piątek, 3 października 2014

Rozdział 32 - Zmiany. Część 2

Trochę mi to zajęło (no dobrze, długo mi to zajęło...) ale w końcu zmobilizowałam się do napisania kolejnego rozdziału i postanowiłam nie porzucać bloga. Oto długo wyczekiwana kontynuacja. 
Ponieważ przerwa między rozdziałami była tak długa publikuję od razu po zakończeniu pisania (za ewentualne błędy przepraszam). Gdybym chciała stosować się do reguły "czwartek 18:30" rozdział pojawiłby się dopiero za tydzień.
______________________________________________________________________________


Zajęcia tego dnia nie różniły się szczególnie od wczorajszych nie licząc krótkiego wyjaśnienia jakie nauczyciel zaserwował grupie na początku zajęć, tłumacząc swoje spóźnienie. Hetsu i bliźniacy, w akompaniamencie pogardliwych prychnięć Naomi usiłowali dowiedzieć się czegoś o wydarzeniach ubiegłej nocy jednak nauczyciel wybrnął z sytuacji wygłaszając ewidentnie wykutą na pamieć formułkę:
- Na razie musicie wiedzieć tylko tyle, że wszyscy są cali. Na wyjaśnienia przyjdzie czas później, gdy wszystkie okoliczności zostaną ustalone. – po czym dodał, wracając do swojego zwykłego tonu i wyciągając z torby zestaw kartek które chwilę później rozdał klasie – A tymczasem do roboty! Chcecie mieć to z głowy, prawda?
Jak się szybko okazało był to kolejny test, tym razem opisówka. Z Antydemonicznej Farmakologii.
- A już myślałem, że nas to ominie... – mruknął Aro – Niech cię szlag Katou. Musiałeś go szukać?
- To zajęcia dodatkowe. Możesz w każdej chwili zrezygnować. – odsyknął mu fioletowowłosy chłopak. – Niektórzy zapisali się na obóz po to, żeby się czegoś nauczyć!
- Ja nauczyłem się jednego: że zajęcia dodatkowe to jakieś jedno wielkie nieporozumienie. Nic tylko testy i testy. Myślałem, że będą jakieś zajęcia praktyczne...
- Albo grupowe. – dodał Dage, posyłając Yumi figlarny uśmiech. Ta jednak nie zwróciła na to najmniejszej uwagi.
- Nie rozumiem... Przecież aminitki to nie rośliny... – mruczała pod nosem przyjaciółka, najwyraźniej zaabsorbowana jednym z pytań testowych. Nic dziwnego. Dotyczyło rasy jej chowańca.
- Jakby nie patrzeć to rodzaj grzyba. – odparłam, usiłując skupić się na własnym teście.
W głowie jednak wciąż krążyło mi tysiące myśli. Nadal nie wiedziałam co się stało i jak groźna była sytuacja. Rin stracił nad sobą panowanie czy też zmuszony został do ujawnienia przez pojawienie się naprawdę groźnego przeciwnika? Może musiał odwołać się do swojej mocy by chronić przyjaciół? Ale nawet wtedy... czy egzorcyści będą w stanie go zaakceptować? Jest w końcu synem Szatana. Słyszałam pogłoski o błękitnej nocy w której zginęło wielu egzorcystów. Nawet w mojej klasie nie brakuje uczniów którzy stracili w owym pogromie bliskich...
Wreszcie, gdy Słońce chyliło się już ku zachodowi, po przetrawieniu wielu godzin różnorakich testów i wypracowań w głowie miałam taki mętlik, że mój umysł odrzucił od siebie powracające co chwilę zmartwienia i zajął się analizowaniem działania różnych metod Arii zgodnie z poleceniem kolejnego zadania. Nie było mi jednak dane cieszyć się stanem błogiej nieświadomości zbyt długo.
Ciszę wypełnioną jedynie skrobaniem długopisów i sporadycznymi westchnieniami niezadowolonych uczniów przerwała nagle głośna melodyjka przypominająca podkład do hip-hopu.
- Tak? - dźwięk dochodził z torby nauczyciela, a konkretnie z telefonu który właśnie odebrał - Już?... Tak, jasne... Nie, dzieciaki dadzą sobie radę... Jesteś pewna? Mephisto mówił... Rozumiem. Już się robi.
Profesor odłożył słuchawkę i oświadczył:
- Mała zmiana planów. Dyrektor zarządził natychmiastowe zebranie... grona pedagogicznego... wiec musicie przez jakąś godzinę czy dwie zająć się sobą. Katou... - dłoń nauczyciela powędrowała z powrotem do torby i wyjął stamtąd kolejną kartkę papieru którą następnie rzucił prymusowi - To lista tematów przygotowanych na dzisiaj. Dopilnuj, żeby grupa napisała ze dwa wypracowanka, ok?
- Ale... - wymamrotał zaskoczony chłopak. Nauczyciel jednak totalnie go zignorował, w pośpiechu pakując resztę przyborów.
- To mi się podoba, - mruknęłam, zerkając na leżąca przed chłopakiem kartkę. - "Opisz rolę poszczególnych mistrzów w drużynach egzorcystów". Można coś wymyślić...
- Aha, panno Kurimuson. Pani Kurigakure chce się z tobą widzieć, czeka przed drzwiami akademika.
Poczułam, że oblewa mnie zimny pot, szybko jednak opanowałam lęk. Shura była świadkiem wydarzeń z zeszłej nocy. Nie miałam pojęcia dlaczego chce się ze mną widzieć ale ciekawość sprawiła, że byłam gotowa zaryzykować nawet najgorszy z możliwych scenariuszy – że Mephisto zawiódł, Rin został uwięziony lub nie żyje a kobieta przyszła by i mnie usunąć... Wreszcie pojawił się ktoś, kto będzie w stanie mi powiedzieć co się dokładnie wydarzyło i co najważniejsze - co z Rinem! Musiałam się spotkać ze znienawidzoną nauczycielką niezależnie od tego co dla mnie szykowała.
Zerwałam się na równe nogi i pozostawiając ledwie w połowie dokończone wypracowanie wskazujące różnice między sutrą a egzorcyzmami w obrządku katolickim ruszyłam za oddalającym się nauczycielem. Za sobą usłyszałam pomruki klasy. Sądząc po odgłosach bracia Mishima nie mieli najmniejszego zamiaru uznać autorytetu tymczasowego zastępcy nauczyciela. Katou natomiast usiłował uzyskać respekt typowym dla siebie sposobem - wymawiając im, że nie traktują roli egzorcystów na poważnie. Tak jakby ta strategia miała zadziałać na bliźniaków...
Pokręciłam głową i pospiesznie zeszłam po schodach. Na parterze dogoniłam profesora Ashidę który właśnie otwierał drzwi. Zgodnie z jego słowami za progiem czekała Shura.
- Wszyscy nauczyciele mają się spotkać w sali konferencyjnej. – mruknęła, przemykając obok niego i chwytając mnie za ramię. Następnie, ignorując zdziwionego profesora kobieta popchnęła mnie w głąb ginącego już powoli w wieczornym mroku korytarza. – Chodź ze mną. 
Jej głos nie brzmiał przyjaźnie. Rzuciłam profesorowi Ashidzie zaniepokojone spojrzenie, ten jednak uśmiechnął się tylko pocieszająco i opuścił budynek kierując się do centralnej części Akademii. Zostałyśmy same.
- Okej... Co się stało? Co z Ri... – zaczęłam wypuszczać z siebie ciąg powstrzymywanych cały dzień pytań, postanowiwszy tymczasowo oddalić od siebie lęk. Coś jednak w twarzy nauczycielki sprawiło, że zamilkłam i instynktownie cofnęłam się o krok. Jej oczy iskrzyły się desperacją.
- C... zaraz, co ty robisz?! – wydusiłam w końcu, dostrzegając, że kobieta wyciąga przed siebie dłoń i zaczyna malować w powietrzu nieznany mi symbol.
- Pellentesque aliquam augue vel serpent vehicula luctus. – wymamrotała kobieta a niewidzialna ścieżka jaką przed chwilą podążały jej palce rozbłysła purpurowym światłem.
Chwilę później poczułam jak gwałtowny podmuch popycha mnie do tyłu i przeleciawszy w powietrzu kilka metrów uderzam o twardą podłogę. Przede mną pojawił się gigantyczny, fioletowo błękitny wąż przypominający przerośniętego grzechotnika.
- Nie miej mi tego za złe. -  wymamrotała kobieta z udawanym żalem – Sztuczki Mephisto uchroniły Rina, wątpię jednak, żeby Watykan był tak pobłażliwy w stosunku do ciebie. Nie mogę pozwolić, by góra dowiedziała się, że pozwoliłam żyć aż dwójce demonicznych dzieciaków.
Więc Rin żyje... Mephisto udało się złagodzić sytuację. A tak się bałam, że chłopak umrze a ja zostanę a Akademii sama! Odetchnęłam z ulgą. Szybko jednak dotarła do mnie reszta wypowiedzi kobiety. A widok syczącego, oczekującego jedynie na sygnał gada nie pozostawiał wielu możliwości interpretacji.
- Czekaj! – zawołałam, cofając się. – Mephisto uznał, że zasługuję na szansę. Nie złamałam jeszcze żadnych zasad. Nie możesz...
W odpowiedzi kobieta uśmiechnęła się jedynie i zerknęła w kierunku prowadzących na górę schodów a następnie, z usatysfakcjonowaną miną wycofała się do drzwi wejściowych, wyciągając z nich pozostawionych przez profesora klucz i zamykając je od zewnątrz. Zostałam sama. Z olbrzymim gadem zagradzającym mi drogę.
Wąż pozostawał na swojej pozycji, nie pozostawiając mi możliwości ruchu ale też nie atakując a ja wpatrywałam się w niego z niedowierzaniem.
Usiłowałam zrozumieć motywy kobiety. Gdyby rzeczywiście próbowała pozbawić mnie życia wybrałaby skuteczniejszy sposób. Ten wąż... Owszem, wyglądał groźnie i szczerze wątpiłam czy w normalnych warunkach pokonanie go przyszłoby mi łatwo ale nie wyglądał na stworzenie odporne na czarny płomień. Byłam przecież sama, w pustym, zacienionym korytarzu. Nikt mnie nie zobaczy, nikogo nie skrzywdzę...
Gdy jednak tylko o tym pomyślałam zza placów dobiegł mnie zachwycony okrzyk:
- No i to się nazywa zabawa!
Zerknęłam przed siebie i pobladłam. U podnóża schodów stali bliźniacy z nieudawanym zachwytem wpatrując się w węża który teraz zasyczał wściekle.
Więc o to chodziło kobiecie.  Domyśliła się, że nadpobudliwi chłopcy wkrótce wykorzystają okazję by urwać się z nadprogramowych lekcji i będą próbować wymknąć się z budynku. Wąż miał zaczekać na świadków.
Zostałam postawiona przed możliwością: próbować klasycznych sztuczek jak możliwości Arii czy Tamera z których nie miałam jak skorzystać w mojej obecnej pozycji i bez odpowiedniego przygotowania albo też użyć płomieni i dać kobiecie pretekst do zabicia mnie bez sprzeciwiania się woli Mephisto. Spojrzałam w iskrzące się nade mną jadowicie zielone oczy...  
Wąż szykował się do ataku.

czwartek, 17 lipca 2014

Rozdział 31 - Zmiany. Część 1.



Następnego ranka obudziły mnie promienie Słońca przenikające przez zasunięte zasłony. W pierwszej chwili nie za bardzo pojmowałam dlaczego w kącikach oczu zalegają wyschnięte kryształki soli. Wkrótce jednak zdałam sobie sprawę, że są to pozostałości wczorajszych łez a rozświetlające noc błękitne płomienie nie były tylko koszmarem. A taką miałam nadzieję, że gdy się obudzę to wszystko okaże się tylko złym snem... A więc Rin rzeczywiście wpakował się w tarapaty a ja pozwoliłam sobie na pogrążenie się w rozpaczy snując najczarniejsze scenariusze zamiast znaleźć jakiś sposób by mu pomóc albo przynajmniej przekonać się jak poważna jest sytuacja...
Dręczona wyrzutami sumienia podniosłam się z łóżka i podeszłam do okna rozsuwając zasłony. Zerknęłam na odległy las. Wszystko wyglądało całkiem zwyczajnie, po błękitnych płomieniach nie było śladu.
Z przeciwnego końca pokoju dobiegło mnie ciche mruknięcie. Spojrzałam w tamtym kierunku. Na łóżku służącym mi zwykle za tymczasową garderobę leżała jasnowłosa dziewczyna i mrużyła oczy, broniąc się przed nagłą jasnością jaka zapanowała w pokoju.
- Hej. – wymamrotała Yumi, trąc powieki i mrugając. Szybko jednak oprzytomniała a jej następne, przepełnione entuzjazmem słowa i mnie otrząsnęły z resztek snu - Ty naprawdę masz ogon!
Oczywiście... Załamana po wczorajszych wydarzeniach zupełnie zapomniałam o jej obecności i przed wstaniem z łóżka nie upewniłam się, czy charakterystyczny dodatek jest dobrze ukryty pod piżamą. Zwykle, nocując sama w pokoju nie zwracałam na to uwagi. Ukrywanie go pod ubraniem nie należało do najwygodniejszych, zwłaszcza w czasie snu.
- Chyba cię to nie dziwi. – mruknęłam, starając się by mój głos zabrzmiał obojętnie mimo odczuwanego zażenowania. Miałam szczęście, że świadkiem mojej pomyłki była tylko Yumi.
Koleżanka podskoczyła do mnie i spróbowała złapać poruszającą się przez zdenerwowanie kitkę. Zaskoczona cofnęłam się i obronnym ruchem przycisnęłam ogonek do siebie.
- Co ty wyprawiasz! – ofukałam przyjaciółkę – Bawisz się w kota czy jak?!
- Miau! – zawołała dziewczyna, posyłając mi figlarny uśmiech.
- Jesteś niemożliwa... - mruknęłam a mój wzrok padł nagle na stojący na szafce budzik, wskazówki pokazywały godzinę 7:30 – Hej... Co jest?
- Coś nie tak? – spytała koleżanka podążając za moim wzrokiem.
- Dlaczego nikt nas nie obudził?!? – spytałam zaniepokojona i zaczęłam krzątać się po pokoju zbierając ciuchy.
- A powinni? – Yumi patrzyła na mnie zdezorientowanym wzrokiem. – Myślałam, że zawsze nastawiasz budzik...
- Miałam inne rzeczy na głowie. – odparłam, plując sobie w brodę za wczorajszą dezorientację. – W każdym razie powinni byli sprawdzić dlaczego nas jeszcze nie ma... Na co czekasz? Ubieraj się!
- Hai, Hai... – mruknęła dziewczyna i posłusznie zajęła się kompletowaniem swoich ciuchów.
Wkrótce obie opuściłyśmy pokój i udałyśmy się w kierunku schodów.
- Co się wczoraj właściwie stało? Chodzi o Rina, prawda? Co zrobił? Czy te płomienie... – szepnęła koleżanka a gdy spojrzałam na nią karcącym wzrokiem zawołała: - Nie udawaj, że nie wiesz!
- Nie mam pojęcia co zrobił, ale nie wygląda to najlepiej... – odparłam, nasłuchując. Z piętra niżej dobiegały stłumione odgłosy rozmów. - Jeżeli był tam Mephisto...
Głos mi się załamał.
- Dobrze się czujesz? – spytała Yumi, przyglądając mi się uważnie.
- Tak. Wszytko w porządku. Póki co. – odpowiedziałam, starając się przekonać o tym samą siebie. Wszystko musiało być w porządku. Musiałam w to wierzyć. Myśl o tym, że mogę stracić Rina była zbyt bolesna. Sprawiała, że zamieniałam się w nieudolną kukłę.... Co się ze mną działo? Dlaczego chłopak miał na mnie taki wpływ? – Chodźmy.
Koleżanka posłusznie podążyła za mną w dół schodów. Ledwie doszłyśmy do półpiętra gdy dotarł do nas donośny głos:
- Yumi, Erika. Ohayo. – zawołał Dage stojący na korytarzu przed schodami i rozmawiający z bratem.
- Co się dzieje? – spytałam, rozglądając się wokół. Na korytarzu stało więcej osób. – Nie ma lekcji?
- Psor gdzieś zniknął. Pewnie dowiedział się o tym wczorajszym pożarze. odpowiedział mi Aro - Katou poszedł go szukać.
- A właśnie, Yumi nie chciała nas wpuścić do twojego pokoju – Dage puścił oczko do mojej towarzyszki - więc teleskop jest u nas.
- Dzięki, później go zabiorę. – powiedziałam i posłałam Yumi pytające spojrzenie.
- Uznałam, że nie chcesz nikogo widzieć. – wyjaśniła a ja dosłyszałam w jej słowach nutkę kłamstwa. Chciała mnie chronić, pewnie myślała, że pod wpływem złego nastroju mogę zrobić coś głupiego. I wcale się nie myliła. W ciągu ostatnich godzin popełniłam wiele głupstw. Choć mogło być gorzej.
- I jak tam, miłośniczki demonów? – wycedziła Naomi, dołączając do rozmowy – Chyba niedługo skończy się dzień dziecka...
 - O co ci chodzi? – mruknęłam.
- A o to, że wczoraj podobno było ładne przedstawienie. – kontynuowała okularniczka – Błękitny ogi-eń, z pewnością robota demonów.
- No i? – spytałam, choć miałam przeczucie do czego zmierza.
- No i to, że być może Mephisto i reszta przestaną być tak to-le-ra-ncy-jni. – odparła dziewczyna, posyłając mi sarkastyczny uśmiech.
- Nie wiemy co się tam właściwie stało. – mruknęłam. W moim głosie brakowało jednak pewności siebie.
Wiedziałam, że dziewczyna ma rację. Pal licho Rina (no, nie zupełnie... ale w tym kontekście). Co ze mną? Załóżmy, że chłopak - czy jakikolwiek inny demon dysponujący podobną mocą – dokonał zniszczeń i poważnie zranił a może nawet zabił uczestników obozu. Czy ja - jako osoba tak mocno powiązana z demonami - mogłam czuć się bezpiecznie? Czy Mephisto po wybrykach chłopaka nie zmieni zdania i nie zabije mnie ot tak, profilaktycznie? Z pewnością informacja o niekontrolowanym płomieniu dotarła już do wyższych rangą egzorcystów. Czy nie rozpoczną śledztwa?  Jeżeli zaczną węszyć wokół Rina szybko odkryją jak bardzo jestem do niego podobna i zechcą sprawdzić czy przypadkiem i ja nie stanowię zagrożenia. A coś mi mówiło, że nie przyjmą pomyślnie informacji o tym, że po Assiah chodzi sobie nastolatka z mocą pozwalającą jej bez najmniejszego trudu zabić człowieka. Nastolatką, która nie zawsze jest w stanie ową moc kontrolować...
- Muszę... – wymamrotałam, zerkając w dół klatki schodowej – Chyba pójdę poszukać pana Ashidę, może coś wie...
A następnie, nie czekając na reakcję towarzyszy zbiegłam po schodach. Dotarło do mnie, że powinnam uciec jak najdalej od pełnej egzorcystów szkoły. Przynajmniej do czasu aż dowiem się co się wydarzyło. Od tego mogło zależeć moje życie. Nie miałam wiele czasu... musiałam opuścić budynek zanim...
- Profesor Ashida... – bąknęłam, zderzając się w drzwiach z wychowawcą.
- Urocze powitanie. – zachichotał nauczyciel, wpychając mnie z powrotem w głąb korytarza. – Gdzie się wybieramy? Trening się jeszcze nie skończył.
- Ja... mam coś ważnego do załatwienia... – mruknęłam, próbując prześlizgnąć się obok niego. Drogę zagrodził mi Katou.
- Chyba nie chcesz opuścić zajęć? – spytał chłopak przyglądając mi się z uśmiechem – Znowu będę od ciebie lepszy!
- Myślisz, że mnie to teraz obchodzi... – mruknęłam, odpychając go.
- Hej, hej, hej. - zawołał nauczyciel chwytając mnie za ramię. – Żadnych bijatyk.
- W takim razie proszę mu powiedzieć żeby mnie przepuścił. – odparłam, siląc się na to by mój głos brzmiał stanowczo. – To ważne. 
- Katou, pomóż mi zamknąć drzwi. – powiedział nauczyciel a chłopak posłusznie wepchnął mnie ponownie w głąb budynku i przytrzymał. – Świetnie. A teraz biegnij na górę, powiedz reszcie, żeby za 5 minut zeszli do sali lekcyjnej.
Zostaliśmy sami.
- Przykro mi, ale otrzymałem wyraźny komunikat od Mephisto, żeby cię mieć na oku. – powiedział mężczyzna, spokojnym tonem.
- Czy to znaczy... – próbowałam zadać pytanie ale nie potrafiłam ubrać moich myśli w słowa. Gdybym powiedziała zbyt wiele a sytuacja okazałaby się mniej groźna iż myślalam... – Widział się pan z Mephisto? Co się stało? Co z drugą klasą?
- Wszystko z nimi w porządku, jeden chłopak został zraniony ale to nic poważnego. Na razie nie wiadomo co się dokładnie wydarzyło. Mephisto został wezwany jako świadek. Nie masz się czym przejmować.
- Tak, jasne... – mruknęłam. Wiedziałam, że nauczyciel mnie nie okłamuje ale jego słowa wcale mnie nie uspokoiły. Z pewnością mówił co wiedział, to co mu powiedziano... Rozejrzałam się wokół szukając drogi ucieczki.
- Mówię poważnie. - powiedział profesor, ponownie chwytając moją rękę. – Mephisto wie co robi. To nie ma nic wspólnego z tobą. 
- Nie ma... nic... wspólnego... ze mną? – powtórzyłam i spojrzałam w twarz nauczyciela. Jeżeli dobrze zrozumiałam właśnie poinformował mnie, że wie o mojej sytuacji.
- Mephisto zależy na tobie. W przeciwnym wypadku już byś nie żyła. To samo dotyczy Rina.
- Ale wczoraj... – wydukałam, zaskoczona przebiegiem rozmowy.
- Okaż trochę zaufania. Dyrektor to załatwi. – powiedział cicho  mężczyzna a następnie głośniej dodał – No to jak nie masz więcej pytań zapraszam do klasy panno Kurimuson. – i ruszył w kierunku sali lekcyjnej, raz po raz zerkając na mnie przez ramię.
Nie wiedziałam na ile mogę ufać Mephisto ale profesor Ashida najwyraźniej orientował się w sytuacji i naprawdę był przekonany, że dyrektor będzie w stanie sprawić by mi – a być może i Rinowi – nie stała się krzywda. Mogłam podzielić jego opinię albo próbować ucieczki w nieznane.
Westchnęłam i ruszyłam za nauczycielem. Była to rozsądniejsza opcja. Poza tym – naprawdę nie podobała mi się perspektywa ominięcia lekcji. Jeżeli profesor miał rację nie powinnam porzucać moich starań w zostaniu egzorcystką. Dla wielu ludzi może być to w przyszłości jedyny argument by zostawić mnie przy życiu...

wtorek, 10 czerwca 2014

Informacja

Chwilowo zmuszona jestem zawiesić pisanie - napięta sytuacja w szkole, nie mogę się z niczym wyrobić. Będę kontynuować po 27 czerwca.

czwartek, 22 maja 2014

Rozdział 30 – Obóz. Część 2.



Przez chwilę stałam nieruchomo, nie wiedząc jak się zachować. Mój wzrok skupiony był na Yumi której wyrazu twarzy nie potrafiłam zidentyfikować. Dziewczyna przyglądała mi się uważnie i choć wyglądało na to, że stara się zachować powagę kąciki jej ust lekko drżały. Walczyła z uśmiechem. Znając ją była podekscytowana sytuacją a to, że właśnie głośno wskazałam na powiązanie majaczących się na horyzoncie błękitnych płomieni z Rinem było tym na co czekała. Przez cały rok udawało mi cudem się unikać tego tematu (nie żeby koleżanka nie próbowała czegoś ode mnie wyciągnąć) i Yumi wiedziała do tej pory o sekrecie starszego Okumury tylko tyle ile sama była w stanie się domyślić.
To nie Yumi jednak stanowiła problem. Dziewczyna mimo swojej fascynacji demonami i lekkomyślnego zachowania zdołała już udowodnić, że potrafi dochować tajemnicy. Świadkiem mojego bezwiednego okrzyku był również stojący kilka metrów od nas Hetsu. Powoli przeniosłam spojrzenie w jego stronę tak, że nasze oczy spotkały się.
To co dostrzegłam zbiło mnie z tropu. Spodziewałam się, że okularnik przyglądać mi się będzie z mieszaniną lęku i zaskoczenia, a przynajmniej dezorientacji. Tymczasem jednak chłopak patrzył na mnie tak spokojnie jak to tylko było możliwe a jego oczy błyszczały smutkiem.
- To normalne, że się o niego martwisz ale głowa do góry. To nie tak, że są bez opieki. Profesor Okumura i pani Kirigakure na pewno przypilnują, żeby nic im się nie stało. No i w końcu wszyscy są exwire. Nie są bezbronni. To nie to samo co moi rodzice... – powiedział chłopak podchodząc do mnie i kładąc dłoń na moim ramieniu, w pocieszającym geście.
Spojrzałam na niego oszołomiona a chłopak niepewnie odsunął dłoń.
- Znaczy... jesteście z Rinem blisko... Myślałem...
Zamrugałam, szybko analizując sytuację. Nie przyszło mi to do głowy ale rzeczywiście, dla kogoś niezaznajomionego z faktem, że po Akademii biegają wolno dwa półdemony których moc przybiera formę płomieni było to jedyne logiczne wyjaśnienie, zwłaszcza dla kogoś tak wrażliwego jak Hetsu...
- Chyba masz rację. – odparłam wreszcie, wbijając wzrok w błękitną poświatę. – Yukio jakoś zapanuje nad sytuacją.
Widząc jak wiele płomieni szaleje na horyzoncie szczerze wątpiłam w swoje słowa. Wszystko wskazywało na to, że drugoklasiści znaleźli się w tak poważnym niebezpieczeństwie, że Rin nie miał innego wyboru jak tylko się ujawnić albo też chłopak stracił nad sobą panowanie. W obu przypadkach, nawet jeżeli Yukio zdoła coś wymyślić ciężko będzie mu zatuszować całą sprawę. Pożar widoczny był z odległości kilkunastu kilometrów (czego byliśmy żywym dowodem) a kolor płomieni był bardzo charakterystyczny...
Obok siebie usłyszałam metaliczny dźwięk. Zerknęłam w bok, dostrzegając manewrującą teleskopem koleżankę. Pokrętło wysokości zostało jej w ręce.
- Yumi, co ty robisz!?! – spytałam, mrużąc oczy w wyrazie niezadowolenia. Mogłaby przestać psuć mój prezent urodzinowy...
- Chcę zobaczyć co tam się dzieje. – odparła przyjaciółka – Tylko ten twój teleskop jest jakiś felerny.
- Mogę zobaczyć? – wtrącił Hetsu podchodząc do dziewczyny i biorąc pokrętło z ręki. – Tego się raczej nie wyciąga...
Chłopak przymocował część we właściwym miejscu i przesunął teleskop tak, że obiektyw wycelowany był w okolice pożaru. Następnie zaczął udoskonalać położenie. Ogarnął mnie lęk. Jeżeli istniała jakakolwiek szansa na zatuszowanie sprawy nie mogłam dopuścić by ktokolwiek poza osobami znajdującymi się na miejscu zdarzenia odkrył co czy raczej kto wywołał pożogę.
- Teleskop się nie nadaje do obserwacji naziemnych. – powiedziałam, próbując zniechęcić okularnika do dalszych prób.

- O ile wiem, teleskop od lunety różni cię tylko tym, że w teleskopie obraz jest odwrócony do góry nogami. – odparł kolega.
- Różni się też powiększeniem, jasnością i głębią ostrości. Z takiej odległości wszystko będzie rozmazane. – kontynuowałam, starając się by mój głos nie zadrżał. Wiedziałam, że ogień jest wystarczająco daleko by uchwycić ostrość przy użyciu najszerszego z wymiennych okularów.
- Nie zaszkodzi spróbować. – odparł chłopak zerkając przez okular. Momentalnie odsunął jednak wzrok. – Uhh, faktycznie. Jedna wielka mgła.
- To przez to, że masz słaby wzrok! Ja spróbuję.  stwierdziła Yumi odpychając kolegę i rzucając się na wizjer, jednocześnie trącając przymocowane do statywu pudełko z akcesoriami. Klamra puściła i pudełeczko upadło na ziemię, rozsypując wokół zawartość. Hetsu rzucił się by pozbierać części.
- Hmm, ten obiektyw wygląda prawie jak w mojej starej lunecie. – stwierdził po chwili, obracając w palcach znalezisko. Wizjer wyposażony w szeroką soczewkę służący do obserwowania koniunkcji planet. – Chyba będzie miał lepszą ostrość.
Następnie chłopak wstał i próbował zabrać się za odkręcenie starego okularu. Odepchnęłam jego dłoń. Serce biło mi ze strachu. Jeżeli wizjer zostanie zamocowany chłopak bez trudu ustawi ostrość pozwalającą na śledzenie co się dzieje na oświetlonym błękitną łuną obszarze.
- Byłabym wdzięczna, gdybyście przestali dotykać moich rzeczy bez pytania. – wrzasnęłam, nie mając innych pomysłów.
- Przepraszam. Chciałem tylko pomóc. – powiedział Hetsu, wyraźnie zraniony. – Nie chcesz zobaczyć jak wygląda sytuacja? Czy Rin i reszta są faktycznie zagrożeni?
Spuściłam wzrok udając zażenowanie i nagle dostrzegłam potencjalny sposób na wybrnięcie z sytuacji. Znajdowaliśmy się dość blisko skraju ogrodzonego murkiem dachu, w pobliżu miejsca gdzie kończyło się wgłębienie w podłodze stanowiące rynnę. Rów opadał tam gwałtownie, znikając w szczelinie którą deszczówka spływała aż na trawnik kilka pięter niżej.
- No dobrze. Ale ja ustawię teleskop. Daj mi to... – odparłam, wyciągając dłoń po przedmiot. Hetsu podał mi zawiniątko.
Chwilę manewrowałam przy końcówce sprzętu odkręcając stary okular. Następnie przyłożyłam w odpowiednie miejsce nowy wizjer celowo przechylając go o kilka milimetrów i mocno nacisnęłam co sprawiło, że uchwyt przekręcił się w bok a krążek upadł na ziemię i zaczął w szybkim tempie toczyć się w kierunku rynny. Już niemal tam był, brakowało ledwie kilka milimetrów. Wszystko wyglądało jak przypadek, drżenie rąk wywołane stresem... Wtedy jednak po balkonie przetoczył się głuchy odgłos i chwilę później zdałam sobie sprawę, że Yumi leży na podłodze trzymając zgubę w ręku.
- Mam! -  zawołała dziewczyna, wyraźnie dumna ze swojego wyczynu. Miałam ochotę ostentacyjnie uderzyć się w czoło. Albo jeszcze lepiej – uderzyć ją. Zamiast tego jednak uśmiechnęłam się tylko i ponownie wzięłam przedmiot. Musiałam zachowywać pozory.
- Zachowujesz się jakby zależało ci, żebyśmy nie zobaczyli co tam się dzieje. – mruknął chłopak, tym razem wyraźnie zniecierpliwiony.
Znowu zrobiło mi się gorąco. Cokolwiek można było powiedzieć o Hetsu chłopak był inteligentny i znał się na ludziach. Przejrzał mnie. Rzuciłam jeszcze raz wzrokiem na płonący las i zabrałam się ponownie za mocowanie wizjera. Nie miałam do dyspozycji więcej sztuczek a gdybym wciąż się upierała z pewnością okularnik skierowałby w moją stronę wkrótce serię kłopotliwych pytań... chyba nie pozostało mi nic innego jak doprowadzić sprzęt do porządku i liczyć na to, że nie będziemy w stanie dostrzec nic wiele.
- Gotowe. – stwierdziłam w końcu, zerkając przez poprawnie już skonfigurowany sprzęt. Jakość obrazu nie była najlepsza i oczywiście cały kadr był widoczny do góry nogami ale bez większego problemu byłam w stanie dostrzec języki płomieni muskające wyżej położone gałęzie drzew. Z bijącym sercem zaczęłam przesuwać pole widzenia wzdłuż linii horyzontu.
Wtedy usłyszałam odgłosy szybkich kroków na schodach prowadzących na dach. Zerknęłam w kierunku drzwi. Chwilę później wypadli przez nie bliźniacy Mishima.
- Wygrałem! – zawołał pierwszy z nich, zapewne Aro - zwykle odrobinę szybszy od brata. - Wleczesz się jak jakiś ślimak!
- Hej. – zawołał Dage, zerkając w moim kierunku i ignorując obelgę, zresztą niezbyt słuszną. Zjawili się przecież na dachu niemal równocześnie. – Patrz! Ale sprzęcicho!
W następnej chwili zostałam gwałtownie odepchnięta od urządzenia i zostało ono szybko przywłaszczone przez porywczych chłopaków przepychających teraz jeden drugiego by dostać się do okularu.
- No nie pchaj się tak! – mruknął jeden z nich usiłując utrzymać zajętą pozycję.
- Najpierw moja kolej! Byłem tu pierwszy! – zawołał drugi, odpychając brata. Stanowcze uderzenie sprawiło, że znajdujący się przy okularze chłopak zahaczył o tubę i pole widzenia teleskopu uniosło się o kilka stopni.
- Ale ja pierwszy zobaczyłem teleskop!  - odparł Dage. Wracając na poprzednią pozycję i zerkając wreszcie przez wizjer.
- Chciałabym zaznaczyć, że to mój sprzęt... – mruknęłam, ale nikt mnie nie słuchał.
Ty! Ale jaja! Tam ktoś lata na krześle! – zawołał chłopak znajdujący się teraz w posiadaniu urządzenia.
- Żartujesz! – zawołał drugi z braci po raz kolejny odpychając obserwatora. – Faktycznie. Hej... To chyba Mephisto!
- Że co przepraszam? – spytałam z niedowierzaniem.
- Sama zobacz. – powiedział Aro pozwalając mi na dotarcie do soczewki.
Rzeczywiście. Wysoko nad linią drzew, w powietrzu unosił się fotel a siedząca na nim osoba do złudzenia przypominała dyrektora. Charakterystyczny krój kapelusza był wystarczająco wyraźny nawet jeżeli sama sylwetka była jedynie cieniem na błękitnym tle. Po chwili krzesło jakby rozpłynęło się w powietrzu a sylwetka mężczyzny opadła. Zanim zdołałam zmienić wysokość teleskopu Mephisto zniknął już poniżej linii drzew.
Poczułam chwilową ulgę jednak szybko przerodziła się ona w atak lęku. Dyrektor mógł pomóc Yukio w opanowaniu sytuacji ale mógł równie dobrze pojawić się tam z zamiarem ukarania Rina. Karą za utratę kontroli i narażenie ludzi na kontakt z płomieniami była śmierć. Przynajmniej w moim przypadku.
Odskoczyłam od teleskopu, ukryłam twarz w dłoniach i nie mówiąc nic więcej pobiegłam do pokoju. Nie obchodziło mnie co się stanie z teleskopem, nie dbałam już o to co uczniowie mogą zobaczyć. Do oczu cisnęły mi się łzy bezsilności. Chciałam coś zrobić, chciałam go obronić. Tylko jak? Nie miałam najmniejszych szans by dostać się tam na czas... Przeklęta Shura! Przeklęty Yukio! Przeklęty Rin! Dlaczego do tego dopuścili?!