czwartek, 23 stycznia 2014

Rozdział 23 - Zimowa przygoda. Część 2.




- Nie słyszałaś, co powiedziałem?! To nie jest coś, z czym możemy sobie sami poradzić! To nie zadanie dla uczniów! A już na pewno nie dla page.  strofował mnie Yukio.
- Nie mogę pozwolić, żeby ten demon szalał nad moim miastem. A jak zabije kogoś z moich znajomych? Albo rodziców?– upierałam się. - Poza tym Rin ma zamiar na niego iść a sam powiedziałeś, że zawsze stawia na swoim.
Argumenty przedstawiane przez Yukio docierały do mnie. Zgadzałam się, że walka ze Śnieżnym Szamanem jest ryzykowna i z pewnością rozsądniej byłoby przekazać zadanie wyznaczonej grupie egzorcystów z prawdziwego zdarzenia. Jednak fakt, że demon obrał sobie za siedlisko moje miasto sprawiał, że czułam się odpowiedzialna. Chciałam osobiście się go pozbyć. A postawa Rina pomagała mi w utrzymywaniu tego postanowienia. Rezygnacja z walki oznaczałaby, że w kolejnej dziedzinie jestem od niego gorsza. Nie mogłam na to pozwolić.
- Chodź. Sami sobie poradzimy. Nie ma co liczyć na tego tchórza. – mruknął Rin wstając i ciągnąc mnie za rękę bym zrobiła to samo.
- To czyste samobójstwo! – odparł Yukio. – Nic nie wiecie o tym demonie!
Rozwiązanie, jakie zasugerował Rin z pewnością było wykonalne - Yukio nie byłby w stanie nas zatrzymać gdybyśmy postanowili iść na demona sami. Nauczyciel miał jednak rację. Nic nie wiedziałam o stworze, z którym przyszłoby nam samotnie walczyć - Yukishe nie był demonem zawartym w planie nauczania na pierwszym roku a nawet gdyby druga klasa uczyła się czegoś na ten temat wątpiłam by Rin był w stanie cokolwiek mi teraz powtórzyć. Potrzebowaliśmy Yukio.
- Damy sobie radę. Mam Kurikarę a jakby coś Erika wyskoczy z jakimś arialem. – rzucił Rin.
- Aria a nie żaden arial. – mruknęłam.
- Przede wszystkim, nie ma co liczyć na umiejętności Arii – nie odkryto dotąd fatalnego wersu Yukishów. – stwierdził Yukio, nareszcie mówiąc coś konkretnego – Rin mógłby faktycznie spróbować zaatakowania stwora mieczem jednak Szaman potrafi wytworzyć wyjątkowo skuteczną obronę z latającego w powietrzu lodu i śniegu. Nie dasz rady się przecisnąć. 
- Mów dalej – zachęciłam – Jest jakaś wypróbowana broń?
- Jego słabością jest woda święcona. – kontynuował chłopak, najwyraźniej mając zamiar wskazać nam jak najwięcej trudności - Ale nie ilość, jaką zabrałem ze sobą. Więc nic wam to nie da…
- Wystarczy staw? – zapytałam nagle wpadłszy na pewien pomysł. - Na lekcji mówiłeś nam, że Aria może zamienić jakąkolwiek wodę w wodę święconą przy użyciu modlitwy o poświęcenie. Ty niedaleko jest jeziorko.
- Nie spodziewałem się, że tyle pamiętasz. To było z miesiąc temu… - stwierdził Yukio lekko zbity z tropu - Masz rację. Przy czym do wody trzeba wrzucić krzyż. Krzyża nie macie a woda w jeziorze jest raczej zamarznięta.  
- Rin rozbije lód, jak będzie trzeba to nawet Kurikarą. A co do krzyża… - obrzuciłam wzrokiem płaszcz Yukio a konkretnie doczepiony tam emblemat oznaczający go jako egzorcystę – zdaje mi się, czy ta przypinka ma taki właśnie kształt?
- Hmm… - przez chwilę Yukio stał w milczeniu intensywnie się nad czymś zastanawiając, po czym niespodziewanie wykrztusił: – Wiesz, że to może się udać?
- No widzisz! – zawołał zadowolony z rozwoju wypadków Rin. 
Niedługo potem, mając już opracowany plan opuściliśmy bezpieczną kryjówkę pod półką skalną i ruszyliśmy w stronę znajdującego się u podstawy wzgórza niewielkiego stawu. Tak jak przewidział Yukio zbiornik pokryty był dość grubą warstwą lodu jednak nie traciłam nadzieji. Rin był silny.
Na środku jeziorka ulepiliśmy wspólnie bałwana a tuż obok ustawiliśmy stosik znalezionych w śniegu deseczek. Zdaniem Yukio zapalenie ogniska miało sprawić, że demon pojawi się myśląc, że niszczymy jedno ze stworzeń śniegu – śniegowego goluma.
Następnie Rin, wyciął przy brzegu niewielki przerębel, przez który Yukio wrzucił do wody emblemat. Moim zadaniem było wygłoszenie modlitwy.
- Dobra… - zawahałam się – Jak to szło?
Rin wybuchnął śmiechem.
- Cicho bądź. – syknęłam - Muszę sobie tylko przypomnieć…
- Mówiłaś, że znasz tą modlitwę. - mruknął Yukio - No dobrze. Ja spróbuję. Ale nie bez powodu nie wybrałem Arii jako specjalności. Wszechmogący, wieczny Boże…
Jego słowa rzecz jasna nie miały mocy (z czego chłopak najwyraźniej zdawał sobie sprawę), ale wystarczyły by pobudzić moją pamięć.
- Mam! Dzięki Yukio. – przerwałam mu – Wszechmogący wieczny Boże, Ty chcesz, aby przez wodę, która podtrzymuje życie i służy do oczyszczania, także nasze dusze zostały oczyszczone i otrzymały zadatek życia wiecznego. Prosimy cię, pobłogosław tę wodę, którą będziemy pokropieni w dniu Twoim, Panie. Odnów w nas źródło swojej łaski i broń od wszelkiego zła nasze dusze i ciała, abyśmy mogli zbliżyć się do Ciebie z czystym sercem i otrzymać Twoje zbawienie. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Gdy wypowiedziałam ostatnie słowo staw na kilka sekund rozjarzył się białym światłem, co stanowiło niepodważalny znak, że rytuał się powiódł. 
- Udało się! – zawołałam klaskając w dłonie – Wygląda na to, że mogę bez problemu stworzyć wodę święconą, ale kontakt z wodą święconą mnie osłabia. Trochę to dziwne, nie sądzicie? Taki paradoks.
- Para-co? – zapytał Rin.
- Paradoks. Coś co na logikę nie powinno się wydarzyć. – mruknął Yukio – Rin. Idź zapalić ognisko. Do zachodu słońca nie zostało dużo czasu.
- Hai! – rzucił chłopak i pobiegł na środek jeziora przy okazji głośno wołając tekst dziecięcej piosenki. – Do widzenia panie bałwanie! Coraz dłuższy dzień! Zamiast śniegu deszczyk pada! Pan bałwanek topi się!
- On jest naprawdę dziecinny... – mruknął Yukio, obserwując popisy brata.
- Ale skuteczny. – odparłam gdy w pobliżu rozległ się znajomy nam już ryk.
Rin! Uważaj!
Chłopak odskoczył posłusznie a sekundę później w miejscu gdzie chwilę wcześniej stał pojawił się demon.
Myliłam się wcześniej myśląc, że stwór jest zwierzęciem podobnym do niedźwiedzia. Teraz, widząc istotę zaledwie kilkanaście metrów od siebie zdałam sobie sprawę, że to, co wcześniej uznałam za sierść było ubraniem – nieregularnie pozszywanymi skórami różnych futrzanych zwierząt. Posiadacz odzienia miał podobną do ludzkiej, lecz zupełnie białą twarz i był wysoki – o ponad półtora metra wyższy od przeciętnego człowieka.
Istota zaryczała ponownie, otaczająca ją tafla lodu zaczęła się rozpadać a część lodowych odłamków uniosła się w powietrze. Rin zdołał utrzymać się ponad powierzchnią skacząc po kawałkach kry. Demon z kolei – zbyt duży i ciężki na taką strategię – opadł na dno zanurzając się po pas. Nasza pułapka zadziałała doskonale. Unoszące się w powietrzu odłamki uderzyły o taflę wody.
- Mamy go! – zawołał Yukio celując gotowym do strzału pistoletem.
Stwór, obejrzał się w naszą stronę i dostrzegłszy broń szybko schylił się i cisnął w stronę egzorcysty kawałek podniesionej właśnie kry lodowej. Chłopak zdołał się uchylić jednak krawędź kryształu zahaczyła mu o okulary – strącając je z twarzy i wbijając głęboko w śnieg. Najwyraźniej potwór utracił swoje zdolności, ale kąpiel w lodowatej, święconej wodzie nie pozbawiła go siły fizycznej.
- Zmiana planu, hę?– zachichotał Rin wyciągając z pochwy Kurikarę. Okolicę rozświetliły błękitne płomienie. - Yukio bez okularów jest bezużyteczny.
Zerknęłam w bok. Egzorcysta klęczał na śniegu i odłożywszy pistolet na bok macał dookoła szukając utraconych binokli. Jego brat miał rację.
- Tsh – syknęłam przerzuciwszy wzrok z powrotem na toczącą się walkę. Potwór trzymał teraz w dłoniach kolejny kawał kry i wymachiwał nim jak maczugą. Rin skakał wokół balansując na innych, utrzymujących się wciąż na powierzchni kawałkach lodu. Zaskoczyło mnie jak dobrze chłopak radzi sobie z utrzymywaniem równowagi unikając jednocześnie zmiażdżenia przez prowizoryczną broń istoty.  Być może faktycznie będzie w stanie przedostać się przez obronę demona? I wygra z nim, sam, bez niczyjej pomocy. Podczas gdy ja będę tylko stać i patrzeć jak chłopak po raz kolejny okazuje się lepszy ode mnie…
- Nie myśl, że zrobisz wszystko sam! – zawołałam rozzłoszczona i moje ciało otoczyły czarne płomienie.
Chłopak spojrzał na mnie a moment jego nieuwagi został szybko wykorzystany przez śnieżnego demona. Uderzenie lodowym soplem sprawiło, że nastolatek przeleciał kilka metrów i z głośnym chlupnięciem wylądował w lodowatej wodzie.
- Rin! – zawołałam przerażona.
- Nic mi nie jest. – syknął chłopak podciągając się z powrotem na powierzchnię lodu. Płomienie otaczające jego ciało zniknęły pozostawiając jedynie drobne języczki ognia na szczycie głowy – imitujące rogi. Efekt działania wody święconej… Wyglądało na to, że chłopak został wyłączony z walki. A potwór już kierował się w jego stronę…
- Ja go załatwię! – krzyknęłam puszczając przed siebie ogromny płomień. To była moja szansa, udowodnię, że jestem lepsza od Rina!
Ku mojemu zaskoczeniu nastolatek wstał nagle, i nie zwróciwszy uwagi na pędzącą przez staw kulę czarnych płomieni rzucił się na stwora z wyciągniętym przed siebie mieczem. Sprytnie ominął wycelowaną w siebie lodową maczugę, jednym ruchem przeciął potwora na pół a następnie wylądował na krze lądowej tuż za nim. Stworzenie zniknęło. A czarne płomienie sięgły celu... otaczając chłopaka. Rin krzyknął z bólu.
Mogłabym przyrzec, że moje serce w tym momencie zgubiło kilka uderzeń. Znowu to zrobiłam! Znowu w zasięg wytworzonych przeze mnie śmiercionośnych płomieni dostała się niewinna osoba! „Skoncentruj się!” mówiłam do siebie próbując odzyskać kontrolę. Byłam jednak kompletnie roztrzęsiona. A gdzieś głęboko na dnie mojego umysłu kołatała się myśl: „Może lepiej gdyby zginął?”. Co było ze mną nie tak!?! … W tamtej chwili dotarło do mnie, że naprawdę zależy mi na nim. Rin musiał przeżyć! Nie wybaczyłabym sobie gdyby zginął przeze mnie!
Czarna poświata otaczająca chłopaka nagle pojaśniała i tu i ówdzie zaczęły przebijać przez nią niebieskie iskierki. Po chwili otoczenie na nowo przybrało intensywną, niebieską barwę a Rin – ledwo trzymający się na nogach, ale najwyraźniej wciąż żywy i zadowolony z siebie stał już samotnie na środku stawu.
- Ty idioto! Mogłam cię przecież zabić! - zawołałam gasząc otaczający mnie płomień.
Jednocześnie jednak odczuwałam niesamowitą ulgę. Wiedziałam, co prawda, co oznaczało pojawienie się wśród czerni błękitnych płomieni – Rin nie tylko pokonał słabość, w jaką wprawił go kontakt z wodą święconą, ale również zdusił moją moc. Był ode mnie lepszy, musiałam to przyznać. W tej chwili jednak ważniejszy był dla mnie fakt, że chłopak przeżył. Nie straciłam go!
- Moje płomienie są silniejsze od twoich. – odparł nastolatek rzucając mi rozbawiony uśmiech.
- Nie powinieneś narażać się dla głupich eksperymentów. – zbeształ go Yukio odnalazłszy wreszcie okulary. – A ty moja droga znalazłabyś się w dużych kłopotach gdyby trafiło na kogoś innego niż Rin.
- Zdaję sobie z tego sprawę. – mruknęłam zwieszając głowę jednak po chwili podniosłam ją i śmiałym tonem dodałam: - Ale warto było. Teraz już wiem, że moje płomienie nigdy nie zagrożą twojemu bratu. Nie masz pojęcia, jaka to ulga.
- Wydawało mi się, że cię wkurzam. – zachichotał Rin przeskakując do nas na brzeg i ochlapując mnie lodowatą, poświęconą wodą. Wywołała na mojej skórze nieprzyjemne mrowienie.
- Niech cię szlag! – fuknęłam po czym podniosłam z ziemi trochę śniegu i zaczęłam gonić chłopaka usiłując wysmarować mu białym puchem i tak już zmarzniętą twarz.
Yukio skwitował nasze zachowanie krótkim:
- Jak dzieci…
_______________________________________________________________________________
A teraz mała zagadka. Co się stało z sankami? 
Odpowiedź znajdziecie czytając uważnie powyższy rozdział.

czwartek, 9 stycznia 2014

Rozdział 22 - Zimowa przygoda. Część 1.



- Pospiesz się!  poganiał mnie Rin.
- Zaraz! Muszę się dokopać. Trochę cierpliwości. Pamiętaj, że te sanki to był twój pomysł!
Buszowałam w głębi garażu przerzucając graty, które uzbierały się tam od wiosny. Jeden rower, drugi, trzeci, wędki taty, kopaczka i grabie, jakaś deska i kawałek blachy… W końcu znalazłam. Moje stare sanki, które dostałam jako prezent na 8 urodziny. Były może trochę zmaltretowane, ale z pewnością wciąż nadawały się do jazdy.
- Mam! – zawołałam i pospiesznie przejechałam przygotowaną wcześniej świeczką po śluzach przywracając im gładkość. – No, gotowe. Możemy iść.
Wyszłam z garażu mrużąc oczy oślepiona przez śnieg odbijający promienie słoneczne. Yukio i Rin czekali na mnie przy bramie. Gdy tylko do nich dotarłam starszy z bliźniaków wskoczył na ciągnięte przeze mnie sanki i zawołał:
- To w drogę!
- Hej! Co ty wyprawiasz? – zawołałam oburzona.
- I tak będziesz przecież ciągnąć sanki… -– odparł chłopak wyraźnie zdziwiony
- Sama sanki są lekkie! - odburknęłam. – Nie mam tyle pary w łapach co ty!
- Pomogę ci ciągnąć Rina a potem Rin pociągnie nas na zmianę.– zasugerował Yukio. – Ruszajmy już. Chcemy załatwić sprawę przed zachodem słońca.
- Niech będzie. – mruknęłam i przy pomocy drugiego chłopaka ruszyłam sanki ciągnąć je w kierunku majaczącego się nad miasteczkiem wzgórza. Wzgórza, które zdaniem towarzyszącego mi egzorcysty stało się siedzibą demona.
- Masz jakiś pomysł, co to może być? – zagadnęłam towarzysza.
- Trudno powiedzieć. To, co powiedział twój ojciec mogłoby wskazywać na Szrenika albo Yeti. – odparł Yukio nagle otrzymując trafienie śnieżką w plecy i zatrzymując się – RIN!
- Przecież to zabawne! – odparł starszy z chłopaków zabierając się za lepienie kolejnej kulki.
- Zabawne tylko dla… ciebie. – próbował odpowiedzieć egzorcysta ale szybko zorientował się, że jego wypowiedź przestała już pasować do kontekstu – w trakcie gdy mówił sama również ulepiłam śnieżną kulkę i cisnęłam ją Rinowi w twarz. Chłopak nie pozostał mi dłużny.
- Mamy zimę. – wyjaśniłam trzymając w dłoni kolejną śnieżkę gotową do rzutu.
- Rozumiem Rina bo on zachowuje się tak cały czas. Ale ty? - odparł chłopak stanowczo – Nie wiedziałem, że jesteś taka dziecinna…
- Nie jestem. – burknęłam odrzucając śnieżkę gdzieś w bok – Po prostu nie lubię jak ktoś mnie atakuje zza pleców.
Fakt był jednak taki, że zachowanie Rina obudziło we mnie ducha rywalizacji. Mógł być sobie lepszy w kuchni, ale nie miałam zamiaru pozwolić by okazał się lepszy na jakimkolwiek innym polu. Nawet, jeżeli chodziło o głupią bitwę na śnieżki.
- To ja oberwałem. – przypomniał mi młody egzorcysta.
- Długo będziemy tak stać? – mruknął Rin rozkładając się wygodnie na sankach – Chodźmy już zapolować na tego Yeti. Wio koniki!
- Czy ja wyglądam na konia pociągowego!?! – zawołałam ze złością.
- Tak. – zaśmiał się Rin.
- Pamiętaj, że później twoja kolej. – odparł Yukio spokojnym tonem nic nie robiąc sobie najwidoczniej z obelg brata. Następnie spojrzał na mnie intensywnym wzrokiem i dodał: – Miałaś prowadzić. W którą stronę teraz?
Świadomie lub nie egzorcysta odwołał się do mojego poczucia obowiązku. Miastu zagrażał bliżej niezidentyfikowany demon a ja traciłam czas reagując na głupie docinki. Westchnęłam i obrzuciwszy jeszcze raz Rina ponurym spojrzeniem wskazałam jedną z odnóg najbliższego skrzyżowania. 
Niedługo później dotarliśmy do skraju miasteczka. Droga urywała się tu przechodząc nagle w pokrytą śniegiem łąkę. Pas bieli (bo przecież nie zieleni – zważywszy na porę roku) unosił się coraz bardziej w górę przechodząc płynnie w zbocze wzgórza znanego mi dobrze z dzieciństwa.
- Tata miał rację.– mruknęłam patrząc na jednolitą warstwę wcale nie tak świeżego białego puchu – Nikt się tu nie zapuszczał od dłuższego czasu. Zwykle w śniegu wydeptana jest wyraźna ścieżka. Wygląda na to, że koniec przejażdżki, Rin.
- Dlaczego?!? – zapytał wyraźnie zdziwiony kolega.
- A chcesz się zamienić w bałwana? – przewróciłam oczami – Trzeba ponieść sanki. Śnieg jest za głęboki.
Półdemon zrobił zawiedzioną minę, ale posłusznie zszedł z sanek i przeniósł je ponad najbliższą zaspą.
- Nie martw się. Jeszcze sobie pojeździsz. O tam jest niezły tor saneczkowy. – wyciągnęłam rękę wskazując na majaczący się ponad nami porośnięty drzewami fragment zbocza.
Oczy chłopaka zaświeciły się a on sam chwilę później znajdował się już kilka metrów przede mną wbiegając na wzgórze.
- Hej! Zaczekaj na nas! – zawołałam przedzierając się w szybkim tempie przez zaspy by dogonić starszego z bliźniaków. Za sobą usłyszałam, że Yukio również zerwał się do biegu.
Na szczyt dotarłam krótko po Rinie. Młodziak siedział na sankach spoglądając w dół, na drzewa tworzące coś w rodzaju slalomu. Był to fragment zbocza, który wskazywałam wcześniej.
- To tutaj? – zapytał, gotowy by ruszyć.
- Tak, ale… - próbowałam mu odpowiedzieć, wyjaśnić, że tor nie jest jeszcze gotowy do jazdy lecz chłopak już sunął w dół zbocza.
Szybko zrozumiał swój błąd. Głęboki na kilkanaście centymetrów puch tylko częściowo ustępował pod wpływem pędu. Przed sankami szybko narastała bariera ze śniegu, która w końcu stała się zbyt duża. Rozpędzone sanki zatrzymały się gwałtownie i odchyliły do przodu a Rin spadł z nich i turlał się jeszcze kolejne kilka metrów aż uderzył jedno z drzew.
- Nic ci nie jest!?! – zawołałam zbiegając w dół.
- Kiepska ta górka. – odparł Rin energicznie otrzepując się ze śniegu i podnosząc z ziemi miecz, który w czasie jazdy trzymał na kolanach. Wyglądało na to, że chłopak jest cały - na jego twarzy widoczne było tylko lekkie, zaczynające się już goić zadrapanie.– Naleciało mi za kołnierz.
Odetchnęłam z ulgą. Obserwując jego upadek widziałam tylko normalnego nastolatka staczającego się ze stromego bądź co bądź zbocza. Dopiero teraz, patrząc na oblepionego śniegiem Rina zdałam sobie sprawę, że sytuacja nie była aż tak groźna. Rin nie był przecież zwykłym 17latkiem. Przy jego sile i zdolnościach regeneracji taki upadek to był pikuś.
- Górka jest w porządku tylko trzeba wiedzieć, co się robi. – wyjaśniłam a na moich ustach zagościł krzywy uśmiech – brak pomyślunku Rina oznaczał dla mnie punkt w mojej cichej rywalizacji. Z kieszeni wyciągnęłam zwiniętą plastikową torbę i rozprostowałam ją, wyjaśniając: – Najpierw kilka razy trzeba zjechać na tym. Żeby trochę ubić tor.
- Super! – zawołał chłopak wyrywając mi torbę z ręki i rzucając się do przodu z zamiarem wbiegnięcia z powrotem na górkę. - Ja pierwszy!
- Nie tak szybko.  – krzyknęłam oburzona i odwróciłam się próbując złapać kolegę. Ten jednak już stał patrząc w jakiś wysoko położony punkt.
To, co zobaczyłam podążając za jego wzrokiem sprawiło, że na moment stanęłam jak wryta. Ponad nami, na samym szczycie wzniesienia dostrzegałam pokaźnych rozmiarów istotę porośniętą mieszaniną białego i szarego futra. Z tej odległości mogłabym uznać, że widzę niedźwiedzia gdyby nie otaczająca stwora na promień kilku metrów najprawdziwsza burza śnieżna.    
- Co wy wyprawiacie? Mieliście trzymać się blisko mnie! Rin! Jesteś cały oblepiony śniegiem… - z góry dobiegł nas głos zasapanego Yukio, który właśnie dotarł do punktu gdzie rozpoczynał się tor. Najwidoczniej jeszcze nie zauważył kreatury. Istota wydała z siebie ogłuszający ryk i podniosła przednie łapy a śnieg znajdujący się bezpośrednio przed nią uniósł się ponad ziemię, po czym runął w dół zbocza tworząc lawinę pędzącą w naszą stronę. Egzorcysta z przerażeniem spojrzał w górę i wydawszy z siebie ciche przekleństwo zaczął zbiegać na łeb na szyję byle dalej od zbliżającego się w szybkim tempie tabunu śniegu.
Rozejrzałam się wokół szukając jakiejś kryjówki. Było dla mnie jasne, że choć ja i Rin zdołalibyśmy uciec zmęczony Yukio z pewnością zostałby wkrótce pogrzebany pod naporem białego puchu. Był tylko człowiekiem.
Mój wzrok zatrzymał się na znajdującej się w pobliżu półce skalnej, którą czasem odważniejsi (czy raczej głupsi) miejscowi miłośnicy białego szaleństwa wykorzystywali do skoków. Rozpędzony śnieg powinien pozostawić za nią niewielką przestrzeń.
- Szybko! Tutaj! – zawołałam biegnąc w kierunku uskoku a następnie kucając tuż za nim, z twarzą przyciśniętą do skały.
Yukio dotarł na miejsce dosłownie w ostatniej chwili. Gdy tylko zdołał się skulić przetoczyły się ponad nami kilogramy śniegu. Zamknęłam oczy i zakryłam głowę rękami. Na plecach czułam pojedyncze uderzenia, które wkrótce zamieniły się w napierający ucisk, gdy przestrzeń za mną napełniała się śniegiem. Trwało to zaledwie kilkadziesiąt sekund jednak chwila ta wydawała mi się wiecznością. Wreszcie huk spadającego śniegu zastąpiła cisza a ja otworzyłam oczy.
Zgodnie z przewidywaniami moja twarz znajdowała się w niewielkiej przestrzeni, jaką rozpędzony śnieg pozostawił przeskakując poza półkę niesiony siłą pędu. Obok mnie dostrzegłam gramolącego się Rina. Z jego drugiej strony kucał Yukio. Oczy miał wciąż zamknięte a jego złożone na głowie dłonie trzęsły się lekko.
- Wszystko w porządku? – zapytałam zerkając na nauczyciela.
- To Yukshe. Śnieżny Szaman. – odparł chłopak otwierając nareszcie oczy i poprawiając okulary by obrzucić zaniepokojonym wzrokiem okolicę. – Musimy wracać. To nie jest coś, co dam radę zabić sam.
-  Przecież masz nas. – powiedział starszy z bliźniaków.
- Żaden uczeń nie da sobie rady z demonem 3 rzędu. Nawet ty Rin.  wyjaśnił Yukio - Ostatnim razem do pokonania go trzeba było zaangażować 8 egzorcystów.
- To bydle zniszczyło nasz tor saneczkowy! – krzyknął Rin wskazując na zasypane śniegiem drzewa. – Może i nie dam mu rady, ale na pewno spróbuję!
I zanim zdążyliśmy zaprotestować porywczy chłopak chwycił futerał z mieczem i wstał nawołując:
- Najpierw spuszczasz na nas lawinę a teraz się kryjesz?! Chodź tu ty przeklęta kulo sierści!
- Przestań! Nie możemy pozwolić żeby to tu przylazło! – ofukałam półdemona ciągnąc go z powrotem do kryjówki a gdy jego brat pokiwał głową aprobując moje słowa dodałam: – Najpierw musimy opracować plan.
Twarz Yukio zastygła w wyrazie osłupienia.