poniedziałek, 29 lipca 2013

Rozdział 2 – Nowy początek



Ocknęłam się kilkanaście godzin później w nieznanym mi pomieszczeniu. Pokój, w którym się znajdowałam był jasno oświetlony promieniami słońca i przepełniony różowymi akcentami. Leżałam na łóżku, którego pościel tak jak wszystko inne wokół była w tonacji biało-różowej. Kontrastowało to z moim zwyczajnym strojem, który miałam wciąż na sobie – czarne, lniane krótkie spodenki i czerwony bawełniany tank-top. „Rany, gdzie ja jestem? W życiu nie widziałam bardziej przesłodzonego pomieszczenia. Założę się, że właścicielka ma nieźle nawalone w głowie...” – pomyślałam i spróbowałam wstać ale zdołałam tylko podnieść głowę na kilka centymetrów i opadłam ponownie na poduszkę. Byłam bardzo osłabiona.
Do moich uszu dotarł wówczas ewidentnie męski głos:
- Widzę, że się obudziłaś.
Otworzyłam szerzej oczy i z wysiłkiem podniosłam się znowu by spojżeć w stronę, z której dochodził głos. Początkowo nie mogłam nikogo dostrzec, dopiero po chwili go zauważyłam. Siedział na fotelu kilka metrów ode mnie i spoglądał w moją stronę z uśmiechem chochlika. Miał na sobie biało-różowy płaszcz i odpowiednio do niego dobrany kapelusz. Jego strój i poczucie gustu było dla mnie tak nierealne, że najwidoczniej za pierwszym razem minęłam go wzrokiem uznając za coś w rodzaju lalki... Realizmu nie dodawało mu bynajmniej to, że jego uszy były ewidentnie szpiczaste. Kim do diaska jest ten człowiek? I czy to w ogóle człowiek?
- Umm... Gdzie ja jestem? Kim pan jest...? – zapytałam i zaczęłam omiatać wzrokiem pomieszczenie czując się przy tym bardzo głupio.
- Jesteś w mojej rezydencji na terenie Akademi Prawdziwego Krzyża. Jestem Mephisto Pheles ale zapewne znasz mnie pod pseudonimem Johann Faust V.
Oczywiście, słyszałam wcześniej to imię, Johann Faust V był ekscentrycznym dyrektorem Akademii Prawdziwego Krzyża, jednej z najbardziej prestiżowych uczelni w kraju. Nigdy nie przykładałam szczególnej wagi do tego typu szkół. Owszem, uczyłam się nieźle ale nigdy nie miałam ambicji by ubiegać się o miejsce w którejś z uczelni z wyższej półki. Wyścig szczurów i przeciskanie się między rzeszą kujonów ze stypendiami naukowymi a dzieciakami z bogatych rodzin niewidzących niczego poza czubkiem własnego nosa nie były mi do szczęścia potrzebne. Wolałam się nie wychylać poza szereg.
- To zaszczyt pana poznać. Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek przyjdzie mi się spotkać z kimś tak ważnym. Ale dlaczego tak właściwie tu jestem? Ostatnie co pamiętam to to, że byłam w domu i ... – przed oczami zobaczyłam obrazy ogromnego kruka, ojciec lecący przez pokój, czarne płomienie i błysk białego światła – Co z moimi rodzicami !?
- Twoi rodzice są cali i zdrowi, otrzymali kilka drobnych zranień ale nic co zagrażałoby ich życiu. – nagle jego chochliczy uśmiech poszerzył się i mężczyzna dodał rozbawionym tonem – Czego nie można powiedzieć o twojej obecnej sytuacji.
- Co?! Mojej sytuacji? Moje życie jest zagrożone? - wyszeptałam i zdałam sobie sprawę, że w istocie coś złego przecież działo się z moim ciałem, nigdy jeszcze nie czułam się tak wyczerpana – Czy ja jestem śmiertelnie chora?! To osłabienie...
- Osłabienie to twój najmniejszy problem, mam tu coś co należy do ciebie i może szybko przywrócić ci siłę. – powiedział i poklepał się po kieszeni płaszcza - Rzecz w tym, czy powinienem pozwolić ci żyć.
- Nie rozumiem...
- Pamiętasz co się wydarzyło? Co odgoniło kruka od ciebie i twojej matki?
- Czarne płomienie... ja... to wyglądało tak jakbym ja je wywołała...
- Bo je wywołałaś. I nie były to zwykłe płomienie a płomienie Śmierci. Ktokolwiek zostanie przez nie pochłonięty - umiera. Odpowiednio kontrolowane mogą sprawić, że umrze nie tylko ciało ale i dusza.
Wciągnęłam gwałtownie powietrze i przygryzłam lekko wargę nie wiedząc, co odpowiedzieć. To było tak nierealne, tak przerażające tak... ekscytujące? Z trudem powstrzymałam uśmiech usiłujący zakraść się na moją twarz. To było złe, nie powinnam tak myśleć. Jeżeli istotnie to ja wywołałam te płomienie i jeżeli owe płomienie rzeczywiście potrafią zabić a ich niszczycielska siła jest tak silna, że może zniszczyć nawet duszę to nie powinnam się z tego cieszyć. Owszem, zawsze chciałam posiadać jakąś moc, to dlatego spędzałam tak wiele czasu w swoim pokoju zaczytując się w książkach, wyobrażając sobie, że jestem ich bohaterką. Ale czy ktoś z mocą Śmierci powinien żyć? Czy ja powinnam żyć? Czy chcę tak żyć?... Co ja myślę!? Oczywiście, że chcę żyć! A jeżeli moje życie ma być naznaczone klątwą to dam sobie z tym radę! Tylko jak mam przekonać innych by dali mi szansę?
Spojrzałam na Mephisto, siedział w ciszy, przyglądając mi się z uwagą. Ewidentnie dawał mi czas na przemyślenie mojej sytuacji.
Wydusiłam więc z siebie:
- Wiem co ma pan na myśli. Taka moc sprawia, że jestem niebezpieczna i być może najlepszym rozwiązaniem byłoby zabicie mnie tu i teraz. – zauważyłam, że Mephisto zmrużył oczy i z wyraźnie rozczarowanym wyrazem twarzy zaczyna podnosić się z fotela – Ale nie chcę tego! – krzyknęłam stanowczo a on opadł z powrotem na fotel w jego oczach znów dostrzegłam zainteresowanie – Chcę żyć! Jeżeli moje życie wiąże się z niebezpieczeństwem, że kogoś przypadkiem zabiję jestem gotowa ponieść to ryzyko! Mam jednak zamiar nauczyć się to kontrolować i być może w przyszłości będę w stanie uratować życie wielu ludzi.
Mephisto znów się uśmiechnął. Ale jak! Był to prawdziwy, szczery uśmiech, jakbym właśnie sprawiła mu wymarzony prezent-niespodziankę. Podniósł dłoń i pstryknął palcami.
- Przyjmuję twój zakład! – zawołał.
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Więc uznał to za zakład? Dobrze, w sumie można to tak nazwać. To faktycznie jak zakład. Zakład, w którym na szali postawiłam własne życie. Jeżeli stracę kontrolę i kogoś zabiję sama też pożegnam się ze swoim istnieniem. Brzmi fair.
Mephisto sięgnął do kieszeni płaszcza i rzucił w moją stronę wyciągniętą z niej różową (oczywiście...) paczuszkę.
- To należy do ciebie.
Ledwie udało mi się chwycić zawiniątko bo ciało wciąż odmawiało mi posłuszeństwa. Odwinęłam papier. Wewnątrz znajdował się srebrny naszyjnik z prostokątnym wisiorkiem zrobionym z kamienia Noc Kairu, w który wgrawerowana była zdobiona, srebrna siódemka.
- Jest piękny. Dziękuję! – powiedziałam i zaczęłam oglądać wisiorek ze wszystkich stron zastanawiając się co miał na myśli wcześniej, mówiąc, że to może szybko przywrócić mi siły.
- Przesuń Kosę. - podpowiedział.
Przejechałam palcem po grawerunku i odkryłam, że faktycznie, jeżeli przyłożę do tego trochę siły będę mogła przesunąć wgrawerowany srebrny kształt (Kosę czy jak wcześniej uważałam - siódemkę). Spojrzałam na Mephisto by się upewnić, że dobrze robię a gdy kiwnął głową i przywołał na twarz swój charakterystyczny chochliczy uśmiech przesunęłam grawerunek. W kamieniu dostrzegłam rysę która szybko została wypełniona przez płomień... czarny płomień który najpierw otoczył całą zawieszkę a następnie ogarnął moje ciało. Krzyknęłam, odrzuciłam od siebie przeklęty przedmiot i wyskoczyłam z łóżka. Czułam ból w uszach i dolnej części kręgosłupa a w ustach wyczuwałam smak krwi. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że zmęczenie gdzieś uleciało.
- Co...? – wydusiłam z siebie spoglądając na fotel gdzie jeszcze przed chwilą siedział Mephisto. Nie było go tam. Rozejrzałam się. Pokój wciąż był oświetlony światłem słońca ale widziałam wszystko jak przez przyciemnione okulary – przedmioty było wyraźne ale nie jaskrawe, nawet różowe i białe ozdoby przestały tak razić w oczy. Mephisto stał obok mnie trzymając lustro. Nie mam pojęcia jak udało mu się podejść tak blisko nie będąc zauważonym. I dlaczego się nie bał stać w takiej odległości? Sam przecież powiedział, że te płomienie mogą zabić.
Zerknęłam w lustro. Istota, którą tam zauważyłam była otoczona płomieniami tak jak ja. Miała mój kolor skóry, moje włosy i poniekąd moje rysy twarzy. Jej oczy były jednak ciemnoczerwone, uszy duże i zaostrzone. I miała kły, jeden z nich zadrapał jej dolną wargę. W tle coś się poruszyło, spojrzałam do tyłu i zobaczyłam, że mam... ogon. Przeniosłam przerażony wzrok na Mephisto.
- Nie powrócisz już do swojej ludzkiej postaci ale gdy tylko przesuniesz Kosę na jej miejsce płomienie znikną a demoniczne cechy staną się mniej widoczne. – wyjaśnił a ja niewiele myśląc odnalazłam wisiorek i przesunęłam grawer na jego miejsce.
Rzeczywiście, płomienie zniknęły. Spojrzałam ponownie w lustro i dostrzegłam, że moje uszy są już normalnej wielkości jednak wciąż są wyraźnie zaostrzone. Również kły zmniejszyły się. Kolor moich oczu utracił swoją naturalną, zielonkawą barwę i stał się zupełnie brązowy. Najgorsze było jednak to, że wciąż miałam ogon...
- Będziesz musiała chować go pod ubraniem, nic się na to nie poradzi. Na szczęście nie przeszkadza tak bardzo jak by się mogło wydawać. – uśmiech nie znikał z twarzy Mephisto.
- Jak ja się ludziom na oczy pokażę! – wyrzuciłam wreszcie z siebie – Przecież nie mogę paradować po mieście z uszami jak elf, kłami i ogonem!
- Co ty nie powiesz? – Mephisto wskazał na własne uszy.
- No tak... Ale ty... to znaczy pan... pan już taki jest, pan jest ekscentrykiem, i obraca się pan w innym, bardziej tolerancyjnym towarzystwie.... Co powiedzą moi znajomi, gdy mnie taką zobaczą?
- Mów mi Mephisto, nie mam zamiaru być twoim panem. – przysięgam, puścił do mnie w tym momencie oczko! - Ale nie myśl sobie, że po tym co się wydarzyło powrócisz do swojego dawnego życia. Zostajesz tu, w mojej szkole gdzie wykwalifikowani egzorcyści będą mieć na ciebie oko.

Więc tak się zaczęło, początek mojego nowego życia. Miałam uczęszczać do prestiżowej uczelni - Akademi Prawdziwego Krzyża. Byłam teraz dzieciakiem ze szpiczastymi uszami i widocznymi kłami. Dzieciakiem z mocą niesienia Śmierci. Pod stałą obserwacją egzorcystów. Dziwadłem jedynym w swoim rodzaju.

Tak przynajmniej mi się wydawało.

2 komentarze:

  1. *o* Cieeekaweee~! ^_^ Gdybym ja miała taki dobry staaart >.> Niaah, mówiłaś, że gdzie byłaś? Na czerwcu 2012? O Jezu! To straszne XD
    Ale muszę ci przyznać - opisy ciekawe, niczego nie pomijasz, myśli bohaterki oddają charakter normalnej dziewczyny, a pomysł ze śmiercią jest świetny :D
    Niahahah ^^ Już mi się podoba. Może kochana Eri spotka kiedyś Harumi u mnie? Oj kto wie, kto wie, tyle już pomysłów mam na moje opko, że nic nie jest pewne :D
    Arigatou za twój miły komentarz - dziwię się, że twe oczy pozwoliły ci go napisać, po przeczytaniu moich wypocin XD
    Życzę szczęścia w pisaniu bloga, możesz liczyć na moje wsparcie~! Jakbyś kiedyś chciała - możesz nawet do mnie napisać na gg, albo na maila - info na blogu.
    Niah, już się nie mogę doczekać kolejnego rozdziaaałuuuu *o*
    Sayoł Anacchi~!

    OdpowiedzUsuń
  2. Uuu... robi się coraz bardziej ciekawie :D
    O jak mnie ucieszyłaś, że nie zapomniałaś jak w Akademii nie egzorcyści mówią na Mephisto, wiele osób pomija ten fakt x.x No, ale ogółem wszystko mi się baaaaardzo podoba ^.^ Tylko no jednak... ten pomysł z tymi też chowanymi płomieniami.. taki... no, jednak zbyt mi się to z Rinem kojarzy :C Ale to tam i tak mi przeszkadzać nie będzie, bo jednak miałaś swój oryginalny pomysł z tym, iż Erika będzie córką Śmierci co bardzo mi się spodobało. :D No lecę nadrabiać kolejne rozdziały :3
    Pozdrawiam i życzę ogromnej ilości weny Króliczek :3

    OdpowiedzUsuń