Ze snu wybudził mnie znajomy głos:
- Erika! Dosyć tego
wylegiwania! Pomóż matce w kuchni.
Otworzyłam oczy. Nad sobą ujrzałam rozświetlone światłem
słonecznym, zasypane do połowy śniegiem okienko dachowe. Mój pokój! Wszystko
wyglądało tak zwyczajnie, jakby wydarzenia ostatnich kilku miesięcy wcale nie
miały miejsca. Przez myśl przebiegło mi, że być może rzeczywiście to wszystko,
co przeżyłam było tylko snem. Co w takim przypadku? Czy byłabym w stanie
powrócić do mojego dawnego, monotonnego życia? Szybkim ruchem dotknęłam swojego
ucha i z ulgą odkryłam, że wciąż ma swój nowy, szpiczasty kształt.
Zachichotałam. Kto by pomyślał, że będzie mi tak zależeć na czymś, co nieustannie
narażało mnie i bliskie mi osoby na niebezpieczeństwo? Ale to właśnie
otrzymanie demonicznych stało się motorem nadającym mojemu życiu sensu.
Sprawiło, że paradoksalnie czułam się szczęśliwa.
- Już idę tato! -
zawołałam podnosząc się z łóżka i narzucając na siebie ciuchy.
- Już?!? Dochodzi 10!
Jak tak dalej pójdzie obiad zjemy na kolację! Matka nie da sobie rady ze
wszystkim sama!
- Chętnie pomogę. – z
dołu dał się słyszeć stłumiony głos Rina. – Erika
nie lubi gotować.
- Musi się w końcu
nauczyć jakie są obowiązki kobiety. A
ty jesteś naszym gościem. – odparł ojciec. - Erika!
- No idę przecież, idę.
– rzuciłam wychodząc z pokoju i schodząc po schodach. Obowiązki kobiety,
też coś...- Ale Rin faktycznie może nam
pomóc. Nie masz pojęcia, co on wyczynia w kuchni!
- To chyba jedyna rzecz,
w której jestem dobry. – dodał chłopak przybierając zadowolony wyraz twarzy.
- Naprawdę? –
zapytała mama wychylając się z kuchni – W
takim razie zapraszam młodego kucharza! Dodatkowa para rąk zawsze się przyda.
Razem z Rinem weszliśmy do kuchni gdzie powitała nas mieszanina
różnych zapachów i blat obstawiony chyba wszystkimi możliwymi składnikami z
jakich można było coś ugotować. Stało się dla mnie jasne dlaczego rodziców
ogarnęła taka panika. Zawsze, gdy chcieli się przed kimś dobrze zaprezentować
robili to przygotowując najbardziej wymyślne dania – a ponieważ roboty było
zbyt dużo zaprzęgali do tego również mnie. Widocznie bardzo przejęli się opinią
dwójki naszych gości. Szkoda tylko, że zapomnieli, że goście owi zmuszeni będą
obserwować przygotowania. A stres jaki rodzice okazywali bynajmniej nie
pozostawiał dobrego wrażenia.
- Znowu nie mogłaś się powstrzymać? –
stwierdziłam ponuro przekraczając próg.
- Dobrą gospodynię
poznasz po tym, jaką potrawę przygotowała. – odparła mama rumieniąc się, po
czym dodała: – Skocz po zakwas do
spiżarni.
- Nie mów, że jeszcze
będziesz piec chleb! Mogę przejść się do spożywczego... – zasugerowałam.
- I kupić niewiadomego
pochodzenia chleb z polepszaczami i masą chemii? – fuknęła rodzicielka – Do spiżarni marsz!
Z cichym westchnieniem opuściłam pomieszczenie i udałam się w do
spiżarni skąd następnie wzięłam wspomniany półprodukt. W drodze powrotnej, przechodząc
obok salonu usłyszałam fragment rozmowy:
- To musi być dla pana
trudne. Sam długo nie mogłem pogodzić się z przemianą brata a przecież jestem
egzorcystą. Nie obawia się pan? – mówił Yukio.
- Znam moją córkę. – odparł
tata - Jest leniwa i zrzuca robotę na
innych gdy tylko może, ale jest na swój sposób odpowiedzialna, jeżeli już się
za coś zabiera robi to najlepiej jak potrafi. Wiem, że nie wybaczyłaby sobie
gdyby przez nią stało się komuś coś złego.
Pokiwałam z niedowierzaniem głową i ruszyłam dalej. To dlatego
tak łatwo zaakceptował to, jak się zmieniłam. Uważa, że jestem odpowiedzialna! A
myślałam, że ma mnie za niedojrzałego dzieciaka, który zawsze robi co chce nie
bacząc na potrzeby innych...
Przekroczyłam ponownie próg kuchni. Rin i mama najwyraźniej
już znaleźli wspólny język – praca wrzała pełną parą a ingrediencje wędrowały
po kuchni z przerażającą dla mnie prędkością. Położyłam słoiczek z zakwasem
obok mamy a ta natychmiast dodała płyn do czekającej już podstawy ciasta.
Usiadłam na taborecie przyglądając się dwójce kucharzy.
- Masz zamiar tak
siedzieć?!? – fuknęła mama przerywając ugniatanie ciasta i odwracając się w
moim kierunku – Pomóż koledze w
przygotowaniu zupy.
- Okej... – westchnęłam
podchodząc do chłopaka. Szczerze powiedziawszy liczyłam na to, że dadzą mi
spokój... – Co mam robić?
- Możesz przygotować
warzywa. – odparł Rin nie zerkając nawet na mnie zaabsorbowany mieszaniem
wywaru.
- Znaczy, że co? – spytałam
rozglądając się wokół: na blacie leżało pełno różnych warzyw – Chyba wszystko jest przygotowane.
- Przecież nie wrzucę
ich tak do zupy...– odpowiedział spoglądając na mnie z niedowierzaniem a
widząc, że nadal nie za bardzo wiem czego się po mnie spodziewa zaczął dusić
się ze śmiechu. - Wiedziałem, że nie
lubisz gotować, ale nie miałem pojęcia, że jest aż tak źle!
- Ja się nie śmieję, gdy
np. nie wiesz co oznacza jakieś słowo. – mruknęłam
- Hmm... Racja.... – odparł z trudem powstrzymując
śmiech i przysuwając mi pęk marchewek –
Masz. Obierz je, umyj i pokrój w kostkę.
Przez następne 4 godziny wykonywałam podobne, proste polecenia
i z nieukrywanym podziwem obserwowałam jak Rin bez najmniejszego zawahania
manewruje między poszczególnymi garnkami i pojemnikami których zawartości
stopniowo z bezkształtnych mas przeradzały się w pachnące zachęcająco potrawy. Przyzwyczajona
byłam, że mama zachowuje się w kuchni podobnie ale widok rówieśnika dotrzymującego
jej kroku sprawiał, że czułam się śmiesznie mała. Dla mnie cały proces
przeradzania się np. kawałka surowego mięsa i garści warzyw w rosół był
absolutnie niepojęty. Chłopak zdawał się rozumieć to wszystko instynktownie...
- Mmm, wspaniały zapach.
– stwierdził tata wkraczając wraz z Yukio do kuchni i siadając przy obładowanym
już potrawami stole – Jak zwykle świetnie
się spisałaś moja droga.
- To nie tylko moja
zasługa. Ten młody człowiek – mama wskazała brodą na Rina – to urodzony szef kuchni.
- Bez przesady...- bąknął
Rin.
- Popołudnie mamy wolne
czy znowu macie zamiar zaprząc nas do roboty? – wtrąciłam zmieniając temat
– Miałam zamiar pokazać im okolicę…
- Ale chyba nie na
pagórek Kyurio? – zapytał z jakiegoś powodu wyraźnie zaniepokojony ojciec.
- A co? Coś się stało? –
zapytałam głowiąc się nad nietypową reakcją taty.
Wspomniany pagórek był niewielkim wzniesieniem roztaczającym
się nad miejscowością. Górka owa była popularnym miejscem uprawiania sportów
zimowych przez tutejsze dzieci i młodzież – ja również zwykłam spędzać tam dużo
czasu każdej zimy. Jasne. Teren ten może nie był szczególnie bezpieczny: wzniesienie
porastało kilka nierównomiernie położonych drzew, od zachodniej strony zbocze dawno
temu zawaliło się pozostawiając wyrwę traktowaną teraz przez co odważniejszych
chłopaków za skałkę wspinaczkową a przy
pagórku znajdował się niewielki staw – skuty w zimie lodem o niepewnej grubości
który wiele osób traktowało jako lodowisko. Nie pamiętałam jednak by
kiedykolwiek wydarzyło się tam coś o skutkach poważniejszych niż kilka siniaków.
- Na zboczu odkryto
nietypowe ślady a kilka drzew zostało wyrwanych z korzeniami. Podejrzewamy, że
zadomowił się tam niedźwiedź lub inne duże zwierze. Zapuszczenie się tam nie
jest bezpieczne, zwłaszcza, że ostatnio bardzo często obserwujemy upadające
lawiny śnieżne.
- Lawiny? – powtórzyłam
zaskoczona, nie pamiętałam by kiedykolwiek wystąpiło tam coś co chociażby w
małym stopniu przypominałoby lawinę. Swego czasu próbowałam nawet takową
wywołać spuszczając ze szczytu kule śniegu. Bez rezultatu. – Chyba żartujesz! Tam nigdy nie było żadnych lawin!
- Góra to zawsze góra,
nie można spodziewać się, że jeżeli przez kilka czy kilkanaście lat był spokój
sytuacja nie ulegnie nagle zmianie.
- Hmm... od kiedy tak
się dzieje? – zapytał nagle Yukio zastanawiając się nad czymś głęboko.
- Od połowy listopada,
kiedy spadł pierwszy śnieg. – odparł ojciec – Znasz się na górach? Myślisz, że tegoroczne opady naruszyły
konstrukcję zbocza?
- Nieszczególnie. – odparł
chłopak wciąż intensywnie nad czymś myśląc –
Ale sądzę, że może być inny powód...
- Chcesz powiedzieć, że
to robota demona! – zawołał entuzjastycznie Rin doskakując nagle do brata.
– Idę z tobą!
- W takim razie ja też idę.
– wtrąciłam spoglądając na bliźniaków
– Pokażę wam jak tam dojść i w ogóle...
- Weź sanki! – rzucił
Rin.
- Hej! Nie powiedziałem,
że się gdzieś wybieram! – krzyknął Yukio próbując przywrócić nas do
porządku.
- Ale pomyślałeś! Znam
cię. Przecież nie pozwolisz żeby jakiś demon hasał sobie po takim spokojnym
miasteczku! - zaśmiał się starszy z bliźniaków, entuzjazm go najwyraźniej
nie opuszczał. - Załatwienie go to twój
obowiązek braciszku!
- Póki co moim
obowiązkiem jest pilnowanie waszej dwójki.
- Będziesz miał nas na
oku. – wspomniałam - Przecież pójdziemy
z tobą.
- Eh. I co ja mam z wami
zrobić… - westchnął Yukio zrezygnowanym tonem po czym spojrzał na moich rodziców – Co państwo o tym sądzą? Powinniśmy się wybrać i zbadać sprawę?
- Na pewno nie puszczę
Eriki na taką „wycieczkę”! Ta góra jest niebezpieczna! – syknął tata. W
jego głosie wyczułam jednak nutę niepewności.
- Czuję się
odpowiedzialna.– świadomie nawiązałam do podsłuchanej wcześniej rozmowy – Jeżeli tutaj zostanę Yukio też nigdzie nie
pójdzie a demon czy cokolwiek to jest będzie nadal zagrażać miasteczku. Co
jeżeli zaatakuje was? Albo kogoś z moich starych znajomych?
- Myślisz, że chłopak da
radę pozbyć się stwora?
- Mephisto nie bez
powodu mu ufa. – odparłam pewnym tonem
- Yukio jest naprawdę świetnym egzorcystą.
- A jeżeli to tylko
niedźwiedź? – drążył tata choć ton jego głosu wyraźnie mówił mi, że już wygrałam
dyskusję.
- Wtedy Rin przyłoży mu
tasakiem który ma na plecach i wrócimy do domu. – odparłam wskazując na
futerał z którym chłopak się nie rozstawał – A przed lawiną umkniemy, nie tak znowu trudno taką przewidzieć. To jak?
Możemy iść? To będzie świetna lekcja praktyczna.
- Skoro musisz...– odparł
tata po chwili ciszy, najwidoczniej nie mógł znaleźć więcej argumentów – Tylko uważaj na siebie.
Bądź tu oryginalny i spróbuj coś wymyślić. Nie da się :D Fajnie piszesz, miło się czyta. Oby tak dalej! :)
OdpowiedzUsuńDzięki za miły komentarz. :)
OdpowiedzUsuńSuper rozdział! Z niecierpliwością czekam na dalszą część. Choć mnie nie widać, to wiedz, że ja tu jestem i wszystko czytam! :D Jeden z najlepszych fanfiction o Ao no Exorcist!
OdpowiedzUsuńDzięki.
OdpowiedzUsuńJutro pojawi się kontynuacja. :)
Wspaniale! Strasznie się cieszę! ;)
OdpowiedzUsuń57 yrs old Web Designer III Brandtr Cooksey, hailing from Cold Lake enjoys watching movies like Godzilla and Snowboarding. Took a trip to Historic Fortified Town of Campeche and drives a Batmobile. dlaczego nie sprobowac tutaj
OdpowiedzUsuń