Widząc roztrzaskujące się drzwi Naomi wysunęła się na przód i
zaczęła wymachiwać przed sobą deską na ślepo, świadoma, że lada chwila demony
rozpoczną atak. Wiedziałam, że nic to nie da. Owszem, zamachnięcia utrudnią
demonom przedostanie się do nas, ale istoty szybko znajdą przerwę w tym
regularnym, jednostajnym ruchu - jeden z psów już omijał nas szerokim łukiem
próbując zajść nas z boku. Sam pomysł z użyciem deski jako broni nie był jednak
taki zły, dałoby mi to więcej czasu na wymyślenie bardziej skutecznej metody
pozbycia się stworów. Gdyby tylko dało się bezpiecznie sprawić by dziewczyna
mogła widzieć istoty i odpowiednio reagować na ich ruchy...
Napięłam wszystkie mięśnie uświadamiając sobie nagle, że istniał
sposób. Śmiercionośne ghoule nie były jedynymi demonami w tym
pomieszczeniu. Spojrzałam na własną dłoń. Czy dzięki demonicznej krwi płynącej
w moich żyłach ja również mogłam zadać komuś temptaint? Warto było to sprawdzić,
rany zadane przeze mnie nie powinny w końcu zawierać trującej miasmy.
Wyciągnęłam rękę do przodu prostując palce tak, że wymachująca deską ręka
koleżanki otarła się o moje paznokcie otrzymując lekkie zadrapanie.
- Ej,
podrapałaś mnie! Uważaj trochę! – zawołała
dziewczyna a jej głos załamał się gdy po raz pierwszy dostrzegła otaczające nas
stado paskudnych, martwych a jednak żywych psów i poczuła ich smród.– Widzę je! Co mi zrobiłaś?!
Więc jednak się udało!
- Dałam
ci temptaint.
Dziewczyna odwróciła się gwałtownie w moim
kierunku trzymając teraz deskę tak jakby to mnie chciała uderzyć.
- Mówiłaś,
że temptaint może być zadane tylko przez... demona... czy ty...?
O tym nie pomyślałam. Naomi była inteligentną
osobą, musiała dojść do takiego wniosku! Co ja sobie wyobrażałam? Jak mam się z
tego wyplątać?! Koleżanka wpatrywała się we mnie z wyraźnym lękiem a jej
zaciśnięte na desce dłonie mówiły mi, że jest gotowa mnie zaatakować. Zdawała
się przy tym nie zwracać najmniejszej uwagi na to, co dzieje się za jej
plecami.
- Nie
jestem twoim wrogiem...– zaczęłam tłumaczyć lecz nagle wrzasnęłam widząc,
że jeden z psów szykuje się do ataku n jej nieosłonięte plecy. - Uważaj, za tobą!
Dziewczyna odwróciła się gwałtownie a zamach
deski oderwał duży płat skóry atakującego demona. Ten widok coś mi przypomniał,
tekst stanowiący część moich notatek z demonologii: „Naberius - demon-obrońca
stworzony przez połączenie ze sobą fragmentów ghouli, przez co podobnie jak one
jest wrażliwy na wersy zawarte w Ewangelii św. Jana”. Ewangelia św. Jana...
znałam kilka cytatów z tej księgi. Możliwe, że znajdzie się w nich fatalny wers
tych konkretnie ghouli. Cóż, wyglądało na to, że w dzisiejszej rozgrywce
przypadnie mi jednak rola Arii. Co za ironia.
- Chyba
wiem jak je załatwić! Spróbuj utrzymać je z daleka ode mnie, podczas gdy będę
recytować! Umm... Kto z was
jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamień. ...
- Dlaczego mam ci ufać?
– zapytała koleżanka odpychając atak kolejnego stworzenia.
- A masz lepszy pomysł?
– stwierdziłam ze złością po czym wytężyłam pamięć chcąc przypomnieć sobie
poszczególne cytaty. Recytowałam dalej. Po każdym słowie czułam jak powietrze
wokół mnie wypełnia znajoma energia. – Ja
jestem światłością świata ... Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we mnie
wierzy, choćby i umarł, żyć będzie ... hmm ... Błogosławieni, którzy nie
widzieli, a uwierzyli ... Królestwo moje nie jest z tego świata ...
Wszystkie psy jednocześnie warknęły i rzuciły się w moją
stronę w zmasowanym ataku. To nie był jeszcze ich fatalny wers, ale wyczuły, że
jestem niebezpiecznie blisko. Gdybym tylko znała całą Ewangelię a nie tylko
pojedyncze cytaty!
- Królestwo moje nie
jest z tego świata ... Królestwo moje
nie jest z tego świata ... – powtarzałam
jak mantrę próbując sobie przypomnieć co było dalej. Ten fragment na lekcji czytał
jeden z bliźniaków, Aro albo Dage, nie rozróżniałam ich. Pamiętałam, że nie
wychodziło mu to zbyt dobrze, ignorując nawet fakt, że nie potrafił wytworzyć
wokół siebie energii. Czy mogłam coś z tego pamiętać? - bo gdyby było... gdyby było... Królestwo
moje nie jest z tego świata ... Gdyby królestwo moje...
Naomi nie była w stanie dłużej utrzymać naszej pozycji, nie
teraz, gdy psy oszalały. Została powalona na plecy i podczas gdy siłowała się z
jednym z psów przy użyciu trzymanej poziomo deski inny demon zdołał przedrzeć
się przez jej obronę i ugryźć ją w ramię. Krzyknęła z bólu a wokół powstałej
rany pojawiły się syczące, czarne plamy.
Straciłam nad sobą panowanie. Zapomniałam o wersie,
zapomniałam o zasadach, zapomniałam o tym jak łatwo mnie pokonać, zapomniałam,
że koleżanka chciała mnie zaatakować domyśliwszy się, że mogę być demonem.
Teraz liczył się tylko fakt, że jeden z tych śmierdzących psów ukąsił Naomi! To
przeklęte zwierze sprawiło, że zostało jej kilka minut życia! Byłam wkurzona!
Płomienie znów ogarnęły całe moje ciało. Natychmiast
wyciągnęłam rękę przed siebie i ruchem przypominający serw tenisowy posłałam w
kierunku zwierzęcia stworzony myślą jęzor ognia. To samo zrobiłam ze stworem
napierającym na wciąż trzymaną przez Naomi deskę. Zwierze odskoczyło, ale nie
zdołało uniknąć mojego ataku. Pozostałe stworzenia zatrzymały się i próbowały
wycofać w stronę drzwi, ale nie dałam im tam dotrzeć. Całe pomieszczenie
ogarnęła iluzoryczna poświata, gdy w jednej chwili wszystkie stworzenia zostały
pochłonięte przez gigantyczny wybuch czarnego ognia. Płomień szybko osłabł zamieniając
się w grupę czarnych pochodni – a każdą z nich stanowiło ciało szamoczącego
się, demonicznego psa.
Odwróciłam się by spojrzeć na Naomi. W głowie huczało mi od
myśli. Ile zostało jej życie? Czy zdołam przetransportować ją do szkoły zanim
trucizna zupełnie zniszczy jej ciało? Szybko jednak zorientowałam się, że życiu
koleżanki zagraża teraz coś gorszego niż miasma... Naomi szamotała się teraz
próbując zdusić czarny płomień płonący na jej ręce.
- Nie... tylko nie to. –
wyszeptałam i z przerażeniem obserwowałam jak płomienie ogarniają jej
ciało. Nie niszczyły go (a nawet, jak zdołałam zauważyć w jakiś sposób leczyły
jej ranę, czarny ślad z sekundy na sekundę stawał się coraz mniejszy a zerwana
skóra zasklepiała się) ale koleżanka ewidentnie umierała. Jej ruchy stawały się
coraz wolniejsze, gdy płomień huczał wokół niej a krzyk z każdą sekundą słabł.
Płomienie zrywały więzi łączące ją z życiem. Podbiegłam do dziewczyny, uklękłam
obok i chwyciłam jej rękę koncentrując się na tym by wytworzyć nowy,
kontrolowany podmuch, który otoczy jej ciało i pozwoli mi wycofać ogień.
Moje próby jednak nie udawały się. Cenne sekundy mijały a ja
walczyłam z ogniem nie będąc w stanie wytworzyć płomienia dostatecznie dużego
by pochłonął ogień otaczający ciało Naomi. Co się działo?! Przecież jeszcze
chwilę wcześniej bez najmniejszego problemu wytworzyłam kulę ognia niemal
wielkości całego pomieszczenia!
Leżąca na podłodze koleżanka zadygotała i opadła bezwładnie a
jej mięśnie rozluźniły się. Pod dłonią poczułam zbierającą się energię, gdy jej
dusza zaczęła oddzielać się od ciała. Tego już było za wiele! Podobnie jak to
zrobiłam w swojej walce z duchem na początku roku szkolnego zacisnęłam dłoń
mocnej koncentrując się na wyczuwanej energii i chwyciłam usiłującą się wyrwać
duszę. Moją dłonią trzymałam teraz jednocześnie martwą rękę koleżanki i rękę
jej duszy, nie pozwalając by duch oddzielił się od ciała. Nie mogłam pozwolić
jej odejść! Dusza uformowała się przede mną a płomienie przeniosły się z mojej
dłoni na ducha i tym razem niematerialna część Naomi zaczęła krzyczeć i
szamotać się z bólu.
Po raz kolejny spróbowałam wytworzyć podmuch kontrolowanego
płomienia, ale po raz kolejny próba zakończyła się fiaskiem. Co więcej, nagle
poczułam gwałtowne osłabienie a płomienie otaczające moje własne ciało
przygasły. Zbyt długo ich używałam! Za chwilę stracę przytomność i wszystko
przepadnie! Dlaczego nie puściłam dłoni koleżanki, gdy był jeszcze czas?
Dlaczego chwyciłam jej duszę?! Dlaczego nie pozwoliłam jej odejść, gdy miała
szanse?! Teraz płomienie zabiją również jej duszę! Co ja narobiłam!? Muszę
wziąć się w garść, musze odzyskać nad tym kontrolę. Nie mogę teraz stracić
przytomności! Dusza Naomi nie zginie!
Wolną ręką sięgnęłam do wisiorka i wymacałam jego powierzchnię.
W wisiorku znajdowało przecież się źródło mojej mocy, moje drugie serce. Już
kilkukrotnie wisiorek pomógł mi odzyskać siły, gdy czułam się tak jak teraz...
To była moja szansa. Odsłoniłam rysę i pozwoliłam by moje ciało przemieniło się
a wokół na nowo zapłonął czarny ogień. Poczułam napór płomieni. Moje ciało
momentalnie odzyskało siłę, ale czułam się tak jakby coś pragnęło przejąć moją
świadomość. „Nigdy nie otwieraj wisiorka, gdy jesteś wytrącona z równowagi” –
przypomniałam sobie własne przyrzeczenie. Tak, to było niebezpieczne.
Zdeterminowanie jednak pomogło mi pokonać napór na wolę. Chwilę później
kontrolowałam już na nowo moje myśli, moje ciało i otaczające mnie płomienie.
Zwiększyłam ich moc tak, że ogromny płomień ogarnął zarówno
leżące przede mną ciało jak i duszę jego właścicielki mieszając się ze
znajdującymi się już wokół płomieniami. Dusza znowu krzyknęła, tym razem był to
okrzyk przerażenia. Po chwili jednak uspokoiła się i zaczęła oglądać płomień z
zainteresowaniem.
- Umarłam, tak? To
dlatego ból ustał.
- Jeszcze nie umarłaś.
Twoja dusza wciąż jest połączona z ciałem. – zawołałam skupiając się na
płomieniach, redukowałam je stopniowo pozostawiając cienką otoczkę. Płomień
pozwalał mi czuć nić łączącą Naomi z życiem. Była bardzo cienka, ale wciąż
istniała. Kontakt z kontrolowanym przeze mnie płomieniem zdawał się sprawiać
jednak, że z każdą chwilą robiła się coraz grubsza. Czułam jak dusza łączy się
z wcale nie martwym ciałem. – A teraz wracaj
do ciała, wszystko będzie dobrze. Nie umrzesz. Panuję nad tym!
Jakby w skutek moich słów dusza została nagle wessana z
powrotem do ciała. Pozwoliłam by płomień otaczał je jeszcze przez chwilę i gdy
w końcu przestałam czuć pod moją dłonią energię duszy koleżanki zamknęłam
grawer w wisiorku powracając do swojej na wpół ludzkiej formy. Moje płomienie
zgasły. Dziewczyna otworzyła oczy i natychmiast odskoczyła ode mnie. Oddychała
głęboko i była wyraźnie przerażona, ale wyglądało na to, że nic jej nie jest.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Wokół nie było śladu po
sforze demonów za wyjątkiem szczątków drzwi i wciąż unoszącego się w powietrzu
przykrego zapachu pleśni i rozkładu. Więc sytuacja była opanowana. Po raz
kolejny moje płomienie okazały się skuteczne. Tym razem jednak świadkiem i - z
czego zdawałam sobie sprawę – niemal ofiarą ich mocy była niewinna osoba! W
mojej głowie zaszumiało od myśli. To był wypadek, ale takie wypadki nie powinny
się zdarzać, to nie był zwykły błąd. Jeżeli ktoś się o tym dowie będzie po
mnie... Spojrzałam na koleżankę.
- Naomi, posłuchaj.
Wiem, że jesteś przerażona i zrozumiem, jeżeli nie zechcesz mieć ze mną więcej
do czynienia, ale muszę cię prosić o przysługę. Nie mów nikomu o moich
płomieniach, jeżeli ktoś się dowie jak mało brakowało... zabiją mnie bez
zadawania jakichkolwiek pytań... Moje życie jest teraz w twoich rękach. – powiedziałam
i spuściłam wzrok bojąc się spojrzeć jej w oczy. Przez dłuższą chwilę panowała
cisza, klęczałam na podłodze bojąc się poruszyć i pozwalając koleżance by
odezwała się pierwsza. Od jej decyzji zależało, co ze mną dalej będzie. W końcu
ponury, pozbawiony wyrazu głos dziewczyny przerwał ciszę.
- Jeżeli tak wygląda
sytuacja nie powiem o tym nikomu. Nie chcę żeby ktoś mnie uprzedził. Zostanę
egzorcystką i sama cię zabiję!
Mocne...Przyjaciółka grozi jej śmiercią! Na to bym nie wpadła. Od kilku dni obserwuję twojego bloga. Jest genialny! Masz talent!
OdpowiedzUsuńDzięki za komentarz. :)
OdpowiedzUsuńZ reakcją Naomi wiąże się pewna ciekawostka - początkowo w planach była tylko jedna przyjaciółka, Naomi właśnie. Jednak osobie na podstawie której stworzyłam jej charakter (łatwiej mi gdy tworzone postacie mają pewne cechy osób które znam w rzeczywistości) słysząc co planuję stwierdziła, że nie może sobie tego wyobrazić i chce "grać" inną postać. I tak powstała Yumi a bazowy charakter samej Naomi został zmodyfikowany. Było to na etapie pierwszych rozdziałów więc owej zmiany nie widać w treści - późniejsze zmiany są już wynikiem rozwoju akcji.