Godzinę później szłam już samotnie przez centralny plac
Akademii Prawdziwego Krzyża rozmyślając nad tym, co się wydarzyło. Starałam się
jak najlepiej ukryć moje nowe cechy, rozpuściłam włosy tak aby zakrywały moje
szpiczaste uszy, ogon schowałam pod ubraniem i pilnowałam by przypadkiem nie
otworzyć zbyt szeroko ust by przynajmniej w ten sposób nie pokazywać, że mam
kły. Otrzymany wisiorek powiesiłam na szyi i schowałam pod bluzką - uznałam, że
lepiej się z nim nie rozstawać.
Mephisto przekonał mnie, że powinnam rozpocząć kształcenie się
na egzorcystę. Zabawne. Z tego co było mi wiadomo to ja w całej okolicy
najbardziej nadawałam się do bycia wyegzorcyzmowaną. Z drugiej jednak strony
faktycznie, uczęszczanie na takie zajęcia jak demonologia mogło pomóc mi w
zrozumieniu moich własnych umiejętności... poza tym muszę przyznać, że byłam
ciekawa jako co by mnie sklasyfikowano.
Miało mnie obowiązywać kilka zasad. Poza oczywistościami
zawartymi w regulaminie szkoły miałam się stosować do dwóch dodatkowych. Nie
wolno mi było zabić żadnego człowieka (tak jakby trzeba było mi o tym
przypominać...) i nikt nie mógł zobaczyć moich płomieni. Czyli krótko mówiąc
miałam przed wszystkimi udawać zwyczajnego człowieka, który po prostu trochę
różni się fizycznie od reszty. O moich zdolnościach miało wiedzieć tylko grono
kilku wybranych nauczycieli prowadzących zajęcia z egzorcyzmów.
Dostałam trzy klucze, pierwszy z nich otwierał drzwi wejściowe
starego akademika. Zgodnie ze słowami Mephisto mieszkało tam poza mną tylko
dwoje lokatorów, bracia Okumura – jeden był nauczycielem i miał mieć mnie na
oku a drugi był uczniem tak jak ja uczęszczającym na zajęcia z egzorcyzmów:
- W jego przypadku
dodatkowe zasady wyjątkowo cię nie obowiązują, możesz wobec niego postępować i
powiedzieć mu cokolwiek uznasz za stosowne. Macie ze sobą wiele wspólnego.
– tak opisał go Mephisto
- Czy to znaczy, że mogę
go nawet zabić? – zapytałam wtedy siląc się na sarkazm. Uznałam, że znam charakter
Mephisto już na tyle dobrze, że mogę sobie pozwolić na taki żart.
- Z chęcią zobaczyłbym
jak próbujesz. – odparł i wybuchnął śmiechem, wyraźnie rozbawiony na myśl o
potencjalnym przedstawieniu. Przyznam, że jego reakcja mnie zaintrygowała. Kim
mógł być ten chłopak? Czyżby był tak dobry w sztuce egzorcyzmu? A może nie
byłam jedynym dziwolągiem w tej szkole? Postanowiłam jednak na razie
przemilczeć te pytania, pewnie i tak się w końcu dowiem. Teraz były ważniejsze
sprawy.
Drugi klucz oczywiście otwierał drzwi mojego pokoju w
akademiku, numer czterysta siedem. Miałam wrażenie, że Mephisto umieścił mnie w pokoju o
takim numerze specjalnie, przez to, że uznałam Kosę za cyfrę siedem. Liczba cztery w
języku japońskim też brzmi jak śmierć.
Ostatni z kluczy był wyjątkowy. O ile wierzyć Mephisto
(jeszcze nie miałam okazji się przekonać) klucz ten przekręcony w dowolnych
drzwiach otwierał przejście do ukrytego budynku w którym odbywać się miały
zajęcia z egzorcyzmów. Użycie klucza na
terenie owego budynku otwierało drogę powrotną do ostatniego zewnętrznego
miejsca, w którym klucz ten został użyty. Mogłam więc „teleportować” się z
mojego pokoju bezpośrednio na zajęcia dla egzorcystów. Szkoda tylko, że nie
dostałam podobnego klucza z przejściem do głównego budynku szkoły. Zawsze
miałam problem z rannym wstawaniem a to pozwoliłoby mi zyskać kilka dodatkowych
minut snu.
Nagle dotarł do mnie dziewczęcy głos:
- Cześć, jestem Naomi.
Podniosłam wzrok. Spod okularów uśmiechała się do mnie wysoka dziewczyna
o długich blond włosach i zielonych oczach. Wyciągała w moim kierunku dłoń w
geście przywitania. Ogarnął mnie lęk, co jeżeli uścisnę jej dłoń i nagle ogarną
ją płomienie? Nie wiedziałam przecież jak moja nowa moc działa. Teoretycznie
płomienie zniknęły gdy zakryłam pęknięcie w wisiorku ale przecież wczoraj
wywołałam je nie posiadając jeszcze przeklętego przedmiotu i będąc człowiekiem.
Zakłopotana odruchowo podniosłam rękę i chwyciłam się za szyję
niechcący odsłaniając jedno z moich uszu. Dziewczyna spojrzała na nie ale nie
skomentowała ani nawet nie zmieniła przyjaznego wyrazu twarzy. Jedynie cofnęła
dłoń i przypatrywała mi się uważnie.
- Jestem Erika. Miło cię
poznać. Wybacz, jestem rozkojarzona, to mój pierwszy dzień tutaj. – bąknęłam
mając nadzieję, że w jakiś sposób tłumaczy to moje zachowanie. Oczywiście
zapomniałam o tym, że powinnam ukrywać kły. Niech to szlag.
- Nie ma sprawy, ja też
się denerwuję. Też w tym roku zaczynam.– jej uśmiech stał się szerszy – Wszyscy z którymi do tej pory gadałam są
już rok albo dwa lata wyżej i zostali w szkole w czasie wakacji. Inni
pierwszoroczni pewnie pojawią się dopiero za tydzień, na oficjalnej
uroczystości rozpoczęcia roku.
Wtedy dołączyła do nas grupka młodych osób, trzech chłopaków. Dość
dziwna kombinacja, jeżeli by ktoś mnie pytał. Jeden z chłopaków był wysoki, miał
brązowe włosy pofarbowane u góry na blond co upodabniało go w moim mniemaniu do
skunksa. W jego uszach widoczne były kolczyki, ewidentny buntownik. Obok stał
niski, ostrzyżony na łyso niepozorny dzieciak o wyglądzie mnicha. Trzeci z
kolei wyglądałby całkiem przeciętnie gdyby nie pofarbowane na różowo włosy. Ten
ostatni zbliżając się do nas zawołał wesoło:
- Hej, Naomi! Mieliśmy
ci pokazać gdzie jest stołówka... – i zauważywszy mnie szybko dodał, nie
zmieniając przyjaznego tonu głosu - oh,
cześć... nie widziałem cię tu wcześniej. Jesteś nowa?
- Tak, przyjechałam
dzisiaj. Mam na imię Erika. Będę na pierwszym roku. – odpowiedziałam po
czym szybko dodałam czując, że kiszki mi marsza grają. W końcu od wczoraj nic
nie jadłam. – Jeżeli nie macie nic przeciwko
też wybrałabym się do stołówki. Umieram z głodu!
Na szczęście wciąż miałam w kieszeni trochę drobnych, powinno
starczyć na kilka drożdżówek.
- Jasne, zaraz tam
pójdziemy. Miło cię poznać. Jestem Shima, to jest Bon – wskazał na buntownika – i Koneko. Jesteśmy na 2 roku.
- Dzięki Shima ale
naprawdę potrafię się sam przedstawić. – fuknął na przyjaciela chłopak
przedstawiony jako Bon – Jestem Ryuuji
Suguro. Dla przyjaciół Bon. Jednak ty się do tej grupy póki, co nie zaliczasz.
I nieprędko do niej dołączysz.
Spojrzałam na niego z zaskoczeniem. Dlaczego był dla mnie taki
niemiły? Niczym sobie nie zasłużyłam na takie traktowanie. Czyżby wreszcie
znalazł się ktoś, kto uznał mój nietypowy wygląd za coś złego?
Chłopak najwyraźniej nie miał zamiaru nic powiedzieć na swoje usprawiedliwienie.
Odwrócił się do nas tyłem i ruszył w stronę jednego z budynków.
- Nie miej mu tego za
złe, to naprawdę dobry gość – odezwał się przepraszającym tonem „mnich”
Koneko – Po prostu przypominasz mu kogoś.
Chodź, stołówka jest w tą stronę.
Ruszyliśmy za Bonem czy raczej jak sobie życzył bym go
nazywała - Suguro. Zastanawiało mnie co powiedział „mnich” toteż po kilku
krokach zapytałam.
- Co masz na myśli
mówiąc, że mu kogoś przypominam?
- Wiesz, masz bardzo
charakterystyczną urodę – do głosu doszedł różowowłosy zanim Koneko zdołał
cokolwiek powiedzieć – Rzadko spotyka się
ludzi o szpiczastych uszach i takich zębach.
Spojrzałam na niego ze strachem i
odruchowo zasłoniłam dłonią usta co wywołało chichot chłopaka
- Nie martw się, to
tylko dodaje ci uroku. – kontynuował. – Po
prostu jeden chłopak z naszej klasy, Rin Okumura też ma te rzadkie cechy a tak
się składa, że się z Bonem wzajemnie nie znoszą.
- Więc to to miał na myśli Mephisto! – zawołałam.
Nagle stało się dla mnie jasne dlaczego tak mnie do chłopaka porównywał.
Faktycznie miałam z tym Rinem wiele wspólnego. Ciekawa byłam czy faktycznie też
jest taką istotą jak ja.
- Oh, znasz dyrektora? – Shima zaczął przyglądać mi się uważnie. Coś mi mówiło, że nie chodzi o sam
fakt, że wspomniałam o tej osobie.
- Myślałam, że dyrektor
nazywa się Johann Faust Piąty. – wtrąciła Naomi, Shima zarumienił się. Z opresji
wyratował go Koneko:
- Zgadza się, nasz
dyrektor to Johann Faust Piąty. Po prostu niektórzy uczniowie nazywają go Mephisto.
Tak się jakoś przyjęło... Ale lepiej nie używaj tego imienia. Mephisto... to
znaczy dyrektor nie byłby zadowolony gdyby zbyt wiele osób zaczęło go tak
nazywać.
Wyczułam w słowach Koneko dziwną nutę, nie kłamał ale umiejętnie
dobierał słowa, jakby chciał czegoś zdradzić. Jednocześnie zauważyłam, że on i
jego przyjaciel przyglądają mi się jeszcze uważniej.
- No tak, podsłuchałam
gdzieś jak ktoś mówi w ten sposób o dyrektorze i mi się spodobało. – ponownie
chwyciłam się za szyję w geście zażenowania. Wiedziałam, że chłopcy mi nie
wierzą ale przedstawienie odegrałam głównie dla Naomi. – Powinnam chyba mówić o dyrektorze z nieco większym szacunkiem. W końcu
prowadzi jedną z najbardziej prestiżowych szkół w kraju.
Dotarliśmy do stołówki. Gdy zobaczyłam ceny w automacie
sprzedającym karty na jedzenie złapałam się za głowę. Przecież ja tu umrę z
głodu! Na szczęście naszych troje przewodników (Bon już do nas dołączył) znało
lokalizację szkolnego sklepiku gdzie ceny były dziesięć razy tańsze przy czym asortyment
zawierał głównie różnego rodzaju kanapki a nie wykwintne dania.
Kupiłam cztery duże drożdżówki (dwie na teraz – umierałam z
głodu, jedną na kolację i jedną na śniadanie) i pożegnałam się z nowymi
znajomymi tłumacząc, że muszę się rozpakować. Odprowadzili mnie pod drzwi
akademika. Budynek był naprawdę stary i przypominał bardziej nawiedzony hotel
niż akademik. Na chłopcach chyba nie zrobiła wrażenia ani nietypowa lokalizacja
ani sam wygląd budynku. Jedynie Naomi wyglądała na zdziwioną.
- Dlaczego przydzielili
cię tutaj? W innej części campusu jest ładny, nowy akademik. Wszyscy tam
mieszkają! – zawołała.
- Hmm – zastanowiłam
się nad odpowiedzią, domyślałam się, że dostałam taki a nie inny przydział ze
względu na bezpieczeństwo innych uczniów, i być może mój własny komfort – nie
musiałam się tak kryć mieszkając pod dachem tylko z braćmi Okumura którzy
najwidoczniej sami kryli podobny do mojego sekret – ale to nie było wyjaśnienie
które mogłabym przedstawić publice – Cóż,
podejrzewam, że ma to związek z tym, że tak późno się zapisałam, jeszcze
wczoraj myślałam, że wyląduję w niewielkim liceum w moim mieście. Być może w
nowym akademiku nie było już miejsc.
- Może... ale mimo
wszystko... ten akademik wygląda strasznie, na pewno jest nawiedzony! – upierała
się Naomi. Kątem oka zauważyłam, że chłopcy wymieniają między sobą uśmieszki.
- Nigdy nie bałam się
duchów. – odpowiedziałam stanowczym tonem.
Rzeczywiście, nigdy, nawet gdy jeszcze byłam dzieckiem nie
przerażały mnie żadne niematerialne byty. Byłam przekonana, że nie mogą mi
zrobić krzywdy bo nie mają ciała. Oczywiście, wiedziałam teraz, że na świecie
istnieją groźniejsze stworzenia niż dusze zmarłych, jakby nie patrzeć nawet ja
byłam teraz taką istotą. Ale wiedziałam teraz również, że nie jestem bezbronna.
Ta świadomość mi wystarczała by wejść samotnie do potencjalnie nawiedzonego
budynku.
- Do zobaczenia.
– uśmiechnęłam się do towarzyszy i przekroczyłam próg mojego nowego domu.