienia dziewczyny wyłonił się mały demon, o wyglądzie… bomby. Idealnie okrągłej, błyszczącej fioletowej kuli, ze skrzydełkami i knotem.
- I ci się udało! – zachichotałam. I zaraz zakrztusiłam się, w powietrzu wciąż unosiło się pełno pyłu.

- Trzeba ich zabrać do szpitala. – wykrztusił nasz doktor, pomagając Katou wstać. Szczęście, że zdążył wcześniej prowizorycznie opatrzyć rany chłopaków. Byłoby źle gdyby dostał się do nich pył.
Wyszliśmy na korytarz i ruszyliśmy w stronę drzwi wejściowych. Nim jednak tam dotarliśmy drogę zagrodziła nam Shura.
- Dobra robota. Jestem pewna, że Mephisto spodoba się to, jak sobie poradziliście. – stwierdziła kobieta a jakby w odpowiedzi na te słowa z klasy wyłoniły się wcześniej zapewne zupełnie przeźroczyste, teraz przyprószone szarym pyłem kule wielkości piłeczek tenisowych i przeleciały nad naszymi głowami.
- Orby. – wyjaśniła nauczycielka, w reakcji na nasze pytające spojrzenia. – Rejestrują i są w stanie odtworzyć wydarzenia których były świadkiem.
Kule zamigotały różnymi a w ich wnętrzach dostrzegłam zarysy klasy w której wcześniej byliśmy. Już wiem skąd wziął się mit o przepowiadających przyszłość szklanych kulach. Orby wyglądały niemal dokładnie tak, jak kule wróżbitów na filmach. Tyle, że unosiły się w powietrzu i – choć tego mogłam się tylko domyślać bo zabrudzona powierzchnia i kąt pod jakim patrzyłam nie pozwalały na dokładniejsze przyjrzenie się – pokazywały przeszłość, nie przyszłość.
- Więc to jednak był egzamin. - odetchnęłam z ulgą a Shura posłała mi porozumiewawcze spojrzenie jednak nie odezwała się ani słowem.
Prowadzeni przez nauczycielkę opuściliśmy akademik tylko po to, by odkryć, że pod drzwiami czeka na nas długa, różowa limuzyna.
- Uznałam, że może przydać wam się transport do szpitala. – powiedziała kobieta.
- Nie ma jakiegoś klucza, czy coś? Ta ręka mnie masakrycznie boli… – mruknął Dage, a ja zgodziłam się z nim w myślach. Skoro mogliśmy dostać się do szkoły z dowolnych drzwi powinna istnieć podobna droga do szpitala. Misje egzorcystów są niezaprzeczalnie niebezpieczne i zapewne w wielu sytuacjach momentalna pomoc medyczna to sprawa życia i śmierci.
-  Oczywiście. Nawet mam tu jeden z nich. -  zachichotała psorka, wymachując pękiem kluczy. – Ale nie mogę sobie odmówić przejażdżki takim cackiem jak mam okazję.   
Zauważyłam jednak, że gdy Dage zaczął gramolić do auta Shura odwróciła się z lekko naburmuszonym wyrazem twarzy i mruknęła pod nosem coś o pożyczeniu bez proszenia. Coś mi mówiło, że nie poinformowała dyrektora (nie trudno było zgadnąć kto jest właścicielem pojazdu), że zamierza użyć jego limuzyny.
W drodze do kampusowego centrum medycznego towarzyszyły nam rozmowy: Naomi omawiała z Aro i Dagiem ich taktykę walki a Yumi szczebiotała coś o tym, że praktycznie za każdym razem gdy przywołuje Chowańca wychodzi coś innego i nigdy nie wie czego się spodziewać chyba, ze bardzo się skupi ale, że taki stan rzeczy bardzo jej się podoba bo może w ten sposób poznać wiele róznych demonów..
Wszyscy jednak ucichli gdy pomagający nauczycielce przy Katou Hetsu rzucił pytanie:
- Co z drugą klasą? Pani tam była jako jeden z opiekunów, prawda? Profesor Ashida nic nam nie potrafił powiedzieć…
- Oh. – mruknęła kobieta, uśmiechając się pod nosem, po czym zaczęła opowiadać, tonem jakby nie stało się nic specjalnego. – Podczas treningu przeszkodził nam Amaimon. Dyrektor szybko pojawił się na miejscu i zdołał opanować sytuację więc nikt nie odniósł większych obrażeń niż wy tutaj.  
- A ten niebieski płomień? – wtrącił Katou, a wysiłek sprawił, że syknął z bólu. – Nie słyszałem, żeby jakikolwiek demon poza Szatanem dysponował taką mocą.
- Tak było. Do niedawna. – odparła Shura a oczy jej się zaświeciły – Sądzę jednak, że najlepiej będzie jak zapytasz o szczegóły swoich kolegów. Nie chcę się mieszać w wasze sprawy.
Zauważyłam, że nauczycielka wywarła nacisk na słowa „kolegów” i „wasze”. Nie byłam zaskoczona. Bez wątpienia w sprawę zamieszany był Rin a naprawdę ciężko było mi wyobrazić sobie sposób by przy tak ogromnym pożarze nikt nie zdał sobie sprawy, że chłopak ma z tym związek. Po tym stwierdzeniu kobiety nie miałam już praktycznie żadnych wątpliwości – koledzy Rina już wiedzą a wkrótce dowie się również moja grupa. Nie ma mowy by ktoś tak dociekliwy jak Katou czy przysłuchująca się rozmowie z uwagą Naomi nie wypytali seniorów przy najbliższej nadarzającej się okazji. Pobladłam.
- Jesteśmy na miejscu. – odezwał się kierowca, zatrzymując auto.
Grupa opuściła jeden po drugim limuzynę, udając się w stronę drzwi centrum medycznego. Już podnosiłam się z miejsca by podążyć za Yumi lecz nauczycielka zatrzymała mnie i pokiwała głową na „nie”, dając mi znak, bym zaczekała.
- Idźcie. Raczej nie potrzebujecie niani. – zachichotała w odpowiedzi na pytające spojrzenie Naomi a gdy wszyscy już opuścili auto i oddalili się na bezpieczną odległość powiedziała, nagle przybierając poważny ton głosu: 
- Rin Okumura pokazał co w nim siedzi. Na oczach kolegów stracił nad sobą panowanie. Nie. Nie zrobił nikomu krzywdy. – dodała szybko, widząc moją zaniepokojoną minę – Ale jego zdolności nie są już tajemnicą. Właśnie kończy się zebranie nauczycieli w tej sprawie a to kiedy twoi koledzy usłyszą sprawozdanie drugoklasistów jest tylko kwestią czasu. Też są w szpitalu. Chyba rozumiesz co to oznacza?
- Co z nim będzie? – spytałam drżącym głosem.
- Z Rinem? Zdaniem Mephisto - A przynajmniej to wersja którą dyrektor przekazał Radzie - chłopak ma za zadanie posłużyć jako broń przeciwko Szatanowi więc pozwolili mu żyć. Pytam czy wiesz co to oznacza dla ciebie.
Zastanowiłam się. Podobieństwo moje i Rina było niezaprzeczalne. A on pokazał, że nie jest nie tylko demonem (w połowie, ale wątpię by uczniom i nauczycielom robiło to większa różnicę) ale dysponuje również jedną z najgroźniejszych mocy w świecie demonów. Mocą samego Szatana.
- Wszyscy domyślą się, że nie jestem człowiekiem. I będą się zastanawiać… - głos utkwił mi w gardle. Nie miałam pojęcia jak ubrać w słowa mętlik szalejący mi w głowie: Rin użył płomieni Szatana? Więc jaką ona ma moc? Czy nie odstawi podobnego numeru…
- Mephisto kazał ci przekazać, że od dziś decyzja czy ujawnić informację o twojej mocy należy tylko do ciebie. Możesz zrobić jak uważasz. Miej jednak na uwadze, że jeżeli zdecydujesz się ujawnić dyrektor będzie zmuszony przedstawić cię Radzie jako kolejny element jego planu mającego na celu pokonania Szatana. „Wybierz mądrze.” odparła nauczycielka, po czym zmieniła ton głosu na bardziej sobie naturalny a na jej twarz powrócił uśmiech. – Swoją drogą zaskakuje mnie twój upór. Byłam pewna, że się zdradzisz podczas „egzaminu”.

wtorek, 10 maja 2016

Rozdział 33 – Test. Część 1.



Przez dłuższą chwilę wpatrywałam się we wściekle zielone oczy potwora jak zahipnotyzowana. Wiedziałam, że nie zdążę w porę uskoczyć ale nie chciałam odwoływać się do płomieni…
Twarz gada zbliżyła się do mnie gwałtownym ruchem. Odzyskawszy momentalnie kontrolę nad ciałem zrobiłam wszystko na co pozwalała mi moja pozycja – odskoczyłam w tył(wiedząc, jednak, że to nie wystarczy), zamknęłam oczy i osłoniłam twarz ramieniem, przygotowując się na ból.

Ten jednak nie nastąpił. Zamiast tego rozległ się wściekły syk i usłyszałam jak cielsko napastnika zmienia położenie, uderzając w podsadzkę.

Uchyliłam powieki, ciekawa co zatrzymało atak. Wąż wciąż znajdował się blisko mnie jednak pysk zwrócił w tył, w stronę bliźniaków którzy teraz… siedzieli na ziemi trzymając końcówkę wężowego ogona i sapiąc z wysiłku. Najwidoczniej właśnie odciągnęli węża, w tej samej chwili gdy ja odskoczyłam – sprawiając, że nagle znalazłam się poza zasięgiem kłów.

Wąż stracił mną zainteresowanie i zaczął pełznąć w stronę chłopaków którzy teraz puścili jego ogon i zerknęli jeden na drugiego, kiwając głowami porozumiewawczo. A następnie podbiegli gada z obu stron, rzucając się na niego z pięściami.

Nie było to łatwe zadanie ale bracia działali w pełnej synchronizacji, Dage odciągał uwagę gada, drażniąc go do ataku a wtedy Aro uderzał pysk, wykorzystując ślepy punkt i przewidywalne ruchy zwierzęcia. A zaraz potem dezorientację węża wykorzystywał pierwszy z braci, zadając własny cios.

Wkrótce gad z donośnym hukiem upadł na podłogę, wyraźnie oszołomiony. Bracia zaśmiali się i przybili sobie piątkę. Więc to by było na tyle…  

- Co wy wyprawiacie? Nie można się skupić przez ten hałas. – zawołał ktoś ze szczytu schodów. Był to Katou. Jego wzrok padł na węża. –

- Egzamin niespodzianka. Nie zdałeś. – zaśmiali się bliźniacy.

- To nie jest chyba Augue? – spytał nowoprzybyły, wyraźnie zaniepokojonym głosem.

- A kogo obchodzi jak się to to nazywa? Już się nawet nie rusza. – zachichotał Aro, próbując kopnąć gada co jednak zostało udaremnione przez brata chłopaka.  Co jest, Dage? Nie mów, że ci żal tego węża.

- Augue to rodzaj chowańców. – odparł Dage, odsuwając się od ciała i wyciągając coś z kieszeni – Szybko się regenerują a im więcej obrażeń dostały tym stają się silniejsze. Te symbole na jego ciele… Nie pomyślałem…

Jakby na potwierdzenie słów chłopaka wąż drgnął.

-  Wynośmy się stąd. Trzeba powiedzieć reszcie. – powiedział Katou i wspiął się w górę schodów.

Ruszyłam w stronę schodów. Dage czekał już tam na nas ale drugi z braci zatrzymał się w połowie drogi najwyraźniej zastanawiając się jaki ma sens ucieczka. Gdy się z nim zrównałam wąż ocknął się i zaczął sunąć w naszą stronę. A wtedy pysk gada obsypał pył drobnych, czarnych drobinek. Wywołując atak kaszlu.

- Smołki? – zapytał niedowierzająco Aro.

- W grupie siła. – odparł Dage, machając karteczką tamera.

No tak, jego chowańcem był smołek – drobny demon, opętujący drobinki kurzu. Zdolny najwidoczniej do zwoływania przyjaciół.

Wykorzystując improwizowany atak dymny ulotniliśmy się z pola widzenia węża i wróciliśmy do klasy, gdzie Katou już objaśniał grupie sytuację:

- To prawdopodobnie test. Bon wspominał mi, że w zeszłym roku wyglądało to tak samo. Walczyli z chowańcem któregoś z nauczycieli, myśląc, że to demon.

- Jak się coś takiego zabija? – spytała Naomi. – Te całe Auge?

- Najłatwiej byłoby znaleźć i przerwać kartkę z symbolem przywołania. Można też próbować wersów, ale chowaniec ma pewnie ochronę, skoro tamer był wystarczająco silny by dać mu atrybut augi, poza tym nie pamiętam jakie wersy działają na węże. Atak fizyczny nie zadziała a tylko pogorszy sytuację, chyba że zlikwidujemy atrybut albo dosłownie przetniemy stwora na pół. Szkoda, że nie dali nam jeszcze prawdziwej broni. No i możemy po prostu przeczekać. Chowaniec potrzebuje energii tamera który go przywołał a ta nie jest nieskończona – prędzej czy później  właściciel go sam odwoła albo straci przytomność. Kto go przyzwał?

- Shura Kirigakure – odparłam, bez wyrzutów sumienia. Teoria o egzaminie działała na moją korzyść a w takim przypadku nie było sensu ukrywać prawdy. Shura była w niej tylko egzaminatorem.

- No tak. Nauczyciel przywoływania. Można się było spodziewać. Te jej miecze… nic dziwnego, że potrafi dawać chowańcom atrybuty.

Na korytarzu rozległ się szelest łusek szurających o kamienną posadzkę. Wąż był już blisko. Zerknęłam na drzwi, które Aro i Dage zdążyli już zabarykadować ławką.

- Aro, Dage, Naomi - kupcie nam czas. Ja, Hetsu i Erika poszukamy odpowiedniego wersu i metod przeciwdziałania ochronie w notatkach profesora. Yumi… po prostu trzymaj się z tyłu. - rozdzielił zadania Katou. Jego sugestia nie była zbyt odkrywcza, ale nie miałam właściwie się czego doczepić.

- Dlaczego mam trzymać się z tyłu? – spytała Yumi.

- Bo znając ciebie zaczniesz obściskiwać stwora albo spróbujesz nas zagazować własnym chowańcem. – wyjaśniłam.

Zanim Yumi zdążyła coś odpowiedzieć rozległo się uderzenie w drzwi. Bliźniacy przygwoździli sobą ławki a Naomi wkrótce dołączyła do nich, trzymając w ręku drewnianą szablę. Podobną położył przed sobą Katou choć sam zajął się wertowaniem papierów. Rozdzieliliśmy między sobą notatki pozostawione przez profesora i z pomocą Hetsu zaczęliśmy je przeglądać.

Drzwi trzeszczały a ja gorączkowo kartkowałam plik dokumentów, szukając jakiejś wskazówki. Nie było tam jednak nic o demonach przyjmujących formę węży ani o przeciwdziałaniu  a ja również nie pamiętałam właściwego wersu, gdybym taki znała użyłabym go już wcześniej, przy pierwszym spotkaniu z gadem ani likwidowaniu atrybutów cudzych Chowańców, ba, nie było nawet informacji o dodawaniu talowych własnym. Po minach towarzyszy widziałam, że też nie znaleźli nic konkretnego.

Blokada puściła a wąż wpadł do klasy. Bliźniacy i Naomi starali się go utrzymać w miejscu ale stwór już praktycznie nie reagował na ich uderzenia. Za to oni sami byli już mocno poturbowani. Dage krwawił.

- Nic a nic nie przygotowali nas do tego egzaminu. Nie pamiętam nawet by na zajęciach było coś co moglibyśmy teraz użyć. A przecież uważałem! – zawołał ze złością Katou i chwytając w ręce swoją ćwiczebną szablę i pobiegł pomóc blokersom.

- Może chcą sprawdzić nasza kreatywność? To jak radzimy sobie w nietypowych sytuacjach? – odparłam, wciąż mając nadzieję, że to tylko test.

I wtedy wpadłam na pomysł. Mój chowaniec. Ostatnim razem zamienił się w cień. I cieniem stała się też kartka, którą mi odebrał. Czy możliwe, żeby jego moc rozciągała się na inne przedmioty. Może i stworzenia? Warto zapytać.

- Ty który przynosisz strach. Wołam cię. – rzuciłam. Na stoliku leżało wypracowanie z narysowanym przez kogoś symbolem przywołania i cyrkiel. Zrobiłam z nich użytek.

Na blat przede mną opadł Nepiren.

- Co ty wyprawiasz?! Odwołaj go! – zaskrzeczała Naomi, ale natychmiast musiała skupić swoją uwagę z powrotem na wężu, który nie dawał obrońcom ani chwili wytchnienia.

- Mmm, smakowity zapach. - zamruczał demon, rozglądając się po klasie. – Tyle strachu… Aż nie wiem kogo pierwszego zabić. Znaczy wiem…

Jego wzrok padł na Hetsu. Który gwałtownie odsunął się od ławki. I napotkał ścianę.

- Wolno ci zabić tylko węża. – powiedziałam stanowczo i odciągnęłam demona w przeciwległy kąt pomieszczenia.

- Niewykonalne.  – odparł Nepiren, zakładając ręce za głowę – Augue nie czują strachu. Ochyda.

- W takim razie zamień nas w cień, do czasu aż sami wymyślimy jak go zabić albo wąż zniknie. Potrafisz to zrobić? – rzuciłam.

- Jak mi pozwolisz kogoś zabić mogę spróbować. – odparł chowaniec, szczerząc zęby.

Więc to możliwe!

- Bez zabijania. – odparłam.

- W takim razie nie ma mowy. – stwierdził demon.

- Sprzeciwiasz mi się? – zapytałam.

- Chciałbym. – odparł chowaniec uśmiechając się sarkastycznie, szybko jednak przybrał poważny wyraz twarzy - Ale prosisz o niemożliwe. Chyba, że zadowala was kilkuminutowy odpoczynek. Nie mogę utrzymywać tylu istot w cienistej formie dostatecznie długo. Chyba, że się pożywię.

 - Wystarczy nawet nieumarły. – dodał po chwili, zerkając na walczących – Jestem pewien, że widząc jej śmierć reszta dzieciaków zemdleje ze strachu.

- O kim ty… mówisz? - spytałam, ale szybko zdałam sobie sprawę o kogo chodzi, choć ta wiadomość musiała jeszcze do mnie dotrzeć. Tylko jedna osoba pasowała do opisu. – W każdym razie nie ma mowy! Żadnego zabijania!

Nepiren zachichotał.

- Nie macie większego wyboru.

Katou opadł na ziemię, chwytając się za ranny bok. Pysk gada ociekał krwią.