Ocknęłam się kilkanaście godzin później w nieznanym mi
pomieszczeniu. Pokój, w którym się znajdowałam był jasno oświetlony promieniami
słońca i przepełniony różowymi akcentami. Leżałam na łóżku, którego pościel tak
jak wszystko inne wokół była w tonacji biało-różowej. Kontrastowało to z moim
zwyczajnym strojem, który miałam wciąż na sobie – czarne, lniane krótkie
spodenki i czerwony bawełniany tank-top. „Rany, gdzie ja jestem? W życiu nie
widziałam bardziej przesłodzonego pomieszczenia. Założę się, że właścicielka ma
nieźle nawalone w głowie...” – pomyślałam i spróbowałam wstać ale zdołałam
tylko podnieść głowę na kilka centymetrów i opadłam ponownie na poduszkę. Byłam
bardzo osłabiona.
Do moich uszu dotarł wówczas ewidentnie męski głos:
- Widzę, że się
obudziłaś.
Otworzyłam szerzej oczy i z wysiłkiem podniosłam się znowu by
spojżeć w stronę, z której dochodził głos. Początkowo nie mogłam nikogo
dostrzec, dopiero po chwili go zauważyłam. Siedział na fotelu kilka metrów ode
mnie i spoglądał w moją stronę z uśmiechem chochlika. Miał na sobie
biało-różowy płaszcz i odpowiednio do niego dobrany kapelusz. Jego strój i
poczucie gustu było dla mnie tak nierealne, że najwidoczniej za pierwszym razem
minęłam go wzrokiem uznając za coś w rodzaju lalki... Realizmu nie dodawało mu
bynajmniej to, że jego uszy były ewidentnie szpiczaste. Kim do diaska jest ten
człowiek? I czy to w ogóle człowiek?
- Umm... Gdzie ja
jestem? Kim pan jest...? – zapytałam i zaczęłam omiatać wzrokiem
pomieszczenie czując się przy tym bardzo głupio.
- Jesteś w mojej
rezydencji na terenie Akademi Prawdziwego Krzyża. Jestem Mephisto Pheles ale
zapewne znasz mnie pod pseudonimem Johann
Faust V.
Oczywiście, słyszałam
wcześniej to imię, Johann Faust V był ekscentrycznym dyrektorem Akademii
Prawdziwego Krzyża, jednej z najbardziej prestiżowych uczelni w kraju. Nigdy
nie przykładałam szczególnej wagi do tego typu szkół. Owszem, uczyłam się
nieźle ale nigdy nie miałam ambicji by ubiegać się o miejsce w którejś z
uczelni z wyższej półki. Wyścig szczurów i przeciskanie się między rzeszą
kujonów ze stypendiami naukowymi a dzieciakami z bogatych rodzin niewidzących
niczego poza czubkiem własnego nosa nie były mi do szczęścia potrzebne. Wolałam
się nie wychylać poza szereg.
- To zaszczyt pana
poznać. Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek przyjdzie mi się spotkać z kimś
tak ważnym. Ale dlaczego tak właściwie tu jestem? Ostatnie co pamiętam
to to, że byłam w domu i ... – przed oczami zobaczyłam obrazy ogromnego kruka,
ojciec lecący przez pokój, czarne płomienie i błysk białego światła – Co z
moimi rodzicami !?
- Twoi rodzice są
cali i zdrowi, otrzymali kilka drobnych zranień ale nic co zagrażałoby ich
życiu. – nagle jego chochliczy uśmiech poszerzył się i mężczyzna dodał
rozbawionym tonem – Czego nie można powiedzieć o twojej obecnej sytuacji.
- Co?! Mojej
sytuacji? Moje życie jest zagrożone? - wyszeptałam i zdałam sobie sprawę,
że w istocie coś złego przecież działo się z moim ciałem, nigdy jeszcze nie
czułam się tak wyczerpana – Czy ja jestem śmiertelnie chora?! To
osłabienie...
- Osłabienie to
twój najmniejszy problem, mam tu coś co należy do ciebie i może szybko
przywrócić ci siłę. – powiedział i poklepał się po kieszeni płaszcza - Rzecz
w tym, czy powinienem pozwolić ci żyć.
- Nie rozumiem...
- Pamiętasz co się
wydarzyło? Co odgoniło kruka od ciebie i twojej matki?
- Czarne płomienie... ja... to wyglądało tak jakbym ja je
wywołała...
- Bo je wywołałaś. I nie były to zwykłe płomienie a
płomienie Śmierci. Ktokolwiek zostanie przez nie pochłonięty - umiera.
Odpowiednio kontrolowane mogą sprawić, że umrze nie tylko ciało ale i dusza.
Wciągnęłam gwałtownie
powietrze i przygryzłam lekko wargę nie wiedząc, co odpowiedzieć. To było tak
nierealne, tak przerażające tak... ekscytujące? Z trudem powstrzymałam uśmiech
usiłujący zakraść się na moją twarz. To było złe, nie powinnam tak myśleć.
Jeżeli istotnie to ja wywołałam te płomienie i jeżeli owe płomienie
rzeczywiście potrafią zabić a ich niszczycielska siła jest tak silna, że może
zniszczyć nawet duszę to nie powinnam się z tego cieszyć. Owszem, zawsze
chciałam posiadać jakąś moc, to dlatego spędzałam tak wiele czasu w swoim pokoju
zaczytując się w książkach, wyobrażając sobie, że jestem ich bohaterką. Ale czy
ktoś z mocą Śmierci powinien żyć? Czy ja powinnam żyć? Czy chcę tak żyć?... Co
ja myślę!? Oczywiście, że chcę żyć! A jeżeli moje życie ma być naznaczone
klątwą to dam sobie z tym radę! Tylko jak mam przekonać innych by dali mi
szansę?
Spojrzałam na
Mephisto, siedział w ciszy, przyglądając mi się z uwagą. Ewidentnie dawał mi
czas na przemyślenie mojej sytuacji.
Wydusiłam więc z
siebie:
- Wiem co ma pan
na myśli. Taka moc sprawia, że jestem niebezpieczna i być może najlepszym
rozwiązaniem byłoby zabicie mnie tu i teraz. – zauważyłam, że Mephisto
zmrużył oczy i z wyraźnie rozczarowanym wyrazem twarzy zaczyna podnosić się z
fotela – Ale nie chcę tego! – krzyknęłam stanowczo a on opadł z powrotem
na fotel w jego oczach znów dostrzegłam zainteresowanie – Chcę żyć! Jeżeli
moje życie wiąże się z niebezpieczeństwem, że kogoś przypadkiem zabiję jestem
gotowa ponieść to ryzyko! Mam jednak zamiar nauczyć się to kontrolować i być
może w przyszłości będę w stanie uratować życie wielu ludzi.
Mephisto znów się
uśmiechnął. Ale jak! Był to prawdziwy, szczery uśmiech, jakbym właśnie sprawiła
mu wymarzony prezent-niespodziankę. Podniósł dłoń i pstryknął palcami.
- Przyjmuję twój
zakład! – zawołał.
Spojrzałam na niego z
niedowierzaniem. Więc uznał to za zakład? Dobrze, w sumie można to tak nazwać.
To faktycznie jak zakład. Zakład, w którym na szali postawiłam własne życie.
Jeżeli stracę kontrolę i kogoś zabiję sama też pożegnam się ze swoim
istnieniem. Brzmi fair.
Mephisto sięgnął do
kieszeni płaszcza i rzucił w moją stronę wyciągniętą z niej różową
(oczywiście...) paczuszkę.
- To należy do
ciebie.
Ledwie udało mi się chwycić
zawiniątko bo ciało wciąż odmawiało mi posłuszeństwa. Odwinęłam papier.
Wewnątrz znajdował się srebrny naszyjnik z prostokątnym wisiorkiem zrobionym z
kamienia Noc Kairu, w który wgrawerowana była zdobiona, srebrna siódemka.
- Jest piękny.
Dziękuję! – powiedziałam i zaczęłam oglądać wisiorek ze wszystkich
stron zastanawiając się co miał na myśli wcześniej, mówiąc, że to może szybko
przywrócić mi siły.
- Przesuń Kosę. - podpowiedział.
Przejechałam palcem
po grawerunku i odkryłam, że faktycznie, jeżeli przyłożę do tego trochę siły
będę mogła przesunąć wgrawerowany srebrny kształt (Kosę czy jak wcześniej
uważałam - siódemkę). Spojrzałam na Mephisto by się upewnić, że dobrze robię a
gdy kiwnął głową i przywołał na twarz swój charakterystyczny chochliczy uśmiech
przesunęłam grawerunek. W kamieniu dostrzegłam rysę która szybko została
wypełniona przez płomień... czarny płomień który najpierw otoczył całą
zawieszkę a następnie ogarnął moje ciało. Krzyknęłam, odrzuciłam od siebie
przeklęty przedmiot i wyskoczyłam z łóżka. Czułam ból w uszach i dolnej części
kręgosłupa a w ustach wyczuwałam smak krwi. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z
tego, że zmęczenie gdzieś uleciało.
- Co...? – wydusiłam
z siebie spoglądając na fotel gdzie jeszcze przed chwilą siedział Mephisto. Nie
było go tam. Rozejrzałam się. Pokój wciąż był oświetlony światłem słońca ale
widziałam wszystko jak przez przyciemnione okulary – przedmioty było wyraźne
ale nie jaskrawe, nawet różowe i białe ozdoby przestały tak razić w oczy.
Mephisto stał obok mnie trzymając lustro. Nie mam pojęcia jak udało mu się
podejść tak blisko nie będąc zauważonym. I dlaczego się nie bał stać w takiej
odległości? Sam przecież powiedział, że te płomienie mogą zabić.
Zerknęłam w lustro. Istota,
którą tam zauważyłam była otoczona płomieniami tak jak ja. Miała mój kolor
skóry, moje włosy i poniekąd moje rysy twarzy. Jej oczy były jednak
ciemnoczerwone, uszy duże i zaostrzone. I miała kły, jeden z nich zadrapał jej
dolną wargę. W tle coś się poruszyło, spojrzałam do tyłu i zobaczyłam, że
mam... ogon. Przeniosłam przerażony wzrok na Mephisto.
- Nie powrócisz
już do swojej ludzkiej postaci ale gdy tylko przesuniesz Kosę na jej miejsce
płomienie znikną a demoniczne cechy staną się mniej widoczne. – wyjaśnił a
ja niewiele myśląc odnalazłam wisiorek i przesunęłam grawer na jego miejsce.
Rzeczywiście,
płomienie zniknęły. Spojrzałam ponownie w lustro i dostrzegłam, że moje uszy są
już normalnej wielkości jednak wciąż są wyraźnie zaostrzone. Również kły
zmniejszyły się. Kolor moich oczu utracił swoją naturalną, zielonkawą barwę i
stał się zupełnie brązowy. Najgorsze było jednak to, że wciąż miałam ogon...
- Będziesz musiała
chować go pod ubraniem, nic się na to nie poradzi. Na szczęście nie przeszkadza
tak bardzo jak by się mogło wydawać. – uśmiech nie znikał z twarzy
Mephisto.
- Jak ja się
ludziom na oczy pokażę! – wyrzuciłam wreszcie z siebie – Przecież nie
mogę paradować po mieście z uszami jak elf, kłami i ogonem!
- Co ty nie powiesz? – Mephisto wskazał na własne uszy.
- No tak... Ale ty... to znaczy pan... pan już taki jest,
pan jest ekscentrykiem, i obraca się pan w innym, bardziej tolerancyjnym
towarzystwie.... Co powiedzą moi znajomi, gdy mnie taką zobaczą?
- Mów mi Mephisto, nie mam zamiaru być twoim panem. – przysięgam, puścił do mnie w tym momencie
oczko! - Ale nie myśl sobie, że po tym co się wydarzyło powrócisz do swojego
dawnego życia. Zostajesz tu, w mojej szkole gdzie wykwalifikowani egzorcyści
będą mieć na ciebie oko.
Więc tak się zaczęło,
początek mojego nowego życia. Miałam uczęszczać do prestiżowej uczelni -
Akademi Prawdziwego Krzyża. Byłam teraz dzieciakiem ze szpiczastymi uszami i
widocznymi kłami. Dzieciakiem z mocą niesienia Śmierci. Pod stałą obserwacją egzorcystów.
Dziwadłem jedynym w swoim rodzaju.
Tak przynajmniej mi
się wydawało.
*o* Cieeekaweee~! ^_^ Gdybym ja miała taki dobry staaart >.> Niaah, mówiłaś, że gdzie byłaś? Na czerwcu 2012? O Jezu! To straszne XD
OdpowiedzUsuńAle muszę ci przyznać - opisy ciekawe, niczego nie pomijasz, myśli bohaterki oddają charakter normalnej dziewczyny, a pomysł ze śmiercią jest świetny :D
Niahahah ^^ Już mi się podoba. Może kochana Eri spotka kiedyś Harumi u mnie? Oj kto wie, kto wie, tyle już pomysłów mam na moje opko, że nic nie jest pewne :D
Arigatou za twój miły komentarz - dziwię się, że twe oczy pozwoliły ci go napisać, po przeczytaniu moich wypocin XD
Życzę szczęścia w pisaniu bloga, możesz liczyć na moje wsparcie~! Jakbyś kiedyś chciała - możesz nawet do mnie napisać na gg, albo na maila - info na blogu.
Niah, już się nie mogę doczekać kolejnego rozdziaaałuuuu *o*
Sayoł Anacchi~!
Uuu... robi się coraz bardziej ciekawie :D
OdpowiedzUsuńO jak mnie ucieszyłaś, że nie zapomniałaś jak w Akademii nie egzorcyści mówią na Mephisto, wiele osób pomija ten fakt x.x No, ale ogółem wszystko mi się baaaaardzo podoba ^.^ Tylko no jednak... ten pomysł z tymi też chowanymi płomieniami.. taki... no, jednak zbyt mi się to z Rinem kojarzy :C Ale to tam i tak mi przeszkadzać nie będzie, bo jednak miałaś swój oryginalny pomysł z tym, iż Erika będzie córką Śmierci co bardzo mi się spodobało. :D No lecę nadrabiać kolejne rozdziały :3
Pozdrawiam i życzę ogromnej ilości weny Króliczek :3