czwartek, 5 grudnia 2013

Rozdział 20 – Rodzice



Nadszedł ostatni dzień nauki przed wyczekiwaną przeze mnie przerwą świąteczną. Tereny należące do Akademii Prawdziwego Krzyża pokryły się śniegiem, co większość uczniów, szczególnie tych pochodzących z południa kraju przyjęło z nie lada entuzjazmem. Na mnie nie robiło to szczególnego wrażenia – obszar, w którym mieszkałam słynny był z kilkumetrowych zasp i sporą część dzieciństwa spędziłam jeżdżąc na sankach.
Natychmiast po zakończeniu zajęć, okutana w czapkę, szalik i ciepłą kurtkę udałam się do głównej bramy gotowa na powitanie rodziców. Zgodnie z planem nasz samochód stał już zaparkowany na zewnętrznym parkingu dla gości a rodzice przekraczali właśnie most prowadzący na teren szkolnego miasteczka. Jak zawsze punktualni. Na mój widok mama rzuciła się do przodu i nie zwracając większej uwagi na strażników przebiegła przez bramę, uścisnęła mnie tak, że niemal zabrakło mi tchu i zaczęła obcałowywać. Ponad ramieniem mamy dostrzegłam, że jeden z wartowników wyciągnął telefon i zaczął wykręcać numer.
- Mamo! Nie rób obciachu... – wydusiłam wymykając się uścisku. – Nie mam 5 lat!
- Przecież muszę przywitać się z moją kochaną córeczką! – odparła mama uśmiechając się szeroko. - Nawet nie wiesz, jak pusto w domu bez ciebie!
- Dokładnie. Nikt nie wymiguje się od sprzątania twierdząc, że ma za dużo zadane. – dodał tata dołączając do nas, w jego głosie pobrzmiewał sarkazm. Nie żeby nie cieszył się ze spotkania, po prostu nigdy nie tracił okazji do prawienia mi morałów. – Pewnie jesteś zadowolona ze szkoły. Przydzielili ci już własną służącą czy jeszcze łudzą się, że zaczniesz coś robić?
- Ba, nie służącą tylko służącego. I to nawet dwóch! Jeden pilnuje żebym się nie przerobiła a drugi gotuje dla mnie obiadki. – zażartowałam – Tato, to, że chodzę do szkoły dla snobów nie znaczy, że panują tu jakieś nienaturalne zasady. Każdy radzi sobie sam. Mamy dostęp do pralni i tak dalej.
- Więc nauczyłaś się prać... Kto by pomyślał! – zawołał ojciec a ja odburknęłam:
- To, że w domu nigdy nie prałam nie znaczyło, że nie umiem. Po prostu nie lubię.
- Nauka w szkole też tak łatwo ci przychodzi? APK podobno ma wysoki poziom. – tata nie odpuszczał.
– Wiesz, że nigdy nie miałam problemów w szkole. Z większości przedmiotów mam spokojnie B.
- Dlaczego nie A? – drążył ojciec. Zaczynał mnie już powoli wkurzać. Już zapomniałam jak upierdliwy potrafił być.
- Bo nie jestem kujonem! – odparłam i zakończyłam dyskusję odwracając się w stronę miasteczka. – Chodźmy już może po moją w... walizkę...
Stałam twarzą w twarz z Mephisto. Nie słyszałam jego kroków! Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że znajduje się tuż za mną! Facet naprawdę miał talent do zaskakiwania bogu ducha winnych ludzi.
- Walizkę mówisz? A dokąd to się wybierasz? – spytał ściszonym, ironicznym głosem a następnie, nie czekając na moją odpowiedź rozłożył szeroko ramiona i spektakularnie zawołał - Ah! Państwo Kurimuson! Witam w progach Akademii Prawdziwego Krzyża! Proszę za mną. Spotkanie z dzieckiem po miesiącach rozłąki nie powinno odbywać się na śniegu i mrozie!
Po tych słowach dyrektor odwrócił się na pięcie i żwawym krokiem odszedł w kierunku swojej rezydencji pozostawiając nas w tyle. Przełknęłam ślinę i posłusznie ruszyłam za dyrektorem. Miałam złe przeczucie. Mephisto najwyraźniej nie podobał się fakt, że zamierzałam wyjechać. Ale przecież wiele osób wyjeżdżało na święta a nawet weekendy do swoich rodzinnych domów i jedynym, co musieli zrobić było powiadomienie o tym fakcie opiekuna klasy... Czyżby i w tym przypadku obowiązywały mnie inne zasady niż większość uczniów?
Kilka minut później znajdowaliśmy się już w gabinecie Mephisto. Zamrugałam powiekami nieprzyzwyczajona do przebywania w pomieszczeniu przepełnionym tak dużą ilością bieli i różu a idąca tuż za mną mama westchnęła z zachwytu. Różowy był jej ulubionym kolorem, lecz razem z ojcem skutecznie powstrzymaliśmy jej zapędy do zaaranżowania domu w podobnym stylu. Mephisto zajął już miejsce za stojącym na środku pokoju biurkiem. Spodziewając się, że wizyta nie będzie krótka zdjęłam zimowe okrycie, odwiesiłam je na stojący obok drzwi zdobiony wieszak i odwróciłam się by wziąć kurtkę również od rodzicielki.
Nagle leżałam już na dywanie trzymając się za obolały bark. Byłam kompletnie zdezorientowana. Podniosłam wzrok i dostrzegłam stojącego nade mną ojca. Wyglądał na wściekłego...
- Dlaczego... Co...? - wyjąkałam kompletnie zbita z tropu.
- Taizo!  Co ty wprawiasz!?! - zawołała mama przylegając do jego ramienia i ewidentnie powstrzymując go od dalszego ataku.
- To demon! Nie zbliżaj się do niej! Nie widzisz? Jest opętana! Było tak samo gdy... - wolał mężczyzna usiłując się wyrwać z uścisku.
Dotarła do mnie ponura prawda. Gdy ostatni raz widziałam się z rodzicami byłam osobą, którą wychowywali przez te wszystkie lata, której dorastania byli świadkami. A tu nagle stałam przed nimi ta sama a jednak zmieniona, zmieniona przez demoniczną naturę. Mogli nie zauważyć kłów, mogli uznać brązowy odcień oczu za refleks świetlny, ale gdy tylko zdjęłam czapkę z pewnością dostrzegli szpiczaste uszy. Mogłam wmawiać obcym ludziom, że to mutacja genetyczna, że nie ma w moim wyglądzie nic nienaturalnego - nie mogłam jednak oszukać rodziców, ludzi którzy przecież znali mnie od niemowlęcia. Znieruchomiałam niepewna, co zrobić. Jak to wszystko wytłumaczyć ojcu...
- Nie poznajesz własnej córki? – zaśmiał się ewidentnie rozbawiony całą sytuacją Mephisto.
- Uważasz, że to zabawne?! – zawołał tata kierując teraz wściekłe spojrzenie na dyrektora – Podobno jesteś egzorcystą! Jak mogłeś pozwolić by moja córka została opętana?!? Przyrzekłeś ją chronić!
- Z chęcią zobaczyłbym jak jakiś demon tego próbuje. – zachichotał dyrektor po czym dodał tajemniczo. - Nie pamiętasz co się wydarzyło? Dlaczego obserwowano twoją rodzinę? Czego dokonała twoja córka w ubiegłe wakacje?
- Nie chcesz mi powiedzieć, że... – ton głosu ojca zmienił się, był teraz bardziej zaniepokojony niż wściekły, przerzucił wzrok na mnie. – Erika jednak to przejęła?!?
- Zgodnie z przewidywaniami wydarzenia sprzed 16 lat odcisnęły piętno na dziecku. Demon przekazał jej część swojej mocy. – dokończył Mephisto po trzymającej w napięciu pauzie – Dużą część. Która teraz, w tak paskudny sposób wydostała się na światło dzienne.
- Nie żebyś nie miał z tym nic wspólnego – mruknęłam pod nosem podnosząc się z podłogi a następnie głośno powiedziałam do ojca:
- Zmieniłam się, ale to ciągle ja. Dziewczynka, którą wychowałeś. – widząc jego sceptyczną minę dodałam pół żartem pół serio – A raczej której nie udało ci się wychować!
- Teraz już wiem dlaczego. – skwitował tata ponuro. Kącik jego ust uniósł się jednak lekko mówiąc mi, że fortel zadziałał. – Ale jeszcze nie jest za późno. Zobaczymy ile szkód uda mi się naprawić przez najbliższy tydzień.
- Rozumiesz powagę sytuacji? Chcesz zabrać do domu dziecko demona. –  rzekł dyrektor. Na jego twarzy pod maską rozbawienia malowała się mieszanina zaskoczenia i niepewności. Nie spodziewał się takiej reakcji.
- To wciąż moja córka. – odparł ojciec opierając dłonie na biurku dyrektora i patrząc mężczyźnie prosto w twarz. – Nie mogę odmówić jej spędzenia świąt z rodziną.
- Rozumiem.– stwierdził Mephisto ironicznie po czym szybko dodał, obdarzając ojca rozbawionym spojrzeniem: – Niestety. Erika musi pozostać na terenie uczelni pod opieką egzorcystów. Względy bezpieczeństwa.
- Jakoś nie zauważyłam, żeby ktoś mnie szczególnie obserwował. – wtrąciłam.
Taki był fakt. Gdy przyjechałam do Akademii Mephisto ostrzegał mnie, że będą mieć na mnie oko jednak wciąż wyglądało na to, że nikt nie chodzi za mną krok w krok. Do tej pory nikt nie dowiedział się np. o tym, że o mały włos nie zabiłam Naomi. A z pewnością miałabym przez to ogromne kłopoty.
- Nie doceniasz Yukio. – odparł Mephisto.
- W takim razie niech Yukio jedzie z nami! Możemy zabrać też Rina.
 Wątpiłam, czy tak prosta sugestia przekona dyrektora, ale miałam zamiar walczyć. Naprawdę chciałam wrócić do domu, spędzić święta z rodzicami. Pobyć trochę z dala od specyficznej atmosfery panującej wokół szkoły...
- To doskonały pomysł!  - zawołała zachowująca do tej pory ciszę rodzicielka. Wszystkie oczy skierowały się w jej stronę.
Erika wspominała mi o nich. Podobno bardzo sympatyczni chłopcy. – wyjaśniła mama patrząc teraz na zaskoczonego ojca. Następnie przerzuciła wzrok na dyrektora i dodała: – Mamy do dyspozycji pokój gościnny. Zabranie ich to żaden kłopot.
- W takim razie załatwione! - rzucił Mephisto klaskając w dłonie.
Gdy wreszcie opuściliśmy rezydencję i udaliśmy się do akademika (Mephisto próbował zatrzymać nas dłużej pod pretekstem zjedzenia w jego towarzystwie kolacji ale mama trzeźwo wyjaśniła, że przed nami długa droga a zamierzamy dostać się do domu przed północą) przy schodach praktycznie zderzyliśmy się z moimi współlokatorami. Ojciec odrzucił podejrzliwym spojrzeniem Rina a następnie spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
- Jest w porządku. I nie jest opętany. -  syknęłam, a następnie rzuciłam do chłopaków uśmiechając się szeroko: - To moi rodzice. Właśnie wracamy od Mephisto. Udało mi się załatwić, że jedziecie z nami na święta! W końcu ktoś musi mnie pilnować...
- Tak, dyrektor właśnie dzwonił. - odparł Yukio wskazując na trzymany w dłoni telefon. - Dziękujemy za zaproszenie,  milo państwa poznać.
- To będą nasze pierwsze święta z mamą i tatą! - dodał wesoło Rin.
W reakcji na te słowa Yukio zakrył dłonią twarz w geście zażenowania, ojciec podczerwieniał ze złości,  mamie zaświeciły się oczy a ja zarumieniłam się speszona i zaczęłam wymachiwać rękami plotąc trzy po trzy na znak protestu:
- To nie tak,  nie tak! Rin nie miał tego na myśli! Źle go zrozumieliście! To nie,  że ja i on...
Rin rozejrzał się po nas wyraźnie zdezorientowany.
- O co chodzi?
- Chyba zdajesz sobie sprawę,  że to co przed chwilą powiedziałeś zabrzmiało co najmniej dwuznacznie? - zapytał Yukio patrząc żałośnie na brata.
- Hę?
Yukio westchnął.
- Rin chciał tylko powiedzieć,  że nie pamiętamy naszej matki więc będą to dla nas pierwsze święta z pełną rodziną. - wyjaśnił i chwycił Rina za ramię ciągnąc brata na schody - Musimy się spakować. Chodź już, zanim doprowadzisz do tego,  że nigdzie nas nie zabiorą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz