- Erika, zejdź na dół.
Mamy gości!
Wydawszy z siebie głośne westchnienie odłożyłam na bok czytaną
książkę i podniosłam się z łóżka. Goście. Oczywiście. Rodzice znów zaprosili
kogoś ze swoich licznych znajomych i oczekują, że podobnie do nich będę
odgrywać rolę dobrej gospodyni.
- Zaraz przyjdę! –
odkrzyknęłam i udałam się w stronę schodów.
Mój pokój jako jedyny znajdował się na poddaszu, co miało
szereg zalet. Przebywając tam byłam oddzielona od codziennego zgiełku a
zasypiając wieczorem widziałam przez okno w dachu rozgwieżdżone, nocne niebo.
Tym razem skorzystałam z kolejnej możliwości jaką dawała mi
nietypowa lokalizacja. Ułożenie schodów sprawiało, że mogłam niezauważona
obserwować, co się dzieje piętro niżej. W salonie, obok moich rodziców
siedziała znajomo wyglądająca para, kobieta i mężczyzna. Nie byłam w stanie
sobie przypomnieć gdzie mogłam ich wcześniej widzieć ale z pewnością widziałam
już wcześniej przynajmniej jedną z tych osób. Kobieta miała tak
charakterystyczny kolor włosów - ciemny róż przechodzący gwałtownie w blond.
Ubrana też była nietypowo, jej ciała nie osłaniało nic poza skąpą górą od
bikini i szortami. Trudno byłoby ją z kimś pomylić. Mężczyzna wyglądał całkiem
zwyczajnie, krótkie brązowe włosy, ciemne ubranie. Właściwie jedyną nietypową
rzeczą w nim był naszyjnik z dużym wisiorkiem w formie krzyża. Czyżby był to
jakiś ksiądz?
Dotarł do mnie fragment rozmowy.
- Wasza wizyta chyba nie ma nic wspólnego z... – głos mamy załamał
się w tym momencie i spojrzała z przerażeniem na towarzyszy.
- Spokojnie Helen, mamy
do załatwienia sprawę w okolicy i postanowiliśmy cię przy okazji odwiedzić. To
nie ma związku z tobą ani twoją rodziną. – różowowłosa kobieta położyła
dłoń na ramieniu mamy i uśmiechnęła się.
Coś mi mówiło, że kobieta nie jest z mamą zupełnie szczera.
Nie, nie kłamała. Od dzieciństwa potrafiłam wychwycić kłamstwo a w wypowiedzi
nieznajomej nie wyczułam tej charakterystycznej, fałszywej nuty. Ale miałam
przeczucie, że kobieta ślizga się na granicy prawdy. Zacisnęłam dłoń trzymaną
na barierce a drewno wydało dźwięk protestu. Oczy zgromadzonych skierowały się
w moją stronę. Przywołałam na twarz uśmiech i wydając z siebie śmiałe – Dzień
dobry – swobodnym krokiem zeszłam do salonu.
- To nasza córka Erika.
Eriko, to moja dawna znajoma Shura i jej przyjaciel Akai. – mama
przedstawiła nas i wskazała mi bym usiadła.
Kiwnęłam grzecznie głową do przybyłych i usiadłam obok mamy
kierując wzrok na okno. Nie miałam zamiaru brać czynnego udziału w konwersacji.
Znajoma miała jednak najwidoczniej inne plany:
- Jak ty wyrosłaś.
Ostatni raz widziałam cię, gdy byłaś małym dzieckiem. Dopiero teraz widać, po
kim odziedziczyłaś geny. Wykapany tata.
Ponownie w jej głosie wyczułam nutę nieszczerości niebędącej
jednak kłamstwem. Na dodatek świdrowała mnie teraz wzrokiem, jakby chciała
dostrzec coś więcej niż tylko moją powierzchowność. To przywołało u mnie
wspomnienia. Istotnie, widywałam ją czasem we wczesnym dzieciństwie,
przychodziła do naszego domu by pogawędzić z moją mamą. Pamiętam ten jej wzrok,
patrzyła na mnie tak jakby spodziewała się, że zaraz coś ze mnie wyskoczy jak
diabeł z pudełka. Nie lubiłam jej. Cieszyłam się, gdy przestała się pojawiać w
moim życiu.
Co do jednego miała rację. Istotnie byłam bardzo podobna do
taty. Właściwie nie mogłam w sobie znaleźć żadnej cechy która jednoznacznie
wskazywałaby na mój związek z rodzicielką. Mama pochodziła z Europy północnej,
miała blond włosy, niebieskie oczy i białą skórę która pod wpływem słońca
szybko stawała się różowa. Ja nie wyróżniam się w Japonii niczym szczególnym.
Podobnie jak mój tata mam tak powszechne tu czarne włosy i żółtą skórę. Moja szczupła
budowa ciała upodabnia mnie do licznych sióstr taty a charakterystyczny zadarty
nosek z pewnością odziedziczyłam po mojej babci a jego mamie. Jedynym problemem
jest kolor oczu, tata i jego najbliższa rodzina mają zielone oczy a kolor moich
jest czymś pomiędzy ciemną zielenią a brązem. Nie może to być jednak ślad po
genach mamy – w jej rodzinie nie ma nikogo o ciemnym kolorze oczu, dominuje tam
kolor niebieski lub szary.
- Najwyraźniej tata ma
silne geny. – odpowiedziałam głosem pozbawionym emocji, powtarzając
wyjaśnienie jakie przedstawili mi rodzice gdy kiedyś, jako dziecko zapytałam o
to dziwne podobieństwo.
- Tak uważasz? –
kobieta powiedziała to tak cicho, że nie byłam pewna czy rzeczywiście wydała z
siebie jakikolwiek głos a gdy podniosłam wzrok chcąc się upewnić... zaczęła już
ożywioną rozmowę z moimi rodzicami ignorując mnie zupełnie.
Pogrążyłam się we własnych myślach. Czy faktycznie zgadzałam
się z przedstawionym mi wyjaśnieniem? Nie. Niezupełnie. Jakkolwiek silne byłyby
geny taty musiałabym odziedziczyć po mamie chociaż część cech. No i ten kolor
moich oczu... Kiedyś przypuszczałam, że być może jestem dzieckiem mojego ojca z
inną kobietą, o mniej egzotycznej urodzie jednak mama zarzekała się, że to ona
mnie urodziła a w jej słowach nie czułam kłamstwa. No i były też dokumenty – z
pobytu mamy w szpitalu, akt mojego urodzenia, data ich ślubu przypadająca na 9
miesięcy przed moim urodzeniem.... Kolejne wyjaśnienie, jakie przychodziło mi
do głowy – że zostałam poczęta metodą in-vitro też nie wchodziło w rachubę. Dlaczego
mieliby decydować się na in-vitro tuż po ślubie? Byli młodzi, mieli jeszcze
czas na dziecko, gdyby zechcieli nawet teraz mogliby się postarać o to bym
miała brata albo siostrę i nikogo by to nie zdziwiło. Wyjaśnienie z silnymi
genami było jedynym z którym mogłam się zgodzić.
- Niedługo zajdzie
słońce, musimy ruszać.
Z rozmyśleń wyrwał mnie głos Akai’a. Podniosłam wzrok.
Mężczyzna stał w drzwiach oparty o framugę. W dłoni trzymał... pistolet?
- Racja. Do zobaczenia Hellen,
Taizo. – różowowłosa wstała, kiwnęła głową do moich rodziców i ruszyła w
stronę drzwi. Tam odwróciła się jeszcze i popatrzywszy na mnie dodała – Uważaj na siebie Eriko.
- Do widzenia. –
powiedziałam i gdy tylko goście zniknęli za drzwiami uciekłam do swojego pokoju
gdzie położyłam się na łóżku zakładając ręce za głowę. Leżałam tak obserwując w
oknie nad głową ciemniejące szybko niebo i rozmyślając.
„Uważaj na siebie”. Tak powiedziała ta dziwna kobieta. Nie
wiedziałam co o tym sądzić. Nie lubiłam jej i niemal czułam, że słowa w jakiś
sposób zawierają groźbę. A może było to tylko ostrzeżenie? Ale przed czym?
Prowadziłam spokojne życie, po wakacjach miałam iść do nowej szkoły, nic
wielkiego, ot szkoła średnia najbliżej mojego domu, bez prestiżu. Nie
przepadałam za tłumami więc raczej unikałam miejsc typu dyskoteki. Owszem,
lubiłam czasem samotnie wyjść na spacer w nocy by popatrzeć w gwiazdy ale
okolica w której mieszkałam uchodziła za bezpieczną. Więc w czym rzecz? Ktoś
inny na moim miejscu pewnie uznałby to za zwykły, grzecznościowy tekst na
pożegnanie, ale czułam, że zawiera ukryte znaczenie. Nagle, za oknem dostrzegłam
cień przemykający na tle granatowego już nieba. Zerwałam się na równe nogi i
skoczyłam do okna. Nad moim domem krążył czarny kształt... istota zniżyła lot i
dostrzegłam, że jest to ogromny kruk. Kruk wielkości człowieka!
Stworzenie zniknęło poniżej krawędzi dachu i usłyszałam dźwięk
rozbijanej piętro niżej szyby. Było dla mnie jasne, że owa krukopodobna istota
wylądowała na dole, w pokoju gdzie wciąż zapewne przebywali moi rodzice.
Niewiele myśląc zbiegłam po schodach i stanęłam w drzwiach. Istota wielkością i
kształtem przypominała człowieka jednak jej ciało obrośnięte było czarnymi
piórami, w miejscu jej ust i nosa znajdował się czarny dziób a jej dłonie i
stopy zakończone były szponami... Na podłodze leżała moja mama trzymając się za
zranione ramie a ojciec usiłował odgonić stworzenie. Zauważył mnie.
- Erika! Nami się nie
przejmuj! Uciekaj! – krzyknął panicznie a stworzenie przeniosło wzrok na
mnie.
Spoglądające na mnie oczy błysnęły czerwienią. Istota machnęła
ręką i ojciec wylądował po drugiej stronie pokoju, upadając rozbił stojącą
lampę. To wywołało zwarcie i światło w całym domu zgasło. Ledwie mogłam
dostrzec co się dzieje. Widziałam tylko te błyszczące czerwienią oczy wpatrzone
we mnie i zbliżające się. Próbowałam się cofnąć, potknęłam się o coś i upadłam.
Poczułam jak szpony chwytają mnie za bluzkę i podnoszą w górę. Zaczęłam się
szarpać ale istota trzymała mnie mocno, zdawało się, że moje uderzenia nie
robią na niej żadnego wrażenia. Paznokciami nie byłam w stanie nawet zadrasnąć
jej skóry.
- Ihdziessz zhe mnhą!
Stworzenie warknęło nieludzkim, skrzekliwym głosem i
pociągnęło mnie w stronę okna. Drogę zagrodziła mu moja mama. Spojrzenie, jakim
obdarzyła ją istota zwiastowało śmierć. Wiedziałam to. Nigdy wcześniej nie
czułam takiego strachu, lęk nie był tak silny nawet, gdy istota zmierzała w
moją stronę. Wtedy bałam się tylko o siebie. Miałam wtedy nawet wątłą nadzieję,
że może rodzice zdołają uciec, gdy stworzenie będzie mną zajęte. Teraz jednak
najwyraźniej to nie moje życie wisiało na włosku tylko życie mojej mamy. Mogłam
nie być do niej podobna, mogłam myśleć, że nie jestem jej biologiczną córką,
mogła mnie irytować jej ekstrawertyczna osobowość. Ale kochałam ją i nie mogłam
pozwolić by zginęła na moich oczach. Strach zastąpiła wściekłość.
Nagle istota już mnie nie trzymała a ja siedziałam na
podłodze, ledwie docierało do mnie co się wokół mnie dzieje. Zadziałałam
instynktownie. Skoczyłam na istotę. Pomieszczenie oświetlała dziwna iluminacja,
wciąż było ciemno jednak krawędzie przedmiotów jak i wszystkie kolory były
doskonale widoczne, miałam wrażenie, że zwiększył się kontrast. Widziałam strach
i szacunek w oczach istoty, nie mogłam tego zrozumieć. Dlaczego? Przecież
jeszcze chwilę wcześniej wszelki mój atak nie robił na niej żadnego wrażenia.
Chwyciłam szponiastą dłoń stworzenia i zobaczyłam, że pokrywa się ona czarnymi
płomieniami... Płomieniami, które pokrywają moje własne ciało, które wywołują w
pomieszczeniu tą dziwną iluminację!
Nagle usłyszałam odgłos wyważanych drzwi wejściowych i kilka
sekund później w pomieszczeniu pojawili się Shura i Akai. Rozległ się odgłos
wystrzału i istota której dłoń wciąż trzymałam zadrżała i zamieniła się w dym.
Dłuższą chwilę spoglądałam w miejsce gdzie istota zniknęła nie mogąc w to
uwierzyć. Czarne płomienie na mojej dłoni wciąż płonęły. Kątem oka zobaczyłam,
że różowowłosa odczepia cos przypiętego do paska, była to przeźroczysta kulka.
Kobieta wymamrotała kilka słów a kula uniosła się w powietrze i rozświetliła
pomieszczenie jasnym, białym światłem. Płomienie na mojej dłoni osłabły i
zgasły a ja poczułam się bardzo słaba. Osunęłam się na kolana a podłoga zaczęła
zbliżać się do mojej twarzy jakby w zwolnionym tempie... Upadłam. Walcząc o
utrzymanie resztek świadomości usłyszałam jak tata krzyczy:
- Zawsze pojawiacie się,
gdy jest już za późno! Przeklęci egzorcyści!
Potem była już tylko ciemność.
Witam, witam.
OdpowiedzUsuńHmm.. no cóż jest to komentarz dość po długim czasie, lecz niestety dopiero teraz wpadłam na Twego bloga. :C Teraz żałuję, że tak późno :/
Na początku zraziłaś mnie tym, że ciągle powtarzałaś słowo "mama". Przeszkadzało mi tylko to, no bo co więcej ? Piszesz świetnie i akcje rozwinęłaś od razu co jest plusem, lecz i minusem. Bo jednak ja osobiście nie za bardzo lubię jak ktoś tak szybko leci z akcją ;/ ale muszę przyznać, że Tobie wyszło to fenomenalnie. ^^ Spodobało mi się też, że już od razu wiem jak wygląda bohaterka, choć nie znam jej wzrostu.. ale to taki tam szczegół xD Ale... nasza bohaterka też ma płomienie ? o.o No nic, po pierwszym rozdziale chyba nic więcej powiedzieć nie mogę, a więc zabieram się do czytania następnych. :D
Ale mam nadzieję, że mi tego nie zepsujesz ! I będziesz kontynuować swoją historię. ^^ Wielbię Ao, lecz blogi o tymże anime są, albo no cóż beznadziejne, albo niedokończone :/ A więc życzę wiele weny ! :D
Pozdrawiam Króliczek :3
Ps. Polecam zniszczenie weryfikacji obrazkowej gdyż niewygodnie się dodaje komentarz :/ xD
Dziękuję za konstruktywny komentarz. :) Spodziewam się, że znajdą się czytelnicy nawet grubo po zakończeniu przeze mnie pisania (sama przeszukując internet w poszukiwaniu podobnych opowiadań natknęłam się na fanficki mające ponad rok) więc nie jestem zdziwiona, że ktoś zaczął czytać moje opowiadanie teraz. Szybko nadrobisz. :) Chyba, że znowu cię czymś zrażę. :D Zdaję sobie sprawę, że mój styl pisania nie jest perfekcyjny ale próbując to naprawić prędzej zrezygnowałabym z pisania niż zaczęła wymyślać synonimy do każdego słowa (choć i tak staram się unikać powtórzeń jeżeli tylko mogę). Jeżeli o akcję chodzi - ja z kolei lubię jak się dużo dzieje. Jak czasem piszę "przegadany" rozdział (a jest kilka takich) mam mętlik w głowie i nachodzą mnie wątpliwości czy ktokolwiek zechce to przeczytać. :D
OdpowiedzUsuńJeśli o wzrost bohaterki chodzi nie jest ani wysoka ani niska, ot, średniego wzrostu, nie wyróżnia się pod tym względem. Dlatego pominęłam to w opisie. :)
Wena na pewno się przyda. Póki co nie planuję porzucać fanficka ale wiadomo, różnie może być. :D Jak się zatnę może być kiepsko, wtedy pozostanie modlić się o napływ weny... Chociaż w gruncie rzeczy porządny kopniak w stylu "Weź się wreszcie do roboty" też powinien zadziałać... Muszę chyba zaangażować kogoś do tego zadania... Tak na wszelki wypadek... :D
A weryfikację obrazkową właśnie wyłączyłam tak jak zasugerowałaś. Nie pomyślałam o tym wcześniej.
Pozdrawiam :)
Mam nadzieję, że szybko mi to pójdzie ale sama nie wiem, bo nie mam czasu przez szkołę :/ (lekcje kończę o 16.05 x.x) Mam nadzieję, że niczym mnie już nie zrazisz, rozumiem jak to jest, ja czasami myślę po 5 minut nad synonimem x.x ale i tak mi to nie wychodzi xD Twój styl pisania może nie jest perfekcyjny, ale jest cudowny *.* No ja zależy, też nie lubię jak akcja bardzo szybko leci tak, że zaczęła się jedna sytuacja i od razu druga :/ tego nienawidzę, ale też nie cierpię opowiadań/książek, w których nic się nie dzieje, albo dzieje dopiero po którymś tam rozdziale, sama też często rozwijam akcję już na początku xD
UsuńWena się zawsze przydaje ^^ Lepiej dal Ciebie żebyś nie porzucała xD a tak naprawdę to moim zdaniem masz świetny talent i pomysł więc warto to kontynuować :)
Haha xD Mogę się przydać :D
A tak teraz dodam coś od siebie jeśliby Cię to zaciekawiło to zapraszam na mój blog http://hipnotyzerka.blogspot.com/ :)
Życzę duuuużo weny i pozdrawiam :3