Nadszedł ostatni dzień nauki przed wyczekiwaną przeze mnie
przerwą świąteczną. Tereny należące do Akademii Prawdziwego Krzyża pokryły się
śniegiem, co większość uczniów, szczególnie tych pochodzących z południa kraju
przyjęło z nie lada entuzjazmem. Na mnie nie robiło to szczególnego wrażenia –
obszar, w którym mieszkałam słynny był z kilkumetrowych zasp i sporą część
dzieciństwa spędziłam jeżdżąc na sankach.
Natychmiast po zakończeniu zajęć, okutana w czapkę, szalik i
ciepłą kurtkę udałam się do głównej bramy gotowa na powitanie rodziców. Zgodnie
z planem nasz samochód stał już zaparkowany na zewnętrznym parkingu dla gości a
rodzice przekraczali właśnie most prowadzący na teren szkolnego miasteczka. Jak
zawsze punktualni. Na mój widok mama rzuciła się do przodu i nie zwracając
większej uwagi na strażników przebiegła przez bramę, uścisnęła mnie tak, że
niemal zabrakło mi tchu i zaczęła obcałowywać. Ponad ramieniem mamy
dostrzegłam, że jeden z wartowników wyciągnął telefon i zaczął wykręcać numer.
- Mamo! Nie rób
obciachu... – wydusiłam wymykając się uścisku. – Nie mam 5 lat!
- Przecież muszę
przywitać się z moją kochaną córeczką! – odparła mama uśmiechając się
szeroko. - Nawet nie wiesz, jak pusto w
domu bez ciebie!
- Dokładnie. Nikt nie
wymiguje się od sprzątania twierdząc, że ma za dużo zadane. – dodał tata
dołączając do nas, w jego głosie pobrzmiewał sarkazm. Nie żeby nie cieszył się
ze spotkania, po prostu nigdy nie tracił okazji do prawienia mi morałów. – Pewnie jesteś zadowolona ze szkoły.
Przydzielili ci już własną służącą czy jeszcze łudzą się, że zaczniesz coś
robić?
- Ba, nie służącą tylko
służącego. I to nawet dwóch! Jeden
pilnuje żebym się nie przerobiła a drugi gotuje dla mnie obiadki. –
zażartowałam – Tato, to, że chodzę do
szkoły dla snobów nie znaczy, że panują tu jakieś nienaturalne zasady. Każdy
radzi sobie sam. Mamy dostęp do pralni i tak dalej.
- Więc nauczyłaś się
prać... Kto by pomyślał! – zawołał ojciec a ja odburknęłam:
- To, że w domu nigdy
nie prałam nie znaczyło, że nie umiem. Po prostu nie lubię.
- Nauka w szkole też tak
łatwo ci przychodzi? APK podobno ma
wysoki poziom. – tata nie odpuszczał.
– Wiesz, że nigdy nie
miałam problemów w szkole. Z większości przedmiotów mam spokojnie B.
- Dlaczego nie A? –
drążył ojciec. Zaczynał mnie już powoli wkurzać. Już zapomniałam jak upierdliwy
potrafił być.
- Bo nie jestem kujonem!
– odparłam i zakończyłam dyskusję odwracając się w stronę miasteczka. – Chodźmy już może po moją w... walizkę...
Stałam twarzą w twarz z Mephisto. Nie słyszałam jego kroków!
Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że znajduje się tuż za mną! Facet naprawdę
miał talent do zaskakiwania bogu ducha winnych ludzi.
- Walizkę mówisz? A
dokąd to się wybierasz? – spytał ściszonym, ironicznym głosem a następnie,
nie czekając na moją odpowiedź rozłożył szeroko ramiona i spektakularnie
zawołał - Ah! Państwo Kurimuson! Witam w
progach Akademii Prawdziwego Krzyża! Proszę
za mną. Spotkanie z dzieckiem po miesiącach rozłąki nie powinno odbywać się na
śniegu i mrozie!
Po tych słowach dyrektor odwrócił się na pięcie i żwawym
krokiem odszedł w kierunku swojej rezydencji pozostawiając nas w tyle.
Przełknęłam ślinę i posłusznie ruszyłam za dyrektorem. Miałam złe przeczucie.
Mephisto najwyraźniej nie podobał się fakt, że zamierzałam wyjechać. Ale
przecież wiele osób wyjeżdżało na święta a nawet weekendy do swoich rodzinnych
domów i jedynym, co musieli zrobić było powiadomienie o tym fakcie opiekuna
klasy... Czyżby i w tym przypadku obowiązywały mnie inne zasady niż większość uczniów?
Kilka minut później znajdowaliśmy się już w gabinecie
Mephisto. Zamrugałam powiekami nieprzyzwyczajona do przebywania w pomieszczeniu
przepełnionym tak dużą ilością bieli i różu a idąca tuż za mną mama westchnęła
z zachwytu. Różowy był jej ulubionym kolorem, lecz razem z ojcem skutecznie
powstrzymaliśmy jej zapędy do zaaranżowania domu w podobnym stylu. Mephisto
zajął już miejsce za stojącym na środku pokoju biurkiem. Spodziewając się, że
wizyta nie będzie krótka zdjęłam zimowe okrycie, odwiesiłam je na stojący obok
drzwi zdobiony wieszak i odwróciłam się by wziąć kurtkę również od rodzicielki.
Nagle leżałam już na dywanie trzymając się za obolały bark.
Byłam kompletnie zdezorientowana. Podniosłam wzrok i dostrzegłam stojącego nade
mną ojca. Wyglądał na wściekłego...
- Dlaczego... Co...? -
wyjąkałam kompletnie zbita z tropu.
- Taizo! Co ty wprawiasz!?! - zawołała mama
przylegając do jego ramienia i ewidentnie powstrzymując go od dalszego ataku.
- To demon! Nie zbliżaj
się do niej! Nie widzisz? Jest opętana! Było tak samo gdy... - wolał
mężczyzna usiłując się wyrwać z uścisku.
Dotarła do mnie ponura prawda. Gdy ostatni raz widziałam się z
rodzicami byłam osobą, którą wychowywali przez te wszystkie lata, której
dorastania byli świadkami. A tu nagle stałam przed nimi ta sama a jednak
zmieniona, zmieniona przez demoniczną naturę. Mogli nie zauważyć kłów, mogli
uznać brązowy odcień oczu za refleks świetlny, ale gdy tylko zdjęłam czapkę z
pewnością dostrzegli szpiczaste uszy. Mogłam wmawiać obcym ludziom, że to
mutacja genetyczna, że nie ma w moim wyglądzie nic nienaturalnego - nie mogłam
jednak oszukać rodziców, ludzi którzy przecież znali mnie od niemowlęcia. Znieruchomiałam
niepewna, co zrobić. Jak to wszystko wytłumaczyć ojcu...
- Nie poznajesz własnej
córki? – zaśmiał się ewidentnie rozbawiony całą sytuacją Mephisto.
- Uważasz, że to
zabawne?! – zawołał tata kierując teraz wściekłe spojrzenie na dyrektora – Podobno jesteś egzorcystą! Jak mogłeś
pozwolić by moja córka została opętana?!? Przyrzekłeś ją chronić!
- Z chęcią zobaczyłbym
jak jakiś demon tego próbuje. – zachichotał dyrektor po czym dodał
tajemniczo. - Nie pamiętasz co się
wydarzyło? Dlaczego obserwowano twoją rodzinę? Czego dokonała twoja córka w
ubiegłe wakacje?
- Nie chcesz mi
powiedzieć, że... – ton głosu ojca zmienił się, był teraz bardziej
zaniepokojony niż wściekły, przerzucił wzrok na mnie. – Erika jednak to przejęła?!?
- Zgodnie z
przewidywaniami wydarzenia sprzed 16 lat odcisnęły piętno na dziecku. Demon
przekazał jej część swojej mocy. – dokończył Mephisto po trzymającej w
napięciu pauzie – Dużą część. Która
teraz, w tak paskudny sposób wydostała się na światło dzienne.
- Nie żebyś nie miał z
tym nic wspólnego – mruknęłam pod nosem podnosząc się z podłogi a następnie
głośno powiedziałam do ojca:
- Zmieniłam się, ale to
ciągle ja. Dziewczynka, którą wychowałeś. – widząc jego sceptyczną minę
dodałam pół żartem pół serio – A raczej
której nie udało ci się wychować!
- Teraz już wiem
dlaczego. – skwitował tata ponuro. Kącik jego ust uniósł się jednak lekko
mówiąc mi, że fortel zadziałał. – Ale
jeszcze nie jest za późno. Zobaczymy ile szkód uda mi się naprawić przez
najbliższy tydzień.
- Rozumiesz powagę
sytuacji? Chcesz zabrać do domu dziecko demona. – rzekł dyrektor. Na jego twarzy pod maską
rozbawienia malowała się mieszanina zaskoczenia i niepewności. Nie spodziewał
się takiej reakcji.
- To wciąż moja córka. –
odparł ojciec opierając dłonie na biurku dyrektora i patrząc mężczyźnie
prosto w twarz. – Nie mogę odmówić jej
spędzenia świąt z rodziną.
- Rozumiem.–
stwierdził Mephisto ironicznie po czym szybko dodał, obdarzając ojca
rozbawionym spojrzeniem: – Niestety. Erika musi pozostać na terenie uczelni pod
opieką egzorcystów. Względy bezpieczeństwa.
- Jakoś nie zauważyłam,
żeby ktoś mnie szczególnie obserwował. – wtrąciłam.
Taki był fakt. Gdy przyjechałam do Akademii Mephisto ostrzegał
mnie, że będą mieć na mnie oko jednak wciąż wyglądało na to, że nikt nie chodzi
za mną krok w krok. Do tej pory nikt nie dowiedział się np. o tym, że o mały
włos nie zabiłam Naomi. A z pewnością miałabym przez to ogromne kłopoty.
- Nie doceniasz Yukio. –
odparł Mephisto.
- W takim razie niech
Yukio jedzie z nami! Możemy zabrać
też Rina.
Wątpiłam, czy tak
prosta sugestia przekona dyrektora, ale miałam zamiar walczyć. Naprawdę
chciałam wrócić do domu, spędzić święta z rodzicami. Pobyć trochę z dala od
specyficznej atmosfery panującej wokół szkoły...
- To doskonały pomysł! - zawołała zachowująca do tej pory ciszę
rodzicielka. Wszystkie oczy skierowały się w jej stronę.
– Erika wspominała mi o
nich. Podobno bardzo sympatyczni chłopcy. – wyjaśniła mama patrząc teraz na
zaskoczonego ojca. Następnie przerzuciła wzrok na dyrektora i dodała: – Mamy do dyspozycji pokój gościnny. Zabranie
ich to żaden kłopot.
- W takim razie
załatwione! - rzucił Mephisto klaskając w dłonie.
Gdy wreszcie opuściliśmy rezydencję i udaliśmy się do
akademika (Mephisto próbował zatrzymać nas dłużej pod pretekstem zjedzenia w
jego towarzystwie kolacji ale mama trzeźwo wyjaśniła, że przed nami długa droga
a zamierzamy dostać się do domu przed północą) przy schodach praktycznie
zderzyliśmy się z moimi współlokatorami. Ojciec odrzucił podejrzliwym
spojrzeniem Rina a następnie spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
- Jest w porządku. I nie
jest opętany. - syknęłam, a
następnie rzuciłam do chłopaków uśmiechając się szeroko: - To moi rodzice. Właśnie wracamy od Mephisto. Udało mi się załatwić, że
jedziecie z nami na święta! W końcu ktoś musi mnie pilnować...
- Tak, dyrektor właśnie
dzwonił. - odparł Yukio wskazując na trzymany w dłoni telefon. - Dziękujemy za zaproszenie, milo państwa poznać.
- To będą nasze pierwsze
święta z mamą i tatą! - dodał wesoło Rin.
W reakcji na te słowa Yukio zakrył dłonią twarz w geście
zażenowania, ojciec podczerwieniał ze złości,
mamie zaświeciły się oczy a ja zarumieniłam się speszona i zaczęłam
wymachiwać rękami plotąc trzy po trzy na znak protestu:
- To nie tak, nie tak! Rin nie miał tego na myśli! Źle go
zrozumieliście! To nie, że ja i on...
Rin rozejrzał się po nas wyraźnie zdezorientowany.
- O co chodzi?
- Chyba zdajesz sobie
sprawę, że to co przed chwilą
powiedziałeś zabrzmiało co najmniej dwuznacznie? - zapytał Yukio patrząc
żałośnie na brata.
- Hę?
Yukio westchnął.
- Rin chciał tylko
powiedzieć, że nie pamiętamy naszej
matki więc będą to dla nas pierwsze święta z pełną rodziną. - wyjaśnił i
chwycił Rina za ramię ciągnąc brata na schody - Musimy się spakować. Chodź już, zanim doprowadzisz do tego, że nigdzie nas nie zabiorą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz