czwartek, 21 listopada 2013

Rozdział 19 – Urodziny, czyli kolejny rozdział okolicznościowy.



Był ponury, listopadowy poranek. Ze snu wybudziło mnie pukanie w drzwi mojego pokoju i wyraźnie rozbawiony głos Rina.
 - Erika! Wstawaj! Chyba nie chcesz spóźnić się do szkoły? To nie w twoim stylu!
- Już wstaję... – wymamrotałam na wpół przytomna. Co chłopakowi odbiło? Zerwałam się na równe nogi. Normalnie nigdy mnie nie budził! Czyżby faktycznie było już tak późno!?– Dzięki Ri...
Rozejrzałam się po pokoju. Przez zasłonięte zasłony przedzierała się poświata zwiastująca mający niedługo nadejść świt. Coś mi się nie zgadzało... To prawda, że był koniec listopada i Słońce wschodziło z każdym dniem coraz później, ale w tym roku nie zdarzyło się jeszcze bym zmuszona była obserwować świt. Zajęcia rozpoczynały się codziennie o ósmej rano, kiedy to Słońce co najmniej od godziny widniało już nad horyzontem...
- Przecież jeszcze jest ciemno! To ma być jakiś żart?! – krzyknęłam ze złością jednocześnie doskakując do drzwi – Mogłam jeszcze pospać! Niech no cię tylko dopadnę!
Za drzwiami usłyszałam chichot i szybkie kroki, gdy chłopak biegł korytarzem uciekając spoza mojego zasięgu. Zanim udało mi się rozprawić z zamkiem kolega zbiegał już w dół po schodach. Niech go szlag.
Zerknęłam na tarczę leżącego na biurku budzika. Zegar wskazywał godzinę 6:40, co oznaczało, że mogłabym spokojnie pospać sobie jeszcze z pół godziny. Niestety, niespodziewana pobudka Rina totalnie otrząsnęła mnie z resztek snu i o ponownym zaśnięciu nie było już mowy. Wściekła na chłopaka wyłączyłam planowany na 7:10 alarm, przebrałam się w swój szkolny mundurek i zeszłam na dół kierując się do kuchni. Przynajmniej wyglądało na to, że nie będę musiała dziś jeść w pośpiechu..
Dochodząc do otwartych drzwi stołówki usłyszałam szept Rina:
- Cicho! Cicho! Chyba idzie.
No pięknie. Nie dość, że tak złośliwie mnie obudził to jeszcze szykował teraz na mnie zasadzkę?
Mając się na baczności podkradłam się do drzwi i ostrożnie zerknęłam za framugę. Powitały mnie uśmiechnięte twarze stojących tuż za drzwiami Rina i Yukio. Na mój widok obaj zgodnie krzyknęli:
- Wszystkiego najlepszego!
I nie czekając na moją reakcję chwycili mnie za ręce i zaciągnęli do stołu gdzie, zamiast śniadania leżał maleńki torcik z wbitą w środek pojedynczą świeczką.
- Faktycznie... Dziś są moje urodziny... Zupełnie wyleciało mi z głowy. – wybąkałam, uświadamiając sobie nagle, że zupełnie o tym fakcie zapomniałam.
- Jak można zapomnieć o własnych urodzinach? – zapytał Rin dusząc się ze śmiechu.
- Miałam ważniejsze rzeczy na głowie. – odparłam -  Zresztą, nie jestem przyzwyczajona żeby jakoś je specjalnie obchodzić. Do tej pory moje urodziny zawsze wyglądały tak, że rodzice zapraszali najbliższą rodzinę zapominając zupełnie o tym, że nie lubię rodzinnych spotkań.
- Ale prezenty chyba lubisz? – wtrącił chłopak przyglądając mi się z głową przekrzywioną pod dziwnym kątem niczym szczeniak gdy próbuje wyglądać inteligentnie.
- Jasne. To chyba jedyny powód, dla którego warto świętować urodziny. – zaśmiałam się a gdy oczy chłopaka zabłyszczały szybko dodałam – No nie... tylko mi nie mów, że przygotowałeś dla mnie prezent...
- Jeszcze nie przygotowałem... To dlatego obudziłem cię tak wcześnie. Nie byłem pewien, co przygotować. Moim prezentem urodzinowym ma być śniadanie.
- Śniadanie? – nie wiedziałam czy się śmiać czy płakać.  
- Zawsze jesz to co przygotuję ja albo Ukobach. Nie masz jakiejś ulubionej potrawy?
- Ah... o to ci chodzi. Prawdę mówiąc smakuje mi wszystko co przygotowujecie. W domu najczęściej jadłam po prostu kanapki lub płatki na mleku bo szybko się je robi... – zerknęłam na zegarek, dochodziła siódma – Ale jeżeli mogę wybrać co chcę ... może naleśniki?
- Tak jest ma’am! – odparł Rin po czym zasalutował mi i pobiegł do aneksu kuchennego.
- To miło z jego strony, choć szczerze powiedziawszy wolałabym się wyspać. – mruknęłam pod nosem, z trudem powstrzymując ziewnięcie  Skąd wiedzieliście że dziś są moje urodziny? Przecież nikomu nie mówiłam.
- Jestem nauczycielem. – odparł Yukio obserwując krzątającego się po kuchni brata – Mam dostęp do wszystkich danych o uczniach.
Rin uporał się z przygotowaniem naleśników dość szybko i już kilkanaście minut później cała nasza trójka zajadała się pysznymi naleśnikami z dżemem podlanymi bitą śmietaną i posypanymi czekoladą. Chłopak miał prawdziwy talent do gotowania.
Ledwie zdążyłam przełknąć ostatni kęs siedzący naprzeciwko mnie Rin (jego talerz był już od dawna pusty, jeśli chodziło o jedzenie na czas był naprawdę niedościgniony – choć może to ja jadłam zbyt wolno) zapalił świeczkę wbitą w stojący na stoliku torcik i popchnął ciasto w moją stronę wołając wesoło:
- No dalej! Pomyśl życzenie! Wstałem o czwartej rano żeby to upiec!
Spojrzałam niepewnie na torcik. Życzenie... Zawsze miałam z tym problem. Wychodziłam z założenia, że nie ma sensu życzyć sobie czegoś niemożliwego ani też by wydarzyło się coś, co zależy tylko i wyłącznie od moich własnych działań. Poza tym, jak zdążyłam się już zorientować nie zawsze to, czego sobie człowiek życzy jest dla niego dobre. Całe życie chciałam by okazało się, że jestem kimś więcej niż tylko zwykłym, szarym człowiekiem. I jak na tym wyszłam?
Postanowiłam, więc, że w tym roku moje życzenie będzie proste. „Chcę zobaczyć się z rodzicami.” – pomyślałam zdmuchując świeczkę. Od w wakacji nie widziałam mamy i taty. Stęskniłam się za nimi.
- Co sobie pomyślałaś? – zapytał Rin zabierając się za krojenie ciasta.
- Żebyś następnym razem nie wpadł na jakże super genialny pomysł budzenia mnie przed wschodem Słońca. – odparłam sarkastycznie – Czekaj no, jeszcze ci się za to odwdzięczę. Kiedy masz urodziny?
- Dwudziestego siódmego grudnia, łączymy je zwykle z przyjęciem Bożonarodzeniowym. – odpowiedział za niego Yukio.
- Mogłeś jej nie mówić. – bąknął Rin a ja zachichotałam.
- Spokojnie, tylko żartowałam. – stwierdziłam uspokajającym tonam – Dwudziesty siódmy grudnia mówisz... Znak zodiaku Koziorożec... Wytrwały, ambitny, pracowity, konserwatywny i spokojny. Yukio wypisz wymaluj. Ale Rin?
- On jest i będzie jedyny w swoim rodzaju. – odparł Yukio chichocząc. – Więc interesujesz się astrologią?
- Moja mama ma bzika na tym punkcie. I chyba to po niej odziedziczyłam. Nie udało się z wyglądem to przynajmniej niektóre zainteresowania mam po niej.
- O czym wy mówicie? Jaki Koziorożec? Nie ma takiego znaku! Jest Smok, Tygrys... – wtrącił Rin.
- Koziorożec to znak z zodiaku zachodniego, nie chińskiego. W horoskopie zachodnim znak zmienia się co miesiąc a nie co rok więc można o wiele trafniej określić na jego podstawie charakter osoby. – wyjaśniłam.
- Naprawdę?! – krzyknął Rin z wyraźnym entuzjazmem – Postaw mi taki horoskop! Proszę!
- Już mówiłam, powinieneś być Koziorożcem ale opis za chiny do ciebie nie pasuje. Może poza tą ambicją. – westchnęłam – Jeżeli faktycznie urodziłeś się 27 grudnia nic więcej nie potrafię z tego wykrzesać.
- Prawdę mówiąc nie znamy naszej dokładnej daty urodzenia. Powiedziano nam, że urodziliśmy się 27 grudnia, ale to data umowna. – wtrącił Yukio – Wiemy tylko, że był to śnieżny, grudniowy dzień.
- Hmm... jesteście bliźniętami i Rin jest starszy, tak? – zastanowiłam się – Jest jedna data która by pasowała. Dwudziesty drugi grudnia. Ludzie z granicy znaku często przyjmują część cech znaku, który ma się dopiero rozpocząć albo właśnie się zakończył. Więc Rin, jako urodziny nieco wcześniej miałby jeszcze wpływ Strzelca. I to pasuje. Rin jest wesoły, spontaniczny, bezpośredni i ma poczucie sprawiedliwości. 
- Hej! Dobre! – zawołał ucieszony Rin - A co ten horoskop mówi o tobie?
- Też jestem z granicy znaku. Urodziłam się dwudziestego pierwszego listopada trzy minuty przed północą. Równie dobrze mogę być Skorpionem jak Strzelcem. Opisy obu znaków do mnie pasują. Lubię się uczyć, mam szczęście i generalnie jestem optymistką tak jak wszystkie Strzelce, ale i dobrze się czuję w sytuacji zagrożenia a czas wolny wolę jednak spędzać samotnie tak jak Skorpion. No i tak jak Skorpion potrafię czasem ukąsić. – zaśmiałam się z własnego żartu.
Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Idź otworzyć. – powiedział Yukio a gdy niepewnie spojrzałam na niego dodał. – Myślę, że na portiernie dostarczono już poranną pocztę. Poleciłem, że jeżeli przyjdzie do ciebie dziś jakaś paczka mają ją natychmiast dostarczyć prosto pod drzwi. Nie będziesz musiała wieczorem biegać z awizo.
- Dzięki Yukio! – zawołałam i poszłam otworzyć drzwi.
Chłopak miał rację. Za drzwiami stał pracownik portierni trzymając w rękach zaadresowaną do mnie podłużną paczkę. Wzięłam pakunek, podziękowałam dostawcy i szybkim krokiem wróciłam do stołówki chcąc jak najprędzej przekonać się, co dostałam. Położyłam paczkę na stole a Rin nie pytajac mnie o zgodę zabrał się za rozpakowywanie. Do paczki dołączony był list. Rodzice przepraszali w nim za to, że nie mogą przyjechać by spędzić ze mną urodziny i obiecywali, że zamiast tego zabiorą mnie do domu na ferie świąteczne. Wyglądało na to, że moje urodzinowe życzenie miało się spełnić – choć z miesięcznym opóźnieniem.
- Co to jest? – krzyknął Rin wpatrując się we wnętrze pudełka gdzie widoczna była plątanina metalowych tub, gałek i soczewek.
- Prawdziwy teleskop! Zawsze chciałam taki mieć! - odparłam uradowana. A widząc, że pojęcie to niewiele chłopakowi mówi wyjaśniłam – To urządzenie do obserwacji gwiazd i planet.
Zerknęłam na zegarek. Do rozpoczęcia lekcji zostało dziesięć minut.
- Chyba musimy się zbierać. Mam prośbę, nie mówcie nikomu w szkole o tym, że mam dziś urodziny. Ludzie mogą być źli, że im o nich wcześniej nie wspomniałam. – stwierdziłam biorąc paczkę by zanieść ją na górę. – Szczególnie Yumi by się wściekła.
- Dobra. Pod warunkiem, że pokażesz mi jak się używa tego telepopu! – rzucił Rin.
- Nie ma sprawy. Kiedy tylko chcesz.  – odparłam znikając schodach. I tak nie miałam zamiaru korzystać z teleskopu sama – tego typu obserwacje sprawiają o wiele większą radość wśród przyjaciół.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz